Niestety (albo i stety ;) ) AI to dziedzina jak każda inna. Ma swoje ograniczenia, ale jak każda nowinka ma swoje ograniczenia. Trudno o młodości też pisać, skoro dziedzina ma ponad pół wieku, czyli jest niewiele młodsza niż sam komputer. Ale dopiero od niedawna stała się popularna za sprawą publikacji najróżniejszych czy mediów wszelakich. To co jest najbardziej przyciągające uwagę, czyli samodzielne myślenie bądź uczenie się, jest bardzo złudnym wrażeniem, na dodatek obciążającym zasoby i czasochłonnym.
Roboty eksplorujące rzadko posiadają algorytmy uczące się. Mają pewne wzorce zachowań z góry zaprogramowane, bo ich działanie ma być pewne. Przy nauce byłyby zbyt obciążające dla całego układu obliczeniowego. Dlatego AI w dużej mierze to jeden cykl nauki z wieloma wzorcami i potem już określanie podobieństwa nowych rzeczy do już znanych i przechowywanych "w pamięci". Z tym, że w odróżnieniu od tradycyjnych algorytmów, wskazania mogą być na podstawie niepełnych informacji lub wybierają coś wskazując prawdopodobieństwa, że to jest akurat to. Są więc dość elastyczne.
Teraz masz program, który na podstawie danych, z którymi nie miał do czynienia wcześniej lub nieco innymi niż zapamiętane, będzie musiał decydować czy skręcić gdzieś czy zawrócić. Oceni on "trafność decyzji" procentowo i wybierze tę z najwyższym wskaźnikiem powodzenia. Tak wygląda jego inteligencja. Ma do dyspozycji mnóstwo czujników, które mu te dane dostarczają i nawet awaria któregoś nie musi poważnie wpłynąć na działanie, gdyż program go może uznać za przekłamany i usunąć z danych oraz pracować bez niego. To tak jakbyś wskoczył bez okularów do wody. Wzrok przestaje być tak istotny, ponieważ widoczność się ogranicza. Za to inne zmysły zyskują wyższą "wagę".
Na podobnej zasadzie działają sieci neuronowe. Cała informacja jest "zapisywana" w węzłach. Przypuśćmy masz cyfrę umieszczoną na 25 pikselach (5 x 5). Uczysz system jak wyglądają owe cyfry czyli tworzysz obraz pikseli i wpuszczasz systemowi do nauki. On ma 25 neuronów, które reagują przechowywaniem informacji jakie jest prawdopodobieństwo "świecenia" piksela. Zapamiętują prawdopodobieństwo, ale nie dla każdej cyfry z osobna tylko jako pewną średnią. Przebiega taki cykl przepuszczenia wszystkich wzorców ileś razy. Z każdym kolejnym lepiej się dopasowując Innymi słowy ustawiają mu się wagi. Gdy system się nauczy już (albo wszystkie cykle się skończą lub gdy osiągnie się założony poziom błędu), nowe sygnały są przez owe neurony przepuszczane i system sobie liczy sumę. Na podstawie tego przypisuje nowy sygnał do już posiadanych. Dzięki temu nawet niepełny wzorzec, rozbity na odpowiednio dużo neuronów może być zakwalifikowany do prawidłowego. to jest tak zwane "uczenie z nauczycielem". Są sieci z "uczeniem bez nauczyciela", których przykładem są sieci Kohenena. Ogólnie działów w AI jest wiele, ale tylko niewielka część rokuje nadzieje na rozwój. Zresztą czemu się dziwić, skoro znaczna część kończy żywot na maszynach do optymalnego gotowania ryżu? ;)
Co do "złego webmastera" kopia kopią, ale straty poniesione przez firmę mogą być znaczne. Zależy od jej popularności i zabezpieczeń w stylu backupy. Nie każda robi je regularnie. wyobraź sobie teraz, że założyłeś konto w serwisie, opłaciłeś, a za 2 dni Twojego konta nie ma bo zaszła taka sytuacja, a webmaster nie miał kopii i zapewne nie ma jak Twoich informacji odtworzyć. Inna sprawa, że jego działanie naraziło firmę na straty i dodatkowo doszło do zniszczenia danych, co już podpada pod atak hackerski i sąd nie będzie pytał w takim wypadku o przyczynę działania. Motyw informatyka nie przesłoni jego skutków. kara najwyżej nie będzie aż tak surowa i tyle. Bo znowu dotykamy "materii niematerialnej" i jej innego traktowania przez sądy. O ile za zabójstwo będąc niepoczytalnym w chwili popełnienia przestępstwa zapewne ostro skracają kar lub nawet rezygnują wysyłając na krótko do zakładu, tak za atak uznany za hackerski zazwyczaj sądy walą kary bez jakichś sentymentów i rzadko je zmniejszają ze względu na okoliczności. Bo jak się tłumaczyć? Ataki są zazwyczaj świadome i dobrze zorganizowane.
