A cóż to za jakieś cudactwo?
W systemach, w których przechowywane są dane wrażliwe, definiuje się po prostu różne klasy użytkowników i odpowiadające im różne poziomy uprawnień. Użytkownik nie zobaczy danych, do których nie ma uprawnień - to przecież podstawowa zasada budowy wszelkich baz danych. Więc po co coś takiego? To jest jakieś drapanie się prawą ręką za lewe ucho, zamiast rozwiązać problem raz u źródła i tak jak należy...
I to mi się podoba.Są różne sytuacje i różni ludzie.Uważam że to mądre rozwiązanie,bo nie koniecznie muszą być czytelne informacje.Jak nie widać ,to nie kusi,bo nie wiadomo co tam jest,a jak trafi na kogoś ciekawskiego albo gadatliwego to nie wiadomo co z tego może wyniknąć.Jak to się mówi co z oczu ,to z serca.
Może czegoś nie rozumiem (pomijając to co napisał raj), ale jeśli oryginalna, pełna informacja nadal jest w tej zamaskowanej, to to niezbyt bezpieczne jest. Co najwyżej przeciętny Kowalski nie będzie wiedział że (korzystając z przykładu z artykułu) Nowak ma Syfilis. Tylko że, przeciętny Kowalski nie zajmuje się wykradaniem danych.