W ubiegłym roku pewna firma straszyła postępowaniami karnymi ludzi, którzy udostępniali na Chomikuj.pl film "Noc żywych trupów". Nagłośniliśmy sprawę bo chodziło o film niechroniony prawami autorskimi. Antypiraci mimo wszystko upierali się, że mieli podstawy by wysuwać roszczenia. Skarga na radców zamieszanych w tę sprawę ostatecznie coś wyjaśniła...
reklama
W ubiegłym roku doszło do bardzo niepokojącego wydarzenia. Pewna antypiracka firma o nazwie Bailey & Morgan rozsyłała do użytkowników Chomikuj.pl wezwania do zawarcia ugody w związku z rozpowszechnianiem filmu z domeny publicznej (czyli niechronionego prawami autorskimi). Firma do końca twierdziła, że ma jakąś licencję na film i to uprawnia ją do podejmowania takich działań.
Z moich najnowszych ustaleń wynika, że takiej licencji nigdy nie było, albo przynajmniej nie miała ona żadnego znaczenia dla sprawy. Wszystko wskazuje na to, że firma antypiracka rozsyłała agresywne wezwania do zapłaty nie mając żadnych podstaw do występowania w imieniu twórców filmu. Ta firma nigdy nie wyjaśniła swojego zachowania i nigdy za nie nie przeprosiła.
Zacznijmy od początku. W lutym 2015 roku opisaliśmy przypadek internauty, któremu firma Bailey & Morgan zagroziła odpowiedzialnością karną za udostępnienie filmu w serwisie Chomikuj.pl. Chodziło o film "Noc żywych trupów", ten legendarny z 1968 roku.
Internauta nie uległ groźbie. Zwrócił antypiratom uwagę, że ten konkretny film jest dziełem z domeny publicznej, a więc nie jest on chroniony prawami autorskimi. W odpowiedzi ów internauta otrzymał od Bailey & Morgan kolejne groźby. Przedstawiciel firmy antypirackiej napisał...
Opieramy się na licencji (...) Doprawdy Pana/Pani beztroska w połączeniu z bezczelnością (...) doprowadziła do sytuacji, gdzie z niepokojem oczekujemy na spotkanie w sądzie i właśnie na sali sądowej będziemy dochodzić swoich praw. Trzeba przyznać, że udało się Panu/Pani wręcz niewykonalne (...) z pewnością sobie Pana/Panią zapamiętamy (...) co nie pozostanie bez wpływu na dalsze etapy postępowania.
Jak widzicie, antypiraci z Bailey & Morgan wydawali się bardzo pewni swego.
Ale chyba nie mieli racji.
Sprawa nieco zmieniła swój bieg po opisaniu sprawy w Dzienniku Internautów. Zaczęliśmy publicznie pytać o to skąd Bailey & Morgan ma rzekomą licencję na film, do którego nawet jego twórca nie ma praw autorskich! Należy tu wyjaśnić, że "Noc żywych trupów" weszła do domeny publicznej z powodu pomyłki, ale jednak weszła. Dystrybutor, zmieniając tytuł, nie umieścił wymaganej prawem notatki o prawach autorskich. Miało to istotne znaczenie dla reżysera George'a Romero, który został pozbawiony wynagrodzenia. Tak czy owak status tego filmu jako utworu niechronionego wydaje się być niewątpliwy.
Po nagłośnieniu sprawy Bailey & Morgan zrobiła bardzo dziwną rzecz. Odstąpiła od roszczeń finansowych wobec internauty. Niemniej wciąż starała się robić wrażenie, że ma podstawy by występować w imieniu twórców filmu. To mogła być afera światowej klasy! Oto nagle znalazł się ktoś, kto ma prawa do utworu uznawanego za niechroniony na całym świecie!
Ponadto firma twierdziła, że w Polsce nie ma czegoś takiego jak domena publiczna! Całe stanowisko Bailey & Morgan znajdziecie w moim tekście z 23 lutego 2015 roku. W tym miejscu przytoczę tylko istotne fragmenty odpowiedzi.
Nie czujemy się upoważnieni do przekazywania żadnych licencji jak również umów naszych Mocodawców podmiotom trzecim. Oczywiście może Pan w tej sprawie zgłosić się jeszcze do kancelarii CODEX, z naszej strony tego typu dokumentu na pewno nie przekażemy co jest oczywiste i logiczne bowiem działanie to byłoby sprzeczne z prawem (tajemnica przedsiębiorstwa Mocodawcy).