Co do kopii to nie do końca mnie chyba zrozumiałeś. Sprzedając całkowicie prawa do produktu - tracisz możliwość korzystania z tego co stworzyłeś. Sprzedajesz bowiem prawa majątkowe do niego. To tak jakbyś sprzedał rzecz normalną. Czym innym jest sprzedanie egzemplarza jakiegoś programu licencjonowanego. Tam kopii możesz sprzedawać na miliony. Prawa pozostają przy Tobie i robić z kodem możesz co chcesz. To dlatego właśnie firmy wykupują firmy z określonymi rozwiązaniami. Za jednym zamachem zgarniają ludzi z doświadczeniem, ich programy (program napisany w ramach pracy w firmie jest JEJ nie Twoją własnością) i prawa do produktów. Ogólnie dlatego w świcie cyfrowym wszystko jest takie zagmatwane. Nie można bowiem przenosić praw świata realnego na cyfrowy. To tyle dziur w trawie by sprawiło, że cokolwiek w tej dziedzinie jako zmiana niosło by ogromne ryzyko złamania prawa lub otworzyło by furtkę do jego łamania.
Nawet mimo nieco odmiennego podejścia prawnego trzeba w tej branży pilnować się ostro i być bardzo zachowawczym. Na nowości i szaleństwa mogą pozwolić sobie tylko skrajni: giganci, którzy mają na to kasę i startujący, którzy i tak nie mają nic do stracenia. Przykładem jest Ubuntu. Teraz najbardziej znana dystrybucja Linuxa w świadomości społecznej, choć jeszcze jakiś czas temu kompletnie 0 się o niej wiedziało poza pewnym gronem. Dlaczego tak jest? Bo ma wsparcie finansowe pewnego milionera, który może w nią pompować kasę na rozwój, zatrudnianie programistów ulepszających produkt, a nie tylko licząc na środowisko Open Source. Kiedyś z tego powodu znany był RedHat (i nadal w sumie jest), który ma wsparcie fundacji.
Nie wiem czy wiesz, ale taki MySQL wcale darmowy nie jest, a po przejęciu przez Oracle następują w nim zmiany, które webdeveloperom nie zawsze się podobają. W jednej z najnowszych wersji choćby wycofano obsługę jednego z 2 najbardziej popularnych silników zapisu danych (InnoDB). Jest ona dopiero w wersji komercyjnej MySQL, czyli musisz wykupić licencję by jej użyć. To ruch, o którym zwykli userzy zapewne nigdy nie słyszeli,za to wkurzyła osoby zajmujące się hostingiem na małą skalę. w efekcie możliwe że oni zostaną przy wersji najstarszej, która go posiadała lub zostaną zmuszeni do przejścia na inny produkt i zapewne wybiorą postgresql. czyli mają jakiś wybór, tyle że problem jest taki, iż różnią się one pod pewnymi względami i konieczne staje się migrowanie oraz nauka nowego dialektu sql. Takie sytuacje to nic niezwykłego w tej branży, co zmusza informatyków do ciągłego kształcenia się. Stąd właśnie także wysokie ceny usług. To co znałeś rok temu, w chwili obecnej może być już nieaktualne, niebezpieczne lub niedozwolone. Taka jest specyfika tej pracy i ludzie w IT to akceptują, ale też za nią wymagają odpowiedniej kwoty na rachunku.
