Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Strony MPAA i RIAA ugięły się pod atakiem "anonimów"

20-09-2010, 09:46

W czasie tego weekendu znikały z sieci strony znanych organizacji antypirackich. Był to efekt ataków DDoS, za którym stała internetowa grupa Anonymous, często wiązana z serwisem 4chan. To było coś więcej niż "atak hackerów", bo w tego typu ataku mógł uczestniczyć właściwie każdy internauta. Ciekawe jest to, że zaatakowane organizacje nie mówią o swojej krzywdzie zbyt dużo.

Grupa znana jako Anonymous nie jest jednorodna i zorganizowana. To raczej coś w rodzaju internetowego memu. Anonymous organizuje nacechowane ideologicznie ataki DDoS lub masowe akcje innego typu, np. YouTube porn day. Grupa nie jest ściśle związana z żadnym podmiotem, choć wiadomo, że działa w niej wielu użytkowników takich serwisów, jak 4chan lub Futaba.

Ostatnim celem Anonymous stały się strony internetowej organizacji przemysłu rozrywkowego - RIAA i MPAA. Z informacji Reutersa wynika, że strona MPAA zniknęła z sieci w sobotę. Wczoraj padły obydwie strony RIAA, co potwierdziły m.in. TechCrunch oraz seria wpisów na Twitterze. Poza tym ofiarą ataków padła firma AiPlex Software. Była ona wynajęta przez przemysł filmowy do atakowania stron ułatwiających pobieranie nieautoryzowanych plików (zob. Torrenty zdjęte siłą?).

>>> Czytaj: RIAA wydało 17,5 mln USD, odzyskało 0,4 mln USD

W chwili pisania tego tekstu strony RIAA i MPAA działają, ale kolejne ataki DDoS nie są wykluczone. Grupa Anonymous wydała dokument, który jest czymś w rodzaju oficjalnej informacji dla internautów i mediów. Dotyczy on właśnie ostatniej akcji o nazwie "Operation Payback". W dokumencie czytamy:

Anonymous będzie atakować RIAA (Recording Industry Association of America), MPAA (Motion Pictures Association of America) oraz ich wynajętą broń AIPLEX za ataki przeciwko popularnej stronie torrentowej Piratebay (www.thepiratebay.org).

Będziemy zapobiegać dostępowi użytkowników do rzeczonych wrogich stron i utrzymamy je niedostępnymi tak długo jak możemy.

Ale dlaczego, pytacie?

Anonymous jest zmęczona korporacyjnymi interesami kontrolującymi internet i uciszającymi prawo ludzi do rozpowszechniania informacji, ale co jeszcze ważniejsze, prawo do DZIELENIA SIĘ z innymi. RIAA i MPAA pozorują pomaganie artystom i ich sprawie; jeszcze nie zrobiły niczego takiego. W ich oczach nie ma nadziei, tylko znaki dolara. Anonymous nie zniesie tego dalej.

Oczywiście "Operation Payback" można sprowadzić do mało zrozumiałej, niszczycielskiej "akcji hackerów" i zapewne wiele mediów tak zrobi. Zjawisko to zyska jednak inny koloryt, jeśli lepiej mu się przyjrzymy.

W akcji "Operation Payback" mógł wziąć udział niemal każdy, niekoniecznie "hacker". Wystarczyło w tym celu skorzystać z aplikacji LOIC i podążać za kilkoma instrukcjami, które dało się znaleźć na 4chan. Dlatego właśnie serwis TorrentFreak interpretuje ostatnie ataki jako "cyberprotesty przyszłości". Internautom może nie chce się brać transparentów i jechać pod fizyczne siedziby RIAA i MPAA, ale mogą oni wyrazić swoje niezadowolenie z działań wspomnianych organizacji i protest ten zostanie dostrzeżony na całym świecie. 

Ciekawe jest to, że RIAA i MPAA nie chcą wiele mówić o atakach. Na stronach organizacji nie ma oficjalnych komunikatów o zniknięciu z sieci i ewentualnych tego przyczynach. Przedstawiciele MPAA odpowiedzieli na pytania mediów, ale nie mówią na ten temat nic więcej. Czy dlatego, że ataki niewiele znaczą?

Jest konflikt?

Prawdopodobnie MPAA i RIAA nie chcą otwarcie przyznać, że istnieje jakiś konflikt między przemysłem rozrywkowym a odbiorcami kultury. Organizacjom tym zależy na tym, aby utrzymać etos pirata-wywrotowca. Starają się one przekonywać, że system praw autorskich jest zawsze dobry i jedynie grupa aspołecznych osobników próbuje go krytykować i naruszać. Właśnie dlatego tak popularne jest łączenie piractwa z pedofilią.

>>> Czytaj: RIAA do Google: blokujmy piratów... i pedofili

Podobną strategię unikania konfliktu można zaobserwować w państwach totalitarnych. Władze tych krajów nigdy nie przyznają otwarcie, że istnieje konflikt między nimi a społeczeństwem. Starają się dzielić ludzi na "szczęśliwych obywateli" i "przestępców".

Niestety akcje takie, jak "Operation Payback", mogą sprzyjać utrzymaniu złego wizerunku krytyków praw autorskich. Atak DDoS nie jest bowiem najbardziej cywilizowaną metodą walki o swoje prawa. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że internauci walczą tak, jak potrafią. Struktury polityczne takie, jak Partia Piratów, są w tej chwili zbyt słabe, niedojrzałe i nie mają wsparcia pieniężnego ogromnej gałęzi przemysłu. Siły w konflikcie nie są wyrównane. 

RIAA i MPAA oficjalnie nie powiedzą tego, co wielu obserwatorów już zauważyło. Nie wszyscy twórcy i odbiorcy kultury chcą ochrony własności intelektualnej za wszelką cenę. Nie wszyscy chcą ograniczać wolność wymiany informacji. Mamy konflikt.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *