Niemal każda nowa technologia jest dla przemysłu rozrywkowego problemem. Byłoby to do zniesienia, gdyby nie fakt, że przemysł ten mocno wpływa na polityków. Niewykluczone, że w przyszłości innowacyjność będzie domeną firm spoza USA lub UE, które nie będą musiały liczyć się z prawem szytym na miarę wydawców muzyki i filmów.
reklama
Nowe technologie nigdy nie przeszkadzały twórcom. Impresjoniści bez oporów sięgnęli po farby syntetyczne i zdobycze fotografii. Historia muzyki ściśle wiąże się z historią technologii, które ulepszały instrumenty. Technologie cyfrowe na dobre zakorzeniły się w różnych dziedzinach sztuki itd.
Inaczej jest z wydawcami, czyli ludźmi lub podmiotami, którzy zarabiają na udostępnianiu twórczości artystów. Dla nich postęp jest czymś przerażającym. W przeszłości bali się oni nie tylko P2P lub odtwarzaczy MP3. Strach wzbudzały kasety magnetofonowe, a jeszcze wcześniej wszelkie technologie nagrań. Obawiano się, że nagrania zniszczą koncerty na żywo.
Historię strachu wydawców przed postępem prześledziła swego czasu Ars Technica w tekście pt. 100 years of Big Content fearing technology—in its own words.
Ten strach niestety jest coraz większym problemem, co zauważył James Allworth w tekście pt. "Big Content" Is Strangling American Innovation, opublikowanym w Harvard Business Review. Przemysł muzyczny nauczył się wpływać na polityków, co widać szczególnie w USA. Ostatnim tego przykładem jest ustawa COICA. Prawo niewątpliwie drakońskie, ale amerykańscy prawodawcy biorą je pod uwagę, bo przemysł tego chce.
W ostatnim czasie przekonaliśmy się, że USA może prowadzić politykę zagraniczną pod dyktando przemysłu rozrywkowego. Wycieki Wikileaks ujawniły naciski na Szwecję i Hiszpanię. Nie jest też tajemnicą, że międzynarodowe porozumienie ACTA to pomysł amerykański, również wspierany przez przemysł rozrywkowy.
Walka z piractwem to jedno, ale James Allworth zauważa, że przemysł rozrywkowy może negować całkowicie legalne przedsięwzięcia, jeśli tylko zagrażają one jego interesowi. Przykładem może być YouTube albo nawet pierwsze odtwarzacze MP3. Każda kolejna technologia może być uznana przez przemysł za wrogą, co wywoła działania mające na celu wyeliminowanie jej z rynku lub utrudnienie korzystania z niej.
W tej sytuacji nie powstaje środowisko sprzyjające innowacji. Przeciwnie. Strach jest tworzyć nowe technologie i usługi, bo przecież przemysł może mieć zastrzeżenia. Nie jest istotne, czy te usługi będą legalne czy nie. Znamienne były słowa, jakie w roku 2009 wypowiedział Peter Danovsky z IFPI. Ze spokojem stwierdził, że przecież prawo można zmienić.
James Allworth sugeruje, że nieuniknione jest emigrowanie startupów poza USA, ale gdzie? Czy do Unii Europejskiej? Niekoniecznie, skoro UE chętnie wzoruje się na USA. Robi się zamieszanie wokół dyrektywy IPRED związanej z ochroną własności intelektualnej. Z unijnych dokumentów wynika, że twórcy prawa są w stanie poświęcić prywatność obywateli na rzecz ochrony własności intelektualnej (czytaj: ochrony interesów przemysłu). Poświęcą też inne ważne kwestie. Nie jest też budujące to, w jaki sposób Parlament Europejski dyskutował o ACTA.
W tym wszystkim jedna myśl jest krzepiąca - od początków ludzkości postęp technologiczny jakoś idzie do przodu, pomimo niechęci ze strony wielu osób. Raczej nie uda się go utrzymać w ryzach prawa, nawet najbardziej drakońskiego. Postęp znajdzie swoją drogę. Pytanie tylko, jak na tym wyjdą UE i USA?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|