Za ten technologiczny wyścig ludzie w branży płacą naprawdę wieloma problemami zdrowotnymi, choć społeczeństwu się wydaje, że mają fajną i lekką pracę. Nie jest to niestety prawdą. Zwłaszcza w naszych czasach, gdzie mimo pozornej informatyzacji mamy coraz więcej analfabetów, "analfabetów cyfrowych" i zwykłych leni. Naprawdę czasem ręce opadają gdy po raz któryś masz telefon, że "serwis nie działa", choć problem jest "między krzesłem a klawiaturą", czyli osoba ta zrobiła gdzieś błąd, system wali dużymi literami gdzie jest problem, jednak osobnik nadal uważa, że to on ma rację, a nie komputer. Takim osobom nie da się przetłumaczyć. Dzień świstaka kilka razy pod rząd. Jednego dnia poprawią, drugiego robią ten sam błąd. Oczywiście na to by skorzystać z linka "Pomoc", "Poradnik" lub FAQ są zbyt dumni, a nam oszczędziło by nieraz kwadrans tłumaczenia co jest nie tak i dlaczego.
Nieraz bowiem koleś tak zagmatwanie tłumaczy, że ludzie normalnie się obsługą klienta zajmują nie wiedzą o co chodzi i jest tylko: "Połączę Pana z informatykiem, on o wyjaśni". Dziennie z takiego powodu traci się nawet około godziny lub więcej w mniejszych firmach. A terminy nowych funkcjonalności, zapowiedzianych na miesiąc czy dwa w przód nie są z gumy. Nie można ich od tak sobie "przesunąć".
Ja do Twoich wypowiedzi rzadko miałem coś, jeśli nie poruszałeś sprawy prawa autorskiego w kontekście "Kopiujcie oprogramowanie, bo Bóg kazał się dzielić" ;) Zresztą w pewnych aspektach prawnych i/lub społecznych popierałem możliwość "piractwa" ze względu na IMHO głupotę prawa autorskiego i jego coraz większą restrykcyjność pod wpływem działań organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, które próbują się wpieprzać między wódkę a przekąskę, byle coś uszczknąć dla siebie. Nawet wbrew woli samego autora. Dla mnie to wrzody, które należało by wypalić i tyle :) Dlatego właśnie uważam, że nie kijem należy ludzi traktować, ale ich wychować w poszanowaniu praw innych.
Wyobraź sobie sytuację, gdy nie ma piractwa, ani RIAA oraz całej tej MAFII, ale rynek jest zdrowy. Są produkty komercyjne za określoną kwotę i produkty dla nich alternatywne (zarówno komercyjne tańsze odpowiedniki jak i darmowy soft). Masz przykłady nawet pośród IT. Drukarki :) Możesz kupić tusz firmowy lub tańszy zamiennik czy też sam tusz/toner i dokonać uzupełnienia. Wszystkie te formy na rynku współistnieją, choć kolidują ostro ze sobą. Słyszałeś by producenci tuszy się burzyli na zamienniki lub "dopełniacze"? Informują jedyne że: "nie biorą odpowiedzialności jeśli produkt ulegnie awarii w takim wypadku". Twój wybór czy skorzystasz i jeśli zepsujesz to tracisz gwarancję. To Ty podejmujesz decyzję, która może się zakończyć wysokimi kosztami. Producent Cię lojalnie informuje. Może przykład niezbyt trafny, bo trudno w świecie materialnym znaleźć przykład analogiczny do sprzedawania oprogramowania, ale myślę, że łapiesz ideę. Świadomy użytkownik za swoją wygodę by zapłacił, jeśli uznałby za faktycznie warte wydanych pieniędzy. Taka sytuacja jest dobra dla wszystkich. Trudno by było nawet o monopol z racji dużej konkurencji. Jak już kiedyś pisałem, piractwo przyczynia się do monopolu z racji przywiązania użytkownika do produktu. Gdyby przypuśćmy Photoshopa nie piracono, to czy jego udział w świadomości użytkowników byłby taki duży? Skądże. Tymczasem mamy obecnie sytuację, gdy część osób bez niego nie potrafi przeskalować zdjęcia, bo nie zna do tego celu innych narzędzi. Każda edycja grafiki rastrowej = użycie Photoshopa. Od biedy przecież można do tego celu użyć nawet windowsowego Painta :) Owszem, jest to masochizm, ale tak samo dla mnie zmiana rozmiarów obrazka poprzez użycie Photoshopa jest strzelaniem do muchy z armaty ;)