(...)
W kwestii public domain (domeny publicznej) - pojęcie to wywodzi się z Common Law, w Polsce jak Panu wiadome posiadamy inny system prawny niż Common Law i na gruncie prawa polskiego nie istnieje pojęcie domeny publicznej i za tym idące skutki prawne
Kolejna sensacyjna wiadomość! W Polsce nie ma domeny publicznej!
Niestety... w Polsce mamy domenę publiczną. Co prawda nie ma takiego pojęcia w ustawie o prawie autorskim, ale jednak mamy w tej ustawie przepisy o wygasaniu praw majątkowych. Poza tym pojęcie "domeny publicznej" znajduje się w konwencji berneńskiej, której Polska jest sygnatariuszem. W polskim prawie brakuje nazwy "domena publiczna", bo autor tłumaczenia konwencji berneńskiej użył w odpowiednim jej miejscu sformułowania "własność publiczna państwa" (warto wiedzieć!).
Wciąż pozostawało wyjaśnić jedną rzecz. Skąd Bailey & Morgan miała wziąć swoją legendarną licencję, dającą jej rzekomo prawo występowania z jakimikolwiek roszczeniami?
Firma Bailey & Morgan właściwie nie zajmowała się zawieraniem ugód pomiędzy rzekomymi "piratami" a posiadaczami praw autorskich. Ta firma wyszukiwała sprawców naruszeń na Chomikuj.pl i wysyłała do nich tylko propozycje ugody. Zwykle były sformułowane agresywnie, a w opinii wielu osób po prostu chamsko. Ostatecznie te wiadomości miały nakłonić ludzi do skontaktowania się z kancelarią prawną CODEX z Bielska-Białej. To kancelaria zajmowała się ugodą od strony prawnej.
Ta współpraca dwóch podmiotów - Bailey & Morgan oraz CODEX - wyglądała bardzo... sprytnie. Gdyby sama kancelaria CODEX kontaktowała się z internautami, musiałaby to robić tak jak na radców przystało - rzeczowo, grzecznie, fachowo. Niestety ten pierwszy kontakt brała na siebie Bailey & Morgan robiąc to raczej agresywnie. Gdy internauta był "zmiękczony" przez Bailey & Morgan, miał się skontaktować z grzecznymi radcami.
Szczerze powiedziawszy wyglądało to na sprytne obejście kodeksu etyki radców prawnych (podkreślam, że to tylko moja osobista opinia). Najpierw jedna firma ostro straszyła, potem druga wchodziła w rolę "notariusza od umowy". Obie kancelarie były innymi podmiotami, ale współpracowały dziwnie blisko. Sam niejednokrotnie dostawałem anonimy od jakiegoś pracownika Bailey & Morgan, który groził mi pozwami, straszył mnie, obrażał. Ten człowiek, jakkolwiek zabawny, wypowiadał się tak jakby dobrze wiedział co dzieje się w kancelarii CODEX. Twierdził, że wie jakie dokumenty są w tej kancelarii. Robił wrażenie, jakby po prostu tam pracował. Nie wiem czy faktycznie tak było, natomiast to wrażenie było bardzo silne.
Nie tylko ja odniosłem takie wrażenie. O tym samym mówił w wywiadzie dla Dziennika Internautów radca prawny Bogusław Wieczorek. Co więcej, korespondencja od Bailey & Morgan kierowana do rzekomych "piratów" często była sformułowana tak, że jej odbiorcy sądzili, iż mają do czynienia z kancelarią CODEX. Wiele osób, z którymi o tym rozmawiałem, nie miało pojęcia iż to dwa różne podmioty.
I właśnie dlatego pomyłka Bailey & Morgan spowodowała skierowanie skargi na kancelarię CODEX.
Ten internauta, do którego Bailey & Morgan zwróciła się w sprawie "Nocy żywych trupów", ostatecznie postanowił złożyć skargę na kancelarię CODEX do Okręgowej Izby Radców Prawnych w Katowicach. O złożeniu skargi pisaliśmy 26 lutego 2015 roku.
