Lutowa debata premiera z internautami jednak nie miała większego znaczenia. Przedstawiciele polskiego rządu prawdopodobnie poprą dyrektywę dotyczącą walki z pedofilią, która może wprowadzić podstawy prawne do blokowania stron internetowych. Tak przynajmniej wynika z tego, co przedstawicielka resortu sprawiedliwości powiedziała serwisowi Wyborcza.biz. AKTUALIZACJA: Wiadomo już, że przedstawiciele Polski poparli kontrowersyjny projekt dyrektywy.
W środę w Dzienniku Internautów wspominaliśmy o tym, że prawodawcy Unii Europejskiej znów rozważają wprowadzenie blokowania stron internetowych, a Polska może odegrać decydującą rolę w przyjęciu tego rozwiązania. Po raz kolejny blokowanie stron jest proponowane pod pretekstem walki z pedofilią. Pretekst to dobry, bo przecież każdego przeciwnika blokowania stron WWW można od razu nazwać obrońcą pedofilii. Warto jednak mieć na uwadze, że blokowanie stron to wstęp do zwykłej cenzury niezależnie od powodów wprowadzenia takiego rozwiązania.
O tym, że przedstawiciele Polski poprą projekt dyrektywy proponujący blokowanie stron WWW, powiedziała serwisowi Wyborcza.biz Janna Dębek, rzecznika ministerstwa sprawiedliwości.
- Przedstawiciele polskiego rządu od początku prac nad projektem dyrektywy wyrażali poparcie dla przewidzianych w nim założeń (...) Blokowanie stron internetowych byłoby pomocne w zwalczaniu rozpowszechniania treści pornograficznych z udziałem dzieci w Internecie, przyczyniając się do spadku zarówno popytu, jak i podaży materiałów zawierających takie treści - napisała "Gazecie" Joanna Dębek.
Dębek dodała, że rząd ma "świadomość trudności technicznych" i zdaje sobie sprawę z kontrowersji, jakie rodzi dyrektywa (zob. Tomasz Grynkiewicz, Polska za dyrektywą o walce z pedofilią. "Blokowanie stron byłoby pomocne").
Internauci mają prawo czuć się zawiedzeni. W pierwszej połowie roku rząd z premierem Tuskiem na czele jakby zrozumiał, dlaczego cenzura internetu nie łączy się z demokracją. Odbyła się debata internautów z premierem, w czasie której obiecano porzucenie pomysłu cenzurowania sieci (wówczas pod postacią Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych) oraz stworzenie mechanizmów, dzięki którym możliwe będzie pełne śledzenie w sieci procesu legislacyjnego. Dziś tych mechanizmów nie ma, a rząd najwyraźniej nie ma nic przeciwko cenzurowaniu internetu i będzie popierał ten pomysł na poziomie Unii Europejskiej.
Projekt dyrektywy dotyczącej walki z pedofilią można znaleźć na stronie z aktami prawnymi UE. O blokowaniu stron WWW mówi art. 18 projektu:
Artykuł 18 Blokowanie dostępu do stron internetowych zawierających pornografię dziecięcą
Każde państwo członkowskie podejmuje środki niezbędne do zapewnienia, by właściwe organy sądowe lub policyjne mogły zarządzić zablokowanie dostępu użytkowników Internetu do stron internetowych zawierających pornografię dziecięcą lub służących do jej rozpowszechnienia – albo by mogły doprowadzić do tego w inny podobny sposób, z zastrzeżeniem odpowiednich gwarancji, służących w szczególności zapewnieniu, by blokada ograniczała się do niezbędnego zakresu, by użytkownicy zostali poinformowani o przyczynach blokady oraz by dostawcy treści zostali poinformowani o możliwości zaskarżenia tej decyzji.
Powiadamianie o przyczynach blokady i możliwość zaskarżenia decyzji sprawia, że tak sformułowany przepis nie wydaje się bardzo zły. Niemniej nawet taki przepis pozwala na nadużycia (blokowane mają być strony, które "służą do rozpowszechniania" pornografii dziecięcej).
Inny problem to ustanowienie niebezpiecznego precedensu. Jeśli od jutra będziemy cenzurować internet w imię walki z pedofilią, to przemysł rozrywkowy zacznie się domagać cenzurowania w imię ochrony praw autorskich. Partie polityczne zaczną domagać się cenzury wypowiedzi politycznej w imię walki z nienawiścią itd. Zapewne w oficjalnych propozycjach dotyczących rozszerzenia cenzury będzie mowa o "sprawdzonych i skutecznych rozwiązaniach". Ostatnie wydarzenia w USA pokazały, że cenzura w praktyce nie jest skuteczna i może być nadużywana.
Polska opowiedziała się za poparciem wniosku dot. dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie zwalczania niegodziwego traktowania w celach seksualnych i wykorzystywania seksualnego dzieci oraz pornografii dziecięcej. Komentarz na ten temat znajdziemy m.in. na stronie Fundacji Panoptykon, która apelowała do premiera o odrzucenie wniosku. W jej komentarzu czytamy:
Strony zawierające obrazy seksualnego wykorzystywania dzieci mają być blokowane, jeśli okaże się to konieczne, a stron nie uda się w rozsądnym czasie usunąć z sieci. Nie wiadomo, jak w tym kontekście interpretować słowo "konieczne". Ostateczna decyzja zostanie zapewne przy państwach członkowskich, jednak projekt wyraźnie sugeruje potrzebę stworzenia infrastruktury cenzurującej sieć "na wszelki wypadek" (czyli na wypadek, gdyby okazało się, że konieczne jest zablokowanie konkretnej strony WWW).
Co więcej, Rada zaakceptowała także samoregulację, jako środek alternatywny dla prawnego obowiązku blokowania stron WWW. To bardzo niebezpieczne posunięcie, otwierające drzwi dla mało transparentnych inicjatyw biznesowych. Jest to tym dziwniejsze, że wcześniej sama Komisja Europejska kategorycznie wypowiedziała się przeciwko samoregulacji w tym zakresie, zaznaczając, że tak ważny środek ograniczający prawa obywatelskie wymaga uregulowania prawnego.
Wreszcie, groteskowym elementem projektu jest wprowadzenie obowiązku niezwłocznego informowania tychże domniemanych przestępców, których strony mają być blokowane, aby stworzyć im możliwość odwołania się od tej decyzji. Zakładając, że blokowanie ma być środkiem "ostatecznym" w walce z pornografią dziecięcą w sieci, takie rozwiązanie może poważnie zaszkodzić samemu dochodzeniu i ściganiu przestępców.
Teraz projekt zostanie przekazany Parlamentowi Europejskiemu. Ten już wyrażał wątpliwości związane z blokowaniem stron, ale w ostatnim czasie podjął serię decyzji niekorzystnych dla internautów (zob. teksty o raporcie Gallo lub rezolucji w sprawie ACTA).
W przeszłości mieliśmy też dowód na to, że europosłowie nie zawsze czytają uważnie dokumenty, które dotyczą szokującego tematu pedofilii. Przykładowo w czerwcu europosłowie byli namawiani do podpisywania oświadczenia związanego z walką z pedofilią. Chodziło o utworzenie systemu szybkiego ostrzegania przed pedofilami, m.in. poprzez "wdrożenie dyrektywy 2006/24/WE z jednoczesnym rozciągnięciem jej na wyszukiwarki". Europosłom nie powiedziono wprost, że chodzi o rozciągnięcie retencji danych na wyszukiwarki. Niektórzy eurodeputowani podpisali się pod oświadczeniem, nie wiedząc, jak jest ono niebezpieczne.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|