Mogę więc powiedzieć chyba o sobie, że nie jestem zwolennikiem konkretnej strony tego konfliktu. Ja chcę po prostu normalności i "zasiania" pewnych postaw w ludziach. W chwili gdy zniknie piractwo zniknie też sens istnienia takich organizacji jak ZAIKS. Bo niby kogo miały by chronić i przed czym?dopóki więc będzie istniało piractwo - takie organizacje będą istniały. Gdyby jednak ich nie było ale piractwo istniało to użytkownicy nie mieli by świadomości, że coś robią nie tak i rynek cyfrowy by umarł. Nikt by nie chciał z nim mieć czegoś wspólnego, bo z góry to byłaby porażka komercji. Nikt by nawet serwerów webowych nie chciał utrzymywać, bo to same straty by przynosiło, a te pokrywałby wyświetlaniem masy reklam. A kto by tworzył coś takiego jak adblock? przecież jedna kopia tego w necie = mają to wszyscy? Z kolei istnienie organizacji przy braku piractwa skończyłoby się ich upadkiem bardzo szybkim. Artyści nawet by nie chcieli do nich przystępować. Nie mieli by żadnego powodu do tego :) To jest logika żelazna. obie strony nie mogą bez siebie istnieć. Przewaga jednej z nich niszczy rynek w jakiś sposób. Albo jest więc między nimi względna równowaga albo nie ma ich wcale. Inne opcje nie wchodzą w grę tak naprawdę. Inaczej byłoby jak w opisywanych w "IT fiction" wizjach przyszłości. a te nie nastrajają pozytywnie.
Zaskoczyłeś mnie tym, że idea sztucznej inteligencji jest taka złudna, że jest jakby ślepą uliczką. Dziwne, bo dużo się słyszy o rozwoju tej dziedziny wiedzy i pracy nad jej rozwojem w grach, czy robotach, które mają np. eksplorować inne planety itp. Ale nie sprzeczam się, bo mam blade pojęcie o tym.
Jeśli chodzi o zemstę twórcy serwisu internetowego, który nie dostał zapłaty za niego, to po części rozumiem złość autora i jego zniszczenie tej strony internetowej. Tylko że w tym przypadku jak również w przypadku wolnego rozpowszechniania komercyjnego oprogramowania dominuje jedna podstawowa zasada: kto sprytniejszy ten lepszy. A z drugiej strony ten nieuczciwy odbiorca usługi mógł skopiować zawartość takiej strony i po jej usunięciu - stworzyć taką samą na innym serwerze na drugim końcu świata :-).
Zgadzam się w kwestii nienormalności zaostrzania prawa, które coraz bardziej zakazuje dzielić się muzyką i tym, jak trudno je zdefinować, np. właśnie w przypadku głośnego odtwarzania. I pewnie niedługo takie głośne granie we własnym domu będzie traktowane jako publiczne odtwarzanie i ostro karane...
Nie wiedziałem, że nie można wykorzystać tego samego kodu własnego programu do stworzenia innego, podobnego i jego sprzedaży. Przecież to jest bez sensu! Skoro można zarabiać na JEDNYM programie, ale dostając zapłatę (teoretycznie oczywiście) za każdą jego kopię, to dlaczego nie można zrobić kopii własnego programu i coś w nim zmienić/dodać i sprzedać jako inny? Albo coś źle zrozumiałem. W każdym razie nieistotne już, bo tu zbyt długa dyskusja się toczy, ktoś może to uznać za spam :p.
Tak na koniec to muszę stwierdzić, że od początku miałem Cię za bardzo inteligentnego i wykształconego człowieka, co widać po wypowiedziach, różnych fachowych okerśleniach itp., tylko wkurzała mnie Twoja bardzo restrykcyjna i jednoznaczna wizja odnośnie praw autorskich (głównie do oprogramowania). Rozumiem tę postawę, skoro jesteś po tamtej stronie i popieram Twoją działalność w kierunku usług internetowych zamiast sprzedaży programów. Bo tych pierwszych nie da się skopiować tak łatwo, także to jest bezpieczniejszy wybór. A ja tak naprawdę też nie jestem takim zwyrodnialcem, który pobiera na skalę masową wszystko jak leci - muzykę, filmy, programy i im nowsze tym lepsze, całe terabajty itd. ABSOLUTNIE NIE! Jak już pisałem, często wolę starsze wersje programów/gier i może ok. 3 razy w roku zdarzy się, że coś małego ściągnę (typu jakiś program do proxy albo nieraz i darmowe - emulator czy VirtualDub) i w miarę potrzeby. Także są to okazjonalne przypadki, bo mając podstawowych kilkanaście programów w systemie, prawie nie mam potrzeby aby dokładać ciągle nowe.
