Podam jeszcze ciekawszy przypadek. Dziś około południa dostajemy informację. Wytoczone nam zostanie oskarżenie o złamanie prawa autorskiego bo mamy zdjęcie czyjeś tam rzekomo. Po godzinie dochodzimy do wniosków wysoce interesujących. Rzekomo ukradzione zdjęcie jest... prywatnym zdjęciem wice szefowej, które ów autor zamieścił na swojej prywatnej stronie z własnym rzekomo autorstwem i jeszcze nas straszy, chcąc wyłudzić pieniądze. Dając czas na ustosunkowanie się i zapłatę odszkodowania na 24h. Na chwilę obecną wice szefowa szykuje sie na oskarżenie kolesia o złamanie prawa autorskiego, a nasza firma o próbę wyłudzenia ;)
A żeby Ci dać przykład jakiś naoczny i świeżuteńki. Zakupiła firma w której pracuję artykuły u zewnętrznego textwritera (jako dodatkowe źródło artykułów i jest to powszechne w mojej branży) - osobę po studiach dziennikarskich. Zapłacone za tekst i zdjęcia do niego. Sytuacja miejsce miała jakoś 2 lata temu. Przed godziną otrzymujemy telefon, że jedno ze zdjęć użyte w artykule jest własnością osoby, która z nami właśnie rozmawia i zostało użyte bez jej wiedzy oraz zgody. Dodam, że zdjęcia otrzymane z artykułem było pełnowymiarowe (czyli maksymalna rozdzielczość aparatu), z pełnymi danymi exif i nie było powodów by uważać, że nie zostało przez textwritera, z jakim była współpraca, zrobione samodzielnie. Równie dobrze można to przełożyć na sytuację, gdy zdjęcie jest "anonimowe" i po jakimś czasie zgłasza się autor oryginalnego zdjęcia. Sytuacja jednak będzie o wiele gorsza, bo wtedy to MY jesteśmy winni naruszenia. Nie ma bowiem możliwości zrzucenia winy na osoby trzecie.
Tak więc pani prawniczko... Jeśli ktoś ma niepoważne podejście to się kończyć może nieciekawie i wciskanie komuś nieprzemyślanych pomysłów może mieć konsekwencje oparte o kodeks. Tego jakoś nie wspomniałaś przy okazji "anonimowych zdjęć". Dla firmy sprawa prosta. Mamy faktury, mamy korespondencję mailową, gdzie textwriter zarzeka się, iż to jego własne zdjęcia. Sprawa jest oczywista. A z oryginalnym autorem już sprawę rozwiązaliśmy polubownie i teraz jest tylko sprawa "co zrobić z oszustem?", bo możemy albo my zareagować, albo przekazać jego dane autorowi, który załatwi to po swojemu. I nie sądzę by było to przyjemne dla oszusta, jakkolwiek sie stanie.
Jeśli więc ktoś chrzani głupoty to najpierw to udowodnij. Ja opisałem realny przypadek, który jednak jest analogiczny dla "anonimowego użycia", jeśli za textwritera podstawimy siebie. Bo tak naprawdę jeśli nie mamy pewnych informacji, to pobierając zdjęcie ze strony jest prawdopodobne, że podobna sytuacja może nas spotkać. Nigdy nie ma bowiem 100% pewności, że właściciel strony rzeczywiście pisze prawdę o autorstwie zdjęć. Tak więc Twoje zapewnienia o tym, iż "zdjęcia są moje własne" są jeszcze mniej wiarygodne niż textwritera z przykładu. My mieliśmy dostęp do wielkoformatowego jpg, rzekomo z jego aparatu, co exif potwierdzał. Jednak dorwał to zdjęcie w takiej wersji skądś.
Jak się przed taką sytuacja zabezpieczysz jako użytkownik? Większość userów nie wie, że można szukać kopii zdjęcia po jego adresie url. Wielu nawet nie sprawdza tego z lenistwa, a nieraz, jak w tym wypadku, nie ma powodów by nie wierzyć źródłu zdjęcia. Prawo jednak jest takie a nie inne. Tak więc Pani prawniczko proszę pisać dokładnie i nie wprowadzać ludzi w błąd. Zdjęcie, nawet anonimowe, po jakimś czasie mogą okazać się posiadać jak najbardziej realnego autora i niekoniecznie tego, od którego je posiadamy. A to może prowadzić do niemiłych sytuacji oraz w skrajnych przypadkach ruszenia procedury związanej z naruszeniem prawa autorskiego.
Tak jeszcze dodatkiem dla tych, którzy wolą coś treściwszego z całości. Rebecca w moim odczuciu podejmuje kontrowersyjne tematy by sobie odreagować na innych. Dopóki rozmowa dzieje sie publicznie, może sobie pluć żółcią i odpisuje nieraz w sposób urągający kulturalnej argumentacji, sięgając do wrzutek osobistych byle oczernić tych, którzy nie zgadzają się z jej zdaniem. Jeśli ktoś decyduje się odpowiedzieć prywatnie, z pominięciem kanału ogólnodostępnego, jego odpowiedź jest ignorowana i nie otrzyma na nią odpowiedzi.
Między innymi z tych powodów uznaję ją za trolla. Jej nie zależy na merytorycznej i kulturalnej argumentacji. Kto nie wierzy, niech popatrzy na jej komentarze oraz posty forumowe. I niech sobie dopowie sam, dlaczego z nią nie chce się pisać ludziom oraz jakakolwiek forma dialogu jest niemożliwa. Można przeciez odpowiadać normalnie albo sięgać po nieczyste zagrania.
Rzucając argumenty chamskie w stylu pokazywanie jaki to jestem "zły" na jednym z for nie podała szerokiego kontekstu, którego zresztą nie znała. Dała link do jednego czy dwóch postów, ale nie wiedziała, że z osobą z owego posta rozmawiałem także prywatnie jako zwykły użytkownik (przez PW właśnie) a nie moderator i mimo możliwości, nie używam swoich uprawnień. Do tego owych kilka postów to zaledwie promil spośród kilku tysięcy moich innych na tamtym forum i gdzie kilkaset razy więcej niż "złych" jest tych, które zostały uznane przez autorów tematu jako pomagające w rozwiązaniu problemu. A dodam, że takie uznanie jest dobrą wolą autora i nie ma on obowiązku tego robić. Powiem więcej. Jako moderator sam sobie zdejmowałem te punkty, które uznałem za niesłuszne i ani jednego nie dodałem sobie. Skala różnic po prostu jest więc przytłaczająca.
Jeśli więc ktoś ma zamiar z rebeccą pisać, niech od razu założy płaszcz przeciwdeszczowy i będzie gotowy na przyjmowanie opluwania siebie oraz obrzucanie błotem. Ta osoba po prostu tak ma i nie waha się tak postępować. I niech każdy próbujący z nią pisać zapomni o innej formie dyskusji niż publiczna. Na prywatną nie odpowiada, gdyż wtedy nie ma okazji się wykazać swoją "zajebistością" przed szerokim gronem. Tym samym jakikolwiek argument, że zależy jej na wyjaśnieniu sprawy można spokojnie włożyć między bajki. Łączcie śmiało te i inne cechy jej charakteru a sami dojdziecie do wniosku, że nie ma sensu pisanie z nią.
A tak dla Twojej informacji Rebecca... Skoro uważasz, że jesteś taka super, to może platforma G+ i pisanie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem? Ja tak robię od ładnie ponad pół roku (konto jeszcze z okresu startu bety na zaproszenie) i nie waham się wchodzić tam w polemikę z osobami, które także tutaj publikują artykuły. Jeszcze żadna nie potraktowała mnie choć w części tak jak Ty to robisz tu. A pisuję tam także w sprawach kontrowersyjnych z osobami na o wiele wyższym poziomie merytorycznym i o znacznie szerszej oraz głębszej wiedzy (także prawnej) niż Twoja.
Uprzedzając pytanie... Nie mam FB i nie zamierzam posiadać. Jedna społecznościówka mi wystarcza to raz, a dwa, że FB mi nie odpowiada jako miejsce zalewu spamem i folwark speców od PR czy marketingu.