Jeszcze przed złożeniem skargi pytałem kancelarię CODEX o to, na jakiej podstawie reprezentuje ona twórców filmu uznawanego za dzieło z domeny publicznej. Agnieszka Kupilas, radca z kancelarii CODEX, obiecała mi przesłanie jakichś wyjaśnień w tej sprawie. Na obietnicy się skończyło. Wyjaśnień nigdy nie otrzymałem.
Moja teoria była taka, że nigdy nikt nie miał licencji na "Noc żywych trupów". Najwyraźniej obie kancelarie (B&M oraz CODEX) pracowały dla jakiegoś dystrybutora. Tak się składa, że dystrybutorem dzieła będącego w domenie publicznej może być każdy, nawet ja. Możliwe, że dystrybutor przekazał prawnikom-antypiratom listę "swoich" tytułów nie myśląc o tym, że nie miał licencji na wyłączność na wszystkie tytuły. To była tylko moja teoria i długo nie mogłem jej zweryfikować.
Niedawno wróciłem do tej sprawy i spytałem Okręgową Izbę Radców Prawnych w Katowicach o postępowanie dyscyplinarne w sprawie radców z kancelarii CODEX. Odpowiedzi udzielił mi rzecznik prasowy OIRP Maciej Czajkowski.
Szanowny Panie Redaktorze,
w odpowiedzi na Pana zapytanie uprzejmie informuję, że sprawa, o którą Pan pytał, zakończyła się odmową wszczęcia postępowania przez Rzecznika Dyscyplinarnego z powodu braku wystąpienia znamion przewinienia dyscyplinarnego w działaniu radców prawnych z Kancelarii Codex z Bielska-Białej.
W trakcie postępowania ustalono, iż wezwania do zapłaty odszkodowania z powołaniem się na naruszenie praw autorskich były kierowane wyłącznie przez klienta Kancelarii Codex, która w wezwaniach tych była wskazana wyłącznie jako podmiot, który może zawrzeć w imieniu swojego mocodawcy ugodę. Wezwania nie były kierowane przez radców prawnych bezpośrednio, stąd przy konkretnym wezwaniu nie mieli możliwości skontrolowania, jakiego utworu wezwanie dotyczy. W niniejszej sprawie, gdy tylko Kancelaria Codex uzyskała informacje na temat zakresu żądania swojego mocodawcy, ustaliła, iż majątkowe prawa autorskie do tego konkretnego obrazu wygasły. Informacja o bezpodstawności żądania została niezwłocznie przekazana do klienta.
Z uwagi na fakt, że w działaniu radców prawnych z ww. Kancelarii nie można było dopatrzyć się zachowań nagannych, niezgodnych z ustawą o radcach prawnych lub sprzecznych z zasadami etyki zawodowej, Rzecznik Dyscyplinarny odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Informuję także, że postanowienie o odmowie wszczęcia doręczone zostało skarżącemu i nie zostało zaskarżone.
Postępowanie dyscyplinarne nie zostało wszczęte, ale jednak coś się wyjaśniło. Zaznaczyłem te rzeczy pogrubieniami w odpowiedzi rzecznika. Podsumujmy je.
Niestety są rzeczy, których nigdy nie zrobiła ani CODEX ani Bailey & Morgan. Żadna z tych kancelarii nigdy otwarcie nie przyznała się do błędu. Żadna nie przeprosiła. Mówimy przecież o bardzo poważnej wpadce - podjęto wobec ludzi agresywne działania antypirackie bez żadnych podstaw do wysuwania roszczeń. Co więcej, firma Bailey & Morgan do końca twierdziła, że ma jakąś legendarną licencję na film. Firma Bailey & Morgan próbowała też przekonywać, że prawo dotyczące domeny publicznej nie dotyczy Polski.
A może się mylę? Może sama firma Bailey & Morgan miała "jakąś licencję", tylko nie wiedziała lub nie powiedziała, że ta licencja nie ma znaczenia dla sprawy? Tylko że "spece od prawa autorskiego" chyba powinni wiedzieć...?
Wrócę jeszcze do teorii o nieistnieniu domeny publicznej. Firma Bailey & Morgan przekonywała, że ona istnieje tylko w Common Law i nie dotyczy Polski! Co ciekawe, w całkiem innej sytuacji Bailey & Morgan przekonywała, że prawo amerykańskie obowiązuje w Polsce (sic!). To jest osobna historia, którą warto wspomnieć tak jakby przy okazji.