Już ponownie. Miałem nie wracać, ale chciałbym Ci tylko zwrócić uwagę, że zmiana dokonana w czyimś dziele, potem udostępniona jako własna także jest objęta prawami autorskimi w ściśle określonych warunkach. Jeśli się je spełni to test to, o ile dobrze pamiętam nazewnictwo, "dzieło odtwórcze". Tak więc do pewnego stopnia taka sytuacja, jak opisana przez Ciebie, może być w pełni legalna. Oczywiście jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Dlatego też każdej osobie polecam sięgnięcie do niej zanim zacznie się ze mną w materii prawa autorskiego spierać. Czasem okazuje się, że piraci rzucają przykładami ładnie opisanymi w owej ustawie jako to, czego by chcieli żeby było legalne, a ustawa to dopuszcza w określonych wypadkach :D wiem wtedy, że mam do czynienia z osobą, która naczytała się bzdur w sieci, nie sięgając do ustawy w naszym kraju obowiązującej i regulującej to. To jest właśnie zabawne często. Ludzie zamiast sięgać do źródeł naczytają się dziesiątek interpretacji, które nie zawsze są ze źródłem zgodne, gdyż są tylko subiektywnym zdaniem piszącego. A Twoje opinie w części takie były. Chciałeś czegoś, co jest prawnie uznawane za dozwolone w części przypadków. Nie mogłem więc nie pomyśleć: "On ustawy nawet nie czytał. Inaczej by tego nie napisał!"
Co do bycia artystą czy ścisłowcem, to mnie trudno jednoznacznie zaszufladkować. Niby IT, matma, fiza, chemia (na poziomu conajmniej liceum, a często i wyżej) w małym palcu, ale z drugiej strony popatrz na "eseje" tutaj w temacie. Żona mi często mówi, że powinienem pisać książki zamiast posty na forach :D Nie tylko ona zresztą ;) Skończyło się jak na razie tylko na opowiadaniach.
Co do AI to nie dziwię się. Matma jest tam taka, że głowa boli od patrzenia na same wzorki, które trzeba implementować ;) Miałem to szczęście, że trafiłem wśród wykładowców na uznane autorytety w tej dziedzinie. Na dodatek z żyłką dydaktyczną. Dużo rzeczy potrafiłbym wyjaśnić nawet obudzony w środku nocy ;) Aczkolwiek zagłębianie się w to stanowczo ludziom odradzam. Nie dlatego żeby nie mieć konkurencji czy dlatego, że to naprawdę skomplikowana dziedzina, gdzie bez porządnej znajomości matmy nawet nie ma co podchodzić. Po prostu uważam obecny kierunek ich rozwoju za ślepą gałąź. I wiele osób myśli podobnie. To takie trochę akademickie rozważania, ale w praktyce mało przydatne. Niewiele rzeczy z tego ma sens się rozwinąć. Moim zdaniem najbardziej obiecujące są algorytmy genetyczne. Najmniej, szalenie popularyzowane sieci neuronowe. Poza tym, jako osoba tym się zajmująca, muszę jasno powiedzieć osobom, które się jarają tą dziedziną: algorytmy polegające na tępym szukaniu spośród możliwych rozwiązań są bardzo często szybsze i ogólnie wydajniejsze. AI w chwili obecnej to po prostu sztuka dla sztuki i rozważani, które nie wyjdą poza uczelnię i ciężko jest tę wiedzę gdziekolwiek wykorzystać.
Co do winampa i gg. Nie używam :) Foobar2000, Miranda, Kadu, GG2, XmmS, Amarok (zależnie od OSa włączonego).