Zacznę od końca: Nie czuję się w obowiązku odpowiadać Ci publicznie w chwili gdy zignorowałaś prywatne PW w liczbie trzech z odpowiedziami w sprawie ACTA, choć w temacie od którego zrezygnowałem z pisania do Ciebie czegokolwiek na forum, atakowałaś mnie osobiście, a nie argumenty. Bo prościej znaleźć moich wpisów kilka z ogólnodostępnego forum i wyrwać je z szerszego kontekstu oraz pojechać. To jest właśnie Twoje podejście: po co argumentować - lepiej zmieszać z błotem. Każdy kto ma rozum widzi to nawet w Twoim poście do mnie powyżej. Zresztą co za problem znaleźć taki kawałek w sieci gdy osoba na celowniku podpisuje się tym samym nickiem od ponad dekady :D
Czemu o fakcie PW i braku odpowiedzi nie napiszesz? A może administratorzy mają potwierdzić moje słowa? Ja nie widzę problemu. Mam je wciąż zapisane w Wysłanych z datą 14 lutego 2012 godzina 16:10, 16:11 i 16:12 o tytułach "Zgodnie z obietnicą... PW a nie wpis" oraz kolejne z przyrostkami część2 i część3, bo była za długa dla systemu wiadomości i musiałem ją podzielić. W temacie bowiem wyraźnie napisałem, że na forum jedyny kontakt z Tobą przez PW będę prowadził. Kto chce może sobie prosto sprawdzić. Tak samo jak daty przy postach w podrzuconym przez Ciebie temacie. Nie widziałem byś śpieszyła się z odpowiedzią tam także ;) A że zaczęłaś atakować mnie w sposób daleki od kulturalnego, to nie czułem i nie czuję się zobowiązany do udzielenia odpowiedzi w żadnym z tematów gdzie się razem udzielaliśmy. Może gdy skończysz z pyskówką na poziomie gimnazjum będzie możliwa jakaś dyskusja - w tej chwili nie jest to realne.
Tak więc nadal uważam, że Twoje pisanie jest tylko i wyłącznie z perspektywy: "napiszę tak by wybierać co mi wygodne i mogę pewne rzeczy niewygodne pomijać". A wytykanie mi tu i teraz nie podjęcia rękawicy uważam za zwykły przejaw próby dokopania mi publicznie, z pominięciem faktów nie zawsze znanych osobom postronnym. Z Tobą argumentacja nie ma sensu. Sprowadzić chcesz rozmówcę do Twojego poziomu dyskusji, który jest zwykłą pyskówką. W PW było między o NLP i nadal to podtrzymuję.
I proszę nie wyjeżdżać z tekstami "masz coś z głową". Jeśli nie umiesz utrzymać poziomu dyskusji bez sięgania do argumentum "ad personam" to już świadczy o Tobie. Ja takiej pyskówki nie zamierzam uskuteczniać. Chcesz tak pisać? To znajdź sobie osobę na swoim poziomie kulturalnym.
A teraz do meritum...
To że autor nie jest znany w pierwszej chwili, nie oznacza automatycznie, iż jest on całkowicie anonimowy. Istnieją narzędzia do wyszukiwania materiałów w sieci i przy odrobinie dobrej woli oraz cierpliwości można namierzyć nieraz potencjalnego autora.
Idąc dalej tym tropem, autor może ich użyć do znalezienia kopii swojej pracy w sieci i co wtedy? Pomyślałaś o tym? Tak autor anonimowy może dla używającego określonego materiału przestać być anonimowy. Zwłaszcza gdy stanie się to w momencie otrzymania pozwu o naruszenie autorskich praw majątkowych.
Przyrównałaś siebie? Proszę bardzo... Nie rób z siebie jednak jedynie słusznej wyroczni. Nie każdy kto jest w sieci robi tak jak Ty. To, że Ty tak robisz nie oznacza, że podobnie czyni większość, a to właśnie próbujesz forsować. Poza tym patrzysz jedynie z perspektywy osoby prywatnej w tym momencie, a nie tylko takie funkcjonują w sieci. No ale to przecież dla Ciebie drobiazg... Zrób jakieś sensowne statystyki przekrojowe pośród nie tylko użytkowników indywidualnych ale także firm wszelakich i wyciągnij wnioski. Będą bardziej wyważone. Zwłaszcza, że jak wspomniałaś, masz wykształcenie prawnicze. Ale w świetle tego co piszesz jak na dłoni widać, iż traktujesz to prawo bardzo instrumentalnie i wybiórczo. Tu coś napiszę i pogrożę tym, ale przemilczę trochę o wyjątkach lub wariantach :D Typowo prawniczy bełkot mający straszyć nieuświadomionych i nie znających prawa. Dlatego jako skwitowanie tego zachowania idealnie pasowałby tu jeden mem, znany powszechnie jako: "Bi.ch... Please..." lub też powiedzonko "Bujać to my, a nie nas!"
