Przeciez to nie nowosc ze prace habilitacyjne i podobne sa w duzej mierze kopiowane. Od niepamietnych lat student zapieprzal zeby zaliczyc przedmiot a wykladowca sobie pozniej te materialy przywlaszczal. Jedyna roznica jest taka ze w przypadku kopiowania z internetu wszyscy wiedza kto byl pierwotnym autorem.
Wg mnie wszystkie materiały naukowe czy publicystyczne powinny być gromadzone w firmach "zaufania publicznego" do których każdy mógłby się potem odwołać i sprawdzić oryginalność danego tekstu. Niestety uczelnie za wszelką cenę ograniczają dostęp do prac naukowych, nawet swoim studentom - stąd niewątpliwa pokusa ściągania - "skoro i tak nikt ma tego nie czytać". Co do publikacji książki to jest to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, szczególnie z rąk osoby "wysoko" postawionej...
PROSZĘ ZMIENIĆ NIEPRAWDZIWY TYTUŁ! Proszę jednoznacznie wyjaśnić, kiedy mamy do czynienia z plagiatem w przypadku kopiowania treści z wikipedii, a nie wprowadzać ludzi w błąd takim tytułem. Plagiat ma miejsce wtedy i tylko wtedy, gdy skopiowany materiał podpiszemy jako stworzony przez siebie. Gdy napiszemy obok jakie jest jego źródło, można dowoli wszystko z wikipedii kopiować. Oprócz tego duża część materiału na wikipedii jest udostępniana w domenie publicznej, wobec czego ich właścicielem jest każdy, w tym wypadku nie trzeba nawet podawać źródła.
1. Przymusowe oddawanie przez studentów licencjatów/magistrantów/doktorantów swoich prac komercyjnemu podmiotowi
2. Brak wypłat wynagrodzeń dla twórców za komercyjne wykorzystanie ich pracy
3. Nieodprowadzanie tantiem do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi
itd. itp. To skandal, którym powinny zająć się organy ścigania. Wygooglaj sobie więcej.
Swoich studentów, którzy oddawali mi prace przeklejone ze "ściąga.pl" traktowałem wyjątkowo surowo, choć spolegliwy i łagodny na codzień jestem. I znów okazałem się głupi jak gówno, bo trzeba było ich pochwalić - Pani była minister a obecnie rektor to promuje, nic w tym nawet niestosownego nie widzi, to pewnie to jest coś chwalebnego, takie przeklejanie z internetu
Nie znam szczegółowych zasad działania plagiat.pl jednak nie kojarzy mi się ona puki co z "firmą zaufania publicznego"; taka instytucja w moim przekonaniu zbierać informację również nieodpłatnie. Np jeśli ktoś reprezentuje uniwersytet to dopłaca i ma wtedy swoje logo, link itp... Jeśli plagiat.pl czy inna instytucja działa jedynie w porozumieniu z wybraną grupą podmiotów to wg mnie się zupełnie nie nadaje. Bo czy statystyczny Kowalski nie ma prawa publikować swoich artykułów na swojej stronie w sieci i w jakiś sposób ich zastrzec? Każdy - albo nikt - musi mieć dostęp do takiego mechanizmu, bo inaczej prawa autorskie to tylko slogan na plakacie...
Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Nie ma tu znaczenia, czy autor prawa "zastrzegł" lub utwór opublikował. Uzależnianie ochrony własności intelektualnej od wpisu do jakiegoś rejestru można porównać do inkwizycyjnego palenia ksiąg - co nie zatwierdzone, to bezprawne.