Jeśli chodzi o przywiązanie to nie wynika ono z tego, że jestem programistą, więc lepiej dla mnie żeby inni nie byli piratami. Jak wspomniałem, nas programistów też obowiązuje to prawo, a nas jest najłatwiej wychwycić. Jeśli ktoś jest na pierwszej linii ognia to musi mieć oczy dookoła głowy. Z czasem to wchodzi w krew na tyle, że pisanie głupot na tematy prawne związane z IT jest tak śmieszne, że aż irytujące. Przestrzeganie tego prawa chcemy też by było dwukierunkowe. Wielu z nas zostało już przez cwaniaków wykorzystanych, zrobiliśmy coś i nie ujrzeliśmy zapłaty, choć z naszej strony wszystko wykonaliśmy jak należy. To nie jest więc tak, że siedzi się kilka tygodni i masz potem ileś tysięcy. Czasem najgorsze jest wyegzekwowanie zapłaty od klienta. Nie zawsze się to udaje. Nawet mimo podpisanej umowy. Taki soft pisze się zazwyczaj na indywidualne zamówienie dłuższy czas. Przez ten okres nie zarabiasz, tylko żyjesz z dotychczas zdobytych środków finansowych. Każdy kto nie zapłaci daje Ci mocno w kość bo ten okres jest często stracony. Rzadko kiedy napiszesz podobny soft komuś innemu lub wykorzystasz jego część w innym projekcie. Samodzielna praca jest tu obarczona naprawdę dużym ryzykiem, ponieważ zapłatę widzisz najczęściej dopiero po kilku tygodniach pracy, a nie regularnie co miesiąc, czy dzień po dniu.
Ja naprawdę się branżom pewnym nie dziwię, bo dochód w nich jest tak niepewny jak to, czy jutro będzie ładna pogoda. I nie mówię tu tylko o IT czy rynku multimediów. Właśnie dlatego oprogramowanie jest często drogie. Nieuczciwi klienci zbierają swoje żniwo, jak również wymuszają tworzenie coraz to nowszych i bardziej upierdliwych zabezpieczeń. Gdyby mieli pewność, że ich klienci nie zrobią w balona, a prawo będzie faktycznie chronić, to rynek zabezpieczeń by nie istniał. Bo po co chronić coś, za co wiesz, że ludzie zapłacą? Dlatego wybrałem najbardziej bezpieczną formę pracy w IT - webdeweloperkę. Tutaj gdy coś pójdzie nie tak, mam często szansę odzyskać projekt lub go zablokować jeśli jestem sprytny. Najśmieszniejszy, a jednocześnie najbardziej wyrazisty, przypadek o jakim słyszałem to firma, która zamówiła projekt serwisu swojego, ale nie zapłaciła za niego, choć go używała i śmiała się z twórcy. Programista się wkurzył w końcu po iluś próbach polubownego uzyskania zapłaty. Nie powiem jak, ale uzyskał dostęp do firmowego serwera i zwyczajnie tę stronę im skasował. To już było złamanie prawa z jego strony i nie popieram tego co zrobił. Pytanie jednak zasadnicze się nasuwa: Czy miał do tego prawo? Dlatego, co jest może dla wielu niezrozumiałe, programiści nie podnoszą problemu piractwa jako takiego, ale ochrony prawnej tego co tworzą. Bo to firmy są ich głównym źródłem dochodu. Nie użytkownicy prywatni. Ci zazwyczaj nie mają środków wystarczających na opłacenie lub wybierają projekty pisane "na jedno kopyto", gdzie dostają gotowca, który się tylko nieco przerabia do ich potrzeb. I to jest tanie, darmowe lub co łaska. Zależnie od włożonego w przeróbki czasu lub wzajemnej umowy (choćby link do strony autora lub umieszczenie jej w portfolio). Niektórzy jednak nawet tu przeginają, chcąc zrobić drugą naszą-klasę i nie zapłacić nawet złotówki. Bo i takie przypadki się nader często zdarzają.