Pracownicy Bailey and Morgan przekonywali w korespondencji do rzekomych "piratów", że osoba udostępniająca zagraniczne produkcje na Chomikuj.pl może odpowiedzieć za swój czyn według zasad prawa amerykańskiego. Ludzie byli w związku z tym straszeni wizją iście amerykańskich odszkodowań, które miały sięgać kwoty 25 tysięcy dolarów. Firma Bailey & Morgan broniąc tej teorii powoływała się na art. 7 ustawy o prawie autorskim oraz na Konwencję Paryską.
Pytaliśmy o tę sprawę kilku prawników i żaden z nich nie potwierdził interpretacji prawa przedstawianej przez Bailey and Morgan. Ba! Nawet radcy z kancelarii CODEX nie chcieli bronić tej teorii o prawie amerykańskim w Polsce (a pytaliśmy ich o to).
Przykładowo prawnik Olgierd Rudak (redaktor naczelny Lege Artis) zauważył, że wskazany art. 7 ustawy o prawie autorskim dotyczy nieopublikowanych utworów obywateli polskich, a także utworów opublikowanych po raz pierwszy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub równocześnie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Utwory, które chroniła Bailey and Morgan niekoniecznie mieściły się w tych kategoriach. Olgierd Rudak zauważył też, że umowy międzynarodowe nie przesądzają o tym, że polskie sądy muszą stosować odszkodowania według amerykańskiej ustawy.
Inny prawnik - wspomniany już Bogusław Wieczorek był podobnego zdania.
- Nie bardzo widzę związek pomiędzy art. 7 ustawy a naświetloną przez Pana sprawą. Artykuł ten - upraszczając - gwarantuje, że ochrona polskich utworów w Polsce jest nie gorsza, niż wynikająca z umów międzynarodowych. Tylko tyle - tłumaczył radca.
Bogusław Wieczorek zauważył też, że wskazana Konwencja Paryska nie mówi nic o wysokości odszkodowań. Przeciwnie. W art. 5 ust. 2 wprost stwierdza, że "poza postanowieniami niniejszej konwencji, zakres ochrony, jak też środki jej dochodzenia, zapewnione autorowi w celu ochrony jego praw, są normowane wyłącznie przez ustawodawstwo państwa, w którym żąda się ochrony."
Ten tekst zrobił się dość długi więc wypada krótko go podsumować. W ubiegłym roku pewna firma antypiracka proponowała internautom ugody w związku z udostępnianiem filmu "Noc żywych trupów". Wszystkie dostępne informacje wskazują, że firma nie miała do tego podstaw. Wiemy, że firma "odstąpiła od roszczeń", ale zrobiła to dopiero po nagłośnieniu sprawy w Dzienniku Internautów (a przynajmniej na to wskazuje korespondencja z internautą, który złożył skargę). Firma do końca starała się robić wrażenie, jakby miała jakiekolwiek podstawy do takich działań. Nigdy nie wyjaśniła sprawy, nigdy nie przeprosiła.
Z wpisów na forach internatowych wynika, że niejedna osoba mogła dostać wezwanie do ugody w związku z udostępnianiem tego filmu.
Uwaga! Jeśli kiedykolwiek udostępniałeś "Noc żywych trupów" z 1968 roku i ktoś żądał od Ciebie pieniędzy, mogłeś paść ofiarą pomyłki albo zwykłego oszustwa. Jeśli zapłaciłeś to... sprawa jest naprawdę poważna.
Tym samym musimy odnotować, że w Polsce miał miejsce przynajmniej jeden przypadek bezpodstawnego copyright trollingu opartego o dzieło z domeny publicznej. To jest oburzające!
Takich przypadków może być więcej. Najgorsze jest to, że niektóre mogą nigdy nie wyjść na jaw. Mam nadzieję, że opisane w tym tekście wydarzenia dadzą do myślenia tym wszystkim, którzy zawodowo zajmują się prawami autorskimi.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
GIODO: Wyrok TSUE w sprawie adresów IP nie wpływa kompleksowo na ocenę obowiązków blogerów
|
|
|
|
|
|