Google chce szybciej rozpatrywać wnioski o usunięcie treści naruszających prawa autorskie i nie będzie proponować "pirackich" fraz wyszukiwania. Pomysł może i dobry, ale wydarzenia z przeszłości pokazują, że walcząc z piractwem w takich serwisach, jak YouTube, można bardzo łatwo przesadzić.
Firma Google oficjalnie przyznała, że rośnie liczba zgłoszeń usunięcia treści naruszających prawa autorskie (np. filmów z YouTube). Dlatego postanowiła poprawić procedury walki z tym problemem. Firma przed weekendem ogłosiła zmiany, które zostaną wdrożone w nadchodzących miesiącach. Oto one:
Nie po raz pierwszy firma chce iść na rękę właścicielom praw autorskich. Jednym z większych udogodnień dla nich było narzędzie Content ID, które umożliwia identyfikowanie treści należących do danego wydawcy. Może on potem zdecydować o usunięciu danego materiału z YouTube lub o jego wykorzystaniu do celów komercyjnych.
Niektórych internautów mogą jednak niepokoić zapowiedzi przyśpieszenia procedur antypirackich i nie chodzi wcale o możliwość dzielenia się nieautoryzowanymi plikami. Załóżmy, że duży wydawca, taki jak Viacom, zgłasza wiele swoich materiałów do usunięcia. Jego wnioski o usunięcie wydają się bardzo wiarygodne. Wielu Czytelników DI może jednak pamiętać historię z 2008 r., kiedy to Viacom skutecznie zablokował film, do którego nie miał praw na wyłączność. Film opublikowała na YouTube jego autorka, a przedstawiciele Viacomu twierdzili, że "zapomnieli, iż nie mieli do niego praw".
Inny przykład - znany z krytyki prawa autorskiego Lawrence Lessig już dwukrotnie został "ocenzurowany" na YouTube. Za drugim razem Warner Music zażądał usunięcia z YouTube jednej z prezentacji profesora. Zawierała ona fragment piosenki, do której prawa miał Warner. Prezentacja miała charakter ewidentnie edukacyjny i wyjaśniała zagadnienie dozwolonego użytku. Lessig praw autorskich nie naruszył, a Warner chcąc nie chcąc udowodnił, że potrafi ograniczyć prawo do wykorzystywania dzieł zgodnie z zasadami dozwolonego użytku.
W ubiegłym roku wspominaliśmy w DI o Stephanie Lenz, która nagrała swojego syna tańczącego przy piosence Prince'a. Universal Music Group wystąpiła o usunięcie 29-sekundowego filmu z sieci.
Najgorsze jest to, że Google nie jest zbyt transparentna, jeśli chodzi o usunięte materiały. Dwa lata temu organizacja studencka MIT Free Culture postanowiła uruchomić serwis monitorujący filmy usuwane z YouTube. Nosi on nazwę YouTomb. Odwiedzając YouTomb, możemy się przekonać, które filmy zostały usunięte i sprawdzić, kto się do tego przyczynił. Wydaje się, że Google bardzo potrzebuje podobnego narzędzia.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|