Co do muzyki to tutaj jest bardzo niejasne polskie prawo i po prostu nieuregulowane w sposób dający jednoznaczną wykładnię, że tak można, a tak nie. Przykład? Jeśli mam dobre głośniki i puszczę je głośno, to jest to już publiczne odtwarzanie, skoro wszystkie okna mam zamknięte, ale i tak dla dźwięku przepuszczalne? ;) Takich wątpliwości jest wiele. Również co do tego po ilu latach utwory tracą część praw i stają się dostępne do użytku niekomercyjnego. W przypadku filmów (na pewno w USA) jest to jakoś 20-25 lat. I niektórzy ściągają te stare filmy by sobie obejrzeć w pełni legalnie. Ogólnie uważam, że ustawa ma duże braki i niedociągnięcia, działające na niekorzyść społeczeństwa. Przykładowo sztywne określenie lat po jakich coś co jest chronione przechodzi na dobro ogółu. w chwili, gdy ludzie żyją średnio coraz dłużej, ochrona a ulega wydłużeniu. ale co zrobić w przypadku, przypuśćmy, zamrożenia kogoś? Jest żywy czy martwy? czy moment zamrożenia liczyć jako data śmierci? A co z prawami po rozmrożeniu będzie? Powrócą i utwór będzie wycofany z listy publicznych?
Ogólnie jeszcze dodam, że wiele osób myli prawa autorskie i prawa majątkowe do czegoś. Te pierwsze są niezbywalne, te drugie jak najbardziej. Podam przykład z mojej branży. Napisałem program i sprzedaję go klientowi. Czy mogę kod programu użyć do napisania podobnego? Tu właśnie wkraczają te prawa. O ile autorem będę zawsze, o tyle jeśli sprzedam prawa majątkowe do programu, to tracę możliwość wykorzystania ponownie kodu. Stąd licencje na program są względnie tanie, natomiast całkowita sprzedaż est przynajmniej kilkudziesięciokrotnie droższa. Bo nie mogę posłużyć ponownie tym co już stworzyłem. Inaczej złamałbym prawo.
Mam nadzieję, że te wywody rzuciły Ci nieco światła na faktyczne podejście wielu osób z mojej branży do kwestii prawa oraz dlaczego oprogramowanie nie zawsze jest tanie. Tak bez napinania się i bez kłótni. Po prostu jak to wygląda "od kuchni" okiem osoby z branży w sposób, myślę że dość obiektywny. A i przykład tego, dlaczego obecne prawo autorskie uważam za "nieco" niepoważne myślę, iż pozwoli Ci zrozumieć, że stosujemy się do niego bo musimy i chcemy by coś nas broniło przed nieuczciwością, a nie dlatego że uważamy je za super. Prawo dobrze chroni przed kradzieżą materialną i dość łatwo wskazać co nią jest oraz winnego. W przypadku kradzieży cyfrowej w dużej mierze możemy polegać tylko na sobie, gdyż prawo jest niejednolite, dziurawe i pozostawia za dużo miejsca na dowolne interpretacje. Najczęściej autorzy na tym tracą. Jak też już wspomniałem, niekoniecznie jest to związane z piractwem. Bardzo często zwykłą nieuczciwością i dlatego tak wrażliwy jestem na punkcie moralności.
To jest temat-rzeka. Programiści stoją po jednej stronie barykady, zwykli użytkownicy po drugiej, co nie znaczy, że są wrogami, tylko mają często odmienny punkt widzenia na te sprawy. Z tą kwestią porównania filmów do programów komp. to może i logiczne jeśli chodzi o różnicę w częstotliwości korzystania z jednych i drugich. Ale nieraz stworzenie filmu kosztowało więcej niż programu, za którego pobranie grozi większa kara niż za pobranie tego filmu i to jest bezsens. Ów bezsens tkwi w porównywalnych kosztach, a chyba to jest najważniejszy czynnik porównawczy w tym przypadku? A np. co do muzyki nie zgodzę się, że z danego utworu korzysta się najwyżej kilka razy. Są przecież takie, które od dziesiątek lat są już wiele tysięcy razy odtwarzane w mediach i prywatnych odtwarzaczach ludzi całego świata, a mimo tego w Polszcze naszej nie kara się za pobranie muzyki, nawet tej komercyjnej (no chyba, że jest się studentem jakiegoś akademika i tam się dzieje proceder - wtedy nalocik murowany he he).
A odnośnie Gady-Gadu to się akurat zgadzam w pełni, że kolejne wersje to jest mydlenie oczu zbędnymi bajerami, reklamami, mnóstwem tandetnych "fajerwerków", w których gąszczu ginie właściwe okno rozmowy. Dlatego ja zatrzymałem się na wersji 6.0 z roku 2003 :-D. I oczywiście z banner-killerem. I niech żyje czyste okienko do rozmów z tylko najważniejszymi przyciskami typu Wyślij, Menu (z katalogiem) i tyle. Także nie gonię za najnowszymi wersjami, bo wiem, że w przypadku chyba większości innych programów ten przerost formy nad treścią dominuje w kolejnych wersjach. Jest teraz taka moda na coraz bardziej opływowe, okrągłe okienka, nadmiar zbędnych opcji typu "powiadom znajomego", "wyślij na komórkę", no i oczywiście - nadmiar reklam atakujących z każdego zakątka.
