Aktualizowanie albo wymiana oprogramowania na inną wersję to chyba najbardziej popularny zbywający pomysł wszelkich serwisów. Jak człowiek ma z czymś problemy to zawsze pytają o firmware itd mimo że na ogół problem leży w czymś zupełnie innym.
Taka, a nie inna polityka służy temu żeby człowiek zrezygnował z serwisu i od razu kupił nowe. Dlatego jest tyle ceregieli. To taki test kto kogo przetrzyma.
Jak powiedział jeden z przedmówców: gdybyś coś uwalił podczas samodzielnej naprawy, serwis wypiąłby się i tyle.
Kiedy u nas kombajn HP zaczął zacinać papier (notorycznie, przy każdym wydruku), pani z serwisu zaproponowała żeby może przepiąć kabel LAN do innego gniazda, bo z linią może być coś nie tak. Potem proponowała zmianę firmware'u, podając konkretną wersję -- nie najnowszą, bo najnowsza miała powodować ciągłą i głośną pracę wiatraków. Ot, taka wada, do której serwis sam się przyznał, zamiast wycofać wadliwy firmware ze strony.
Na drukarkę jest wykupiony care-pack, a serwisant przybył chyba po tygodniu takich korowodów "spróbujcie tego, spróbujcie tamtego". To najlepiej świadczy o (byle)jakości ich serwisu.
To ja miałem lepsiejszą przygodę: w firmie kupiliśmy wielofunkcyjny kolor HP i po niedługim czasie padł (wypluwał całe czarne kartki). Po zgłoszeniu przyjechał serwisant,
dłubał pół dnia i nic nie ustalił (podmienił kilka podzespołów i nic), umówił się na kolejną wizytę - skutek ten sam.
Dopiero na trzeciej wizycie "bingo" - wymienił trefny moduł i kombajn naprawił.
Najlepsze w tej historii są procedury serwisowe HP: nie pozwalają serwisantom zabrać sprzętu na warsztat i na czas naprawy wydać sprzęt zastępczy, a także zabrać na wizytę serwisową wszystkie moduły, które można by wymieniać - pozwalają zabrać tylko kilka na raz. Skutek: serwisant musi odbyć wiele podróży, aż "trafi" z częściami.