Obowiązku nie ma, ale z reguły regulamin sensownego serwisu określa jak są traktowane materiały użytkowników i sam narzuca licencję, ale pozwala ją zmienić. Na tej zasadzie działają zarówno stocki jak i choćby youtube. Brak określenia licencji i autorstwa tylko na pierwszy rzut oka wydaje się "zbawienny". Z takich materiałów jednak nie mogą i tak korzystać firmy. One się do Ciebie zgłoszą w razie chęci użycia, by mieć wszystko czarno na białym. Twoje "ułatwienie" tyczy bowiem tylko określonej grupy użytkowników. Są takie licencje, o których wielu nawet nie słyszało a są tak liberalne, że większość znanych jako liberalne przy nich wygląda na surowe. Przykład - beerware :)
Co do praw autorskich to widać, że wybierasz wygodnie dla siebie... To prawda, że prawa autorskie osobiste są niezbywalne... ale są także prawa autorskie majątkowe, o których po prostu "zapomniałaś wspomnieć". Jeśli jestem autorem i sprzedam swoje prawa majątkowe komuś, to mimo iż nadal jestem autorem, nie posiadam prawa do swego dzieła. Przykład? Malarz. Zrobi obraz, sprzeda. Jest autorem? Jest. Ma prawo do obrazu? Nie, bo go sprzedał.
A tu mamy właśnie z taką sytuacją do czynienia gdy ktoś udostępnia swoje dzieło, ale jest ono nieraz powielane bez uzyskania "zezwolenia" na jego dalsze rozpowszechnianie wykraczające poza dozwolony użytek. A ja się nieraz natknąłem w sieci na materiały graficzne niby darmowe, ale po chwili wyszukiwania okazywały się produktem objętym jakąś licencją. Ktoś kupił i puścił dalej w obieg, już za free, choć licencja na to nie pozwalała. Albo zwinął grafikę z jakiejś strony i też pchnął dalej.
I tak postępuje wielu użytkowników indywidualnych. Udowodnisz mi że się mylę? Ja dopóki nie widzę licencji - nie wierzę w darmowość. Poza tym mając źródło i licencję wprost, jestem kryty w razie gdyby mnie oszukano. Radzę się zapoznać z choćby zwrotem "działaniami w dobrej wierze", które w polskim prawie funkcjonuje jak najbardziej.
W Polsce nie obowiązuje co prawda Public Domain, ale jest własność publiczna państwa (odsyłam do Konwencji Berneńskiej), poza tym coraz częściej stara się wspominać o CC0. No i istnieje także problem dzieł osieroconych.
Jeśli więc z mojej strony wytykasz nieuctwo, to ja radzę czytelnikom Twoich postów sprawdzać rzetelność i kompletność Twoich informacji, gdyż są zwyczajnie wybranymi strzępkami, które mają za zadanie dopasowanie teorii do, z góry ustalonego, punktu widzenia. Ja mam swój rozum, znam prawo w tej materii, bo mnie obowiązuje w życiu zawodowym od lat i wiem kiedy zwyczajnie czegoś nie dopowiadasz, przemilczasz.
Inna sprawa to szafowanie CC już raz Ci wytknięte. Nie istnieje CC samo w sobie... Zawsze ma dodatkowe uściślenia Najbardziej "wolna" jest CC0, każda inna zawiera zawsze CC-BY, czyli uznanie autorstwa. Dlatego właśnie wracając do Twojego zdania wcześniejszego to "ograniczenia wypływają z licencji a nie autorstwa", ale brak licencji na część użytkowników także nakłada ograniczenia. Więc proszę zanim zarzucisz mi nieznajomość tematu, przeanalizuj więcej niż tylko swój egocentryczny światopogląd. Nie każdy robi jak Ty, nie każdy też ma Cię za wyrocznię prawną, którą wszak nie jesteś.
podałeś nieadekwatny przykład ... za jazdę bez biletu -jeśli Cię złapią- i tak musisz zapłacic za bilet a ustawodawca przewidział w takim przypadku karę grzywny ... czyli jak sam widzisz wyrównałeś wyrzadzoną krzywdę :) , bo gdybys musiał zapłacić za bilet [powiedzmy że kosztuje 3 pln ] 9 pln to byś powiedział a za co ? a tak płacisz te 3 pln i grzywnę .
w przypadku opisanym w artykule właśnie tak masz płacic ... WIELOKROTNOŚC wyrządzonej straty co kłoci się z zapisem o naprawieniu szkody ... i tyle ...