Pewna fotografka zawiera z instytucjami publicznymi umowy na licencje do zdjęć. Każda z nich może opiewać na kilka tysięcy, a jest zawierana pod presją jako "ugoda" po naruszeniu. Niestety mamy problem z oszacowaniem skali zjawiska ponieważ umowy zawierają klauzule o poufności.
reklama
To kolejny tekst z cyklu absurdy dostępu do informacji publicznej w Polsce.
* * *
Instytucje państwowe potrafią wydać tysiące złotych na jedno zdjęcie. Instytucjom zdarza się również udostępnić niechcący zdjęcia chronione, a wtedy autor(ka) może zażądać zapłacenia tysięcy złotych w ramach ugody. Czy instytucje państwowe postępują właściwie zgadzając się na "ugodowe" ceny? To możemy ocenić tylko wówczas, jeśli wiemy ile instytucja zapłaciła i na jakich zasadach. Niestety przynajmniej jedna instytucja postanowiła to ukryć przed obywatelami. Przekonamy się na jak długo.
Zanim opiszę właściwy problem, zrobię dość istotny wstęp. Dziennik Internautów od ubiegłego roku opisuje działania pewnej fotografki, która regularnie żąda pieniędzy od instytucji publicznych i osób prywatnych za naruszenia praw do zdjęć jej autorstwa. Naruszenia są zwykle drobne i przypadkowe, ale fotografka żąda dużych ogromnych kwot np. po kilkanaście tysięcy złotych. Zwykle nie idzie od razu do sądu, ale przez dłuższy czas próbuje uzyskać ugodę pozasądową. Czasami podejmuje działanie zwiększające presje np. próbuje informować o naruszeniu przełożonych urzędnika, który nie chce pójść na ugodę.
Prawnik tej samej fotografki próbował też doprowadzić do usunięcia naszych publikacji na temat jej działań, choć w publikacjach nie ujawniamy nazwiska fotografki, jedynie opisujemy jej działania.
Niektóre osoby decydują się płacić (czasami w ratach). Zdarza się też, że sprawy trafiają do sądu i przed sądami ta fotografka wygrywa znacznie mniej niż żąda. Ostatnio pisaliśmy o wyroku w sprawie biblioteki, ale było kilka innych spraw sądowych, inne się toczą. Pogrupowaliśmy teksty na ten temat pod hasłem "fotografka JP". Tak właśnie określamy tę panią w tekstach DI.
Ciekawym zagadnieniem związanym z fotografką JP jest zawieranie ugód z instytucjami publicznymi. Urzędnicy płacą, bo boją się odpowiedzialności karnej za naruszenie praw autorskich. Tutaj daje o sobie znać poważna wada polskiego prawa autorskiego - nawet drobne naruszenie może być powodem uruchomienia postępowania karnego. Poza tym niektóre instytucje płacą, bo wstyd im popełniać tego typu naruszenie. Ambasadzie nie wypada wystąpić jako "naruszyciel praw autorskich" więc... co tam! Podatnicy mają pieniądze, niech płacą!
Moim zdaniem szkoła, ambasada lub urząd miasta nie powinny płacić kilku tysięcy za zdjęcie tylko dlatego, że wystraszyły się pozwu jednej fotografki. Wydane dotychczas wyroki potwierdzają, że zasądzone odszkodowanie za naruszenie może być tańsze niż ugoda z tą fotografką. Poza tym każdy podatnik może zadać sobie proste pytanie - ile pieniędzy ta fotografka już uzyskała z budżetu państwa? Ile kosztują nas rzekome naruszenia dokonane przez urzędników i dlaczego tak drogo?
Aby zdobyć odpowiedzi na to pytanie postanowiłem pytać różne instytucje o umowy i ugody z fotografką JP. Dowiedziałem się już, że miasto Lublin zapłaciło tej fotografce ponad 4 tysiące złotych. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapłaciło 6 tysięcy. To jednak nie koniec...
Jakąś kwotę zapłacił fotografce Konsulat Generalny RP w Sydney. Postanowiłem spytać konsulat o tę umowę w trybie dostępu do informacji publicznej. Otrzymałem następującą odpowiedź.
W odpowiedzi na Pański wniosek uprzejmie informujemy, iż Konsulat Generalny RP w Sydney zawarł z Panią J.P. jedną umowę licencyjną. W związku z art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (Dz.U.2015,poz.2058 z późn.zm), ze względu na zawarty w umowie zapis jej poufności, nie może ona zostać udostępniona.
Czyli instytucja państwowa odmówiła mi wiedzy o umowie z fotografem. Wszystko z powodu zapisu o poufności. Konsulat chyba nie zadał sobie dość oczywistego pytania. Skoro ta umowa jest taka poufna, to skąd ja o niej wiem?
Wiem dzięki samej pani JP!
Już w kwietniu 2015 roku pisałem o tym, że ugody zawierane z fotografką JP mogą mieć zapisy o poufności. Sytuacja jest na ręce fotografce, bo pozwala na zawieranie ugód po cichu. Prasa nie dowiaduje się o działaniach fotografki, które jednak wzbudzają pewne kontrowersje. Kolejne instytucje pozywane lub przekonywane do ugody nie kontaktują się ze sobą, nie wiedzą o wynikach podobnych spraw, nie mogą należycie ocenić swojej sytuacji.