No teraz daj odpocząć trochę :-P
Jak więc napisałem temat praw autorskich między nami zamykam i nie wracam do niego. nie widzę sensu by się kłócić o coś o czym mamy pewne wyrobione, skrystalizowane poglądy. Moje wynikają z przestrzegania prawa bo w zawodzie informatyka to niestety drażliwa kwestia. Nie z racji piractwa, ale dlatego, że efekty naszej pracy są "na widoku". Jeśli pisząc coś złamiemy je w choć jednym aspekcie, mamy zazwyczaj duże problemy, bo użytkownicy na to zwracają uwagę. Informatyk po prostu musi znać i prawo i się do niego stosować. Nie dotyczy to tylko tych dużych serwisów. Można "beknąć" mając nawet mały z racji choćby zastosowania w regulaminie klauzul niedozwolonej, które ciągle się zmieniają oraz są dodawane nowe. A to także tylko wierzchołek góry lodowej.
Co do tego o procentach wspomniałem, że za tę wpadkę masz albo piątkę za manipulację, albo pałę za rozumienie tekstu oraz matmę. Zresztą w ostatnim poście to 5% opisałem szerzej, w tym, że to tylko pewne zawyżone szacunki na podstawie własnego doświadczenia w tej branży.
Co do programów komputerowych to właśnie tutaj tkwi sedno problemu i dlaczego są z prawa autorskiego wyłączone. Chodzi o fakt, że w przeciwieństwie do multimediów są one użytkowane nie okazjonalnie, ale w sposób ustawiczny. Taki film obejrzysz góra kilka razy i koniec. Z kolei taki system operacyjny czy pakiet narzędziowy masz w użytku w zasadzie niemal cały czas. I to jest właśnie wobec ich autorów moim zdaniem właśnie nie fair. Jeśli używasz czegoś non-stop to znaczy, że jest Ci potrzebne w normalnym użytkowaniu. Jeśli więc masz możliwość wyboru darmowego oprogramowania oraz komercyjnego to powinieneś wybrać darmowe. Twórca komercyjnego poświęcił bowiem swój czas by je jakoś wyróżnić na tyle, że jest ono od darmowego inne w sposób, który sprawił, że jest lepsze/wydajniejsze/ładniejsze/i tak dalej. I właśnie za te usprawnienie/inność płacisz. Jeśli jednak nie masz darmowego odpowiednika, to znaczy, że twórca wykroczył przed szereg, zrobił coś nowego, świeżego. Za to także moim zdaniem powinna mu się należeć godziwa zapłata. to tak jak z wynalazkami. Masz zawsze do wyboru coś taniego i drogiego. Wybór należy do Ciebie. Nikt cię do niego nie zmusza. I w tej materii także są nowinki, gadżety. Są one zazwyczaj drogie, ale też nie masz przymusu ich kupna. Możesz czekać aż potanieją lub pojawi się tańszy odpowiednik. Tutaj moim zdaniem właśnie wpadamy w pułapkę. Ludzie widzą ogromną różnicę między rzeczami materialnymi a cyfrowymi, traktując te drugie jako podrzędne. Tymczasem są od nich silnie uzależnieni. Na tyle, że nawet posiadając legalną wersję czegoś usuną ją by dorwać najnowszą nielegalnie. Tylko dlatego, że ma wersję o numerek wyżej, choć funkcjonalnie różnice są niewielkie. Sam mam legalny PowerDVD ver5, a już jest bodajże 8 lub 9. I filmy nadal oglądam bez problemu. Dlatego ten "pęd za numerkiem" jest dla mnie niezrozumiały. To samo można powiedzieć o GG. Kolejne wersje to przerost formy nad treścią. Gdyby nie problemy z numerami powyżej 16 milionów to by pewnie i na wersjach poniżej 7 wszystko śmigało. Na razie kończę. Potem resztę dopiszę :)