Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Chrome i Firefox - różne koncepcje ochrony przed śledzeniem

25-01-2011, 08:11

Google to kolejny producent przeglądarki, który chce stawić czoło śledzeniu internautów przez reklamodawców. Dzięki rozszerzeniu do Google Chrome użytkownik może sprawić, aby określeni dostawcy reklam przestali go śledzić. Nieco inne podejście do problemu wybrała Mozilla, ale obydwa rozwiązania mają cechę wspólną - wymagają dobrej woli reklamodawców.

konto firmowe

reklama


Śledzenie poczynań internautów w sieci nie jest żadną tajemnicą. Dostawcy e-usług stale zbierają informacje o naszych aktywnościach i analizują je m.in. w celu ulepszania usług lub dostarczania wyższej jakości reklam. Coraz częściej mówi się jednak, że użytkownik powinien mieć większą kontrolę nad tym, kto zbiera informacje na jego temat.

Pod koniec ub.r. amerykańska Federalna Komisja Handlu zaproponowała, aby dla prywatności internautów wprowadzić do przeglądarek opcję "Do Not Track" (nie śledź). Od tego czasu producenci przeglądarek proponują różne mechanizmy przeciwdziałające śledzeniu.

>>> Czytaj: USA: "Do Not Track", czyli jak chronić prywatność internautów

Wczoraj firma Google ogłosiła wydanie rozszerzenia do Google Chrome, które ułatwi użytkownikowi wyłączenie śledzenia przez dostawców reklam zrzeszonych w grupie Network Advertising Initiative (NAI). Firmy te już od pewnego czasu umożliwiają internautom zrezygnowanie ze śledzenia i tym samym z reklamy targetowanej. Grupa liczy 50 członków, a wśród nich jest 15 największych sieci reklamowych. Niektóre umożliwiają nie tylko rezygnację z reklamy targetowanej, ale również określenie, jakimi rodzajami reklam użytkownik jest zainteresowany.

Problemem internautów korzystających z opcji rezygnacji dostarczonej przez NAI było to, że wyczyszczenie ciasteczek w przeglądarce powodowało utracenie wszystkich ustawień. Użytkownik mógł być zmuszany do wielokrotnego ustawiania preferencji dotyczących reklam. Aby uporać się z tym problemem, Google stworzyła rozszerzenie do swojej przeglądarki, które pozwoli raz i skutecznie zrezygnować ze śledzenia.

Wspomniane rozszerzenie to Keep My Opt-Outs. Użytkownik Google Chrome, który je zastosuje, musi się liczyć z wielokrotnym oglądaniem tej samej reklamy na wielu stronach lub z reklamami niedopasowanymi do jego zainteresowań. Zyskuje się jednak odrobinę prywatności.

Rozwiązanie Google już jest krytykowane, bo polega ono na dobrej woli reklamodawców. Właściwie nie umożliwia ono blokowania śledzenia. Można tylko sprawić, aby przestali nas śledzić ci reklamodawcy, którzy dają taką opcję. Takiego rozwiązania można się było spodziewać po Google - firmie, która jest nie tylko producentem przeglądarki, ale także dostawcą reklam online.

Można też bez ciasteczek

Nieco inaczej do problemu chce podejść Mozilla, która w grudniu ub.r. zapowiedziała zajęcie się problemem śledzenia internautów. O tym, jak Mozilla może to zrobić, wspomniał na swoim blogu pracownik Mozilli Alex Fowler.

Blokowanie śledzenia według Mozilli
fot. Mozilla - Blokowanie śledzenia według Mozilli

Fowler uważa, że internauta powinien jedynie zaznaczać w ustawieniach przeglądarki, iż nie chce być śledzony przez sieci reklamowe. Po włączeniu tej opcji przeglądarka powinna przy każdym ładowaniu strony wysyłać nagłówek HTTP, który sygnalizuje wybór użytkownika. Ten nagłówek otrzymywałby również dostawca reklam, który w odpowiedzi wyświetlałby reklamę niespersonalizowaną (zob. schemat obok). 

Rozwiązanie Mozilli jest bardzo proste i umożliwia użytkownikowi łatwe dokonanie wyboru. Nie polega na wielokrotnie krytykowanych ciasteczkach i czarnych listach. Ma jednak wadę taką samą, jak w przypadku rozwiązania Google - trzeba polegać na dostawcach reklam. Nie można jednak z tego powodu przekreślać pomysłu. Dostawcy reklam mogą bowiem pójść na współpracę, jeśli dzięki temu unikną bardziej radykalnych rozwiązań.

Warto jeszcze przypomnieć, że swoje rozwiązanie problemu śledzenia przedstawił Microsoft, który chce je wprowadzić w IE9. W tym przypadku chodzi o to, aby użytkownik tworzył listę domen (tzw. Tracking Protection Lists - TPL), które będą odwiedzane tylko po bezpośrednim kliknięciu na link lub po wpisaniu adresu do paska adresu w przeglądarce. Stworzenie listy TPL ma być łatwe, ale cały ciężar blokowania śledzenia jest przerzucony na użytkownika, który może sobie nie poradzić z utrzymaniem odpowiednich list.

>>> Czytaj: IE9 może chronić przed śledzeniem (wideo)


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:

fot. DALL-E




fot. DALL-E



fot. DALL-E



fot. Freepik



fot. DALL-E