A jednak pani JP zdarza się ujawniać treści umów z naruszycielami. Może do tego dochodzić przy okazji spraw sądowych, w czasie których JP musi udowodnić wartość rynkową swoich zdjęć. Pisałem już o tym, że te umowy mogą wprowadzać sądy w błąd gdyż wcale nie oddają rynkowej wartości (odzwierciedlają raczej kwoty wpłacone pod presją).
Chwalenie się umowami przed sądami praktycznie eliminuje poufność tych umów. Wystarczy przejrzeć uzasadnienia wyroków w sprawach z powództwa JP aby dowiedzieć się z kim były zawierane umowy. Dzięki samej pani JP może nawet dojść do ujawnienia treści tych poufnych umów. Dlaczego? Bo sam zapis o poufności może być niewystarczający do utrzymania tajemnicy.
Wróćmy do Konsulatu Generalnego w Sydney. Czy mógł on odmówić informacji publicznej wyłącznie na podstawie zapisu o poufności? Czemu niby ma służyć taki zapis? Czy postanowienie zawarte w umowie z fotografem może być ważniejsze niż konstytucyjne prawo do informacji publicznej?
Na powyższe pytania odpowiedział mi dr Paweł Litwiński, adwokat związany z Instytutem Allerhanda. Ekspert przyznał, że sprawa nie jest całkiem prosta.
- Rzeczywiście można odmówić udostępnienia informacji ze względu na tajemnicę przedsiębiorcy - podobnie, jak ze względu na ochronę prywatności. Ratio legis obydwu wyjątków jest takie samo, a orzecznictwa dotyczącego tajemnicy przedsiębiorcy brakuje, musimy więc przyjrzeć się orzecznictwu dotyczącemu ochrony prywatności: a to bynajmniej nie jest jednolite. Zdaniem Sądu Najwyższego, osoby zawierające umowy cywilnoprawne z jednostką samorządu terytorialnego muszą liczyć się z tym, że ich dane zostaną ujawnione (wyrok z 8.11.2012, I CSK 190/12). Podobnego zdania wydają się być sądy administracyjne - że należy ujawniać imiona, nazwiska i kwoty z umów zawieranych z podmiotami ze sfery finansów publicznych (NSA z 11.9.2012, I OSK 916/12, czy z 11.12.2014, I OSK 213/14). Ale już w wyroku z 25.4.2015 (I OSK 2499/13) NSA uznał, że takich danych nie wolno ujawniać, za wyjątkiem danych osób publicznych. Do tego oczywiście dochodzi jeszcze wniosek I Prezesa SN do TK, który – jak zapewne Pan wie – jest zdania, że prywatność powinna brać górę nad jawnością - wyjaśnia Paweł Litwiński.
Paweł Litwiński dodał, że organ rozpoznający sprawę powinien ocenić, czy istnieją przesłanki do uznania tajemnicy. Nie powinno być tak, że sam zapis o poufności wystarcza do ukrycia informacji publicznej. Mówi o tym wyrok NSA z 5.4.2013 (I OSK 192/13). Dotyczył on właśnie tajemnicy przedsiębiorcy i sąd stwierdził w uzasadnieniu, że "Nie wystarczy ogólnikowe wskazanie, iż dane zawarte w ofertach zawierają tajemnicę przedsiębiorcy."
- Nie wiem, czy w tym konkretnym przypadku informacje mogą zostać ujawnione, czy nie; w mojej ocenie wydatkowanie środków publicznych powinno przemawiać za jawnością. Wiem za to na pewno, że klauzula poufności nie wystarczy, żeby skutecznie ukryć taką umowę przed obywatelami - podsumował dr Litwiński.
Wciąż bardzo chciałbym ustalić ile pieniędzy mogła uzyskać fotografka JP od instytucji państwowych. Jak zauważył dr Paweł Litwiński, Konsulat Generalny RP nie powinien się ograniczyć do wysłania mi maila z odmową. Konsulat powinien wydać decyzję o odmowie, a ja następnie mogę się odwołać od tej decyzji. Oczywiście mam zamiar to zrobić jeśli zgodnie z prawem dostanę odmowę. Jeśli nie, będę się skarżył na bezczynność organu. To może potrwać.
Uwaga: Dziennik Internautów nie krytykuje żadnego twórcy za dochodzenie swoich praw. Od lat natomiast wyrażamy wątpliwości wobec zorganizowanych mechanizmów spieniężania naruszeń. Opisywaliśmy zjawisko tzw. copyright trollingu wskazując na takie jego cechy jak żądanie nadmiernych odszkodowań, wprowadzanie w błąd co sytuacji prawnej albo prowadzenie różnych działań opresyjnych mających na celu skłonienie do ugody poza sądem. Czasami takie "ugody" mogą być bardziej dotkliwe dla naruszyciela niż sprawa sądowa. Prawo autorskie powinno dawać twórcom ochronę, natomiast nie powinno być narzędziem do szybkiego wzbogacania się w razie wystąpienia drobnych, niekomercyjnych i często niezawinionych naruszeń. Takie próby wzbogacenia się mogą być szczególnie kontrowersyjne gdy ich celem są instytucje kultury.
Przy okazji ostrzegamy internautów by unikali wykorzystywania zdjęć znanych Polaków nie upewniwszy się wcześniej co do ich pochodzenia. Być może dzięki nam pani JP nie będzie znajdować bardzo wielu naruszeń i nie będzie musiała dochodzić roszczeń. Byłoby najlepiej, gdyby już nikt nigdy więcej nie naruszył praw do jej zdjęć. Zakładamy, że fotografka gorąco tego pragnie. Naprawdę chcemy jej pomóc!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|