Przemysł muzyczny miał naciskać na brytyjskich parlamentarzystów, by ci nie debatowali nad ustawą, która może umożliwić odcinanie dostępu do internetu. Obywatele nie chcą się na to jednak zgodzić.
Gdy Elżbieta II w listopadzie zeszłego roku, podczas otwarcia ostatniej sesji obecnego parlamentu, zapowiedziała, że jej rząd będzie chciał doprowadzić do uchwalenia ustawy wymierzonej w dzielenie się chronionymi plikami, nikt nie był specjalnie zaskoczony. Trend ten widoczny jest w wielu zachodnich państwach, a sam projekt ustawy zawierać miał także rozwiązania, których celem byłoby zmodernizowanie infrastruktury oraz walkę z wykluczeniem cyfrowym.
Swojego niezadowolenia z niektórych zapisów nie kryły firmy z branży internetowej. Digital Economy Act wzbudza także kontrowersje wśród polityków (również z rządzącej Partii Pracy), muzyków czy operatorów telekomunikacyjnych. Teraz do głosu doszli także internauci. Wszystko dlatego, że ustawa uchwalona została w zeszłym tygodniu przez Izbę Lordów i znalazła się już w Izbie Gmin. Czasu jest bowiem niewiele - wybory do parlamentu odbędą się w maju lub czerwcu. Swój start zapowiedziała już brytyjska Partia Piratów.
Open Rights Group podała, że w ciągu trzech dni ponad 10 tysięcy obywateli wysłało do swoich przedstawicieli w Izbie Gmin żądania przeprowadzenia publicznej debaty odnośnie ustawy.
Z dokumentów, do których udało się dotrzeć serwisowi TorrentFreak wynika, że ustawa ma bardzo duże szanse na uchwalenie, ale tylko w wypadku, gdy nie dojdzie do debaty. W przeciwnym wypadku, pod wpływem opinii publicznej, może dojść do dużych zmian w projekcie, czego rząd Gordona Browna nie chce. Żądania odnośnie rezygnacji z debaty miały wypłynąć rzekomo od przedstawicieli przemysłu muzycznego. Przedstawiciele Open Rights Group dodali, że Brytyjczycy nie głosowali na firmy muzyczne, by te teraz tworzyły prawo.
W zeszłym tygodniu opublikowany został także list otwarty do rządu w Londynie, w którym działacze praw człowieka, przedstawiciele organizacji internautów, a także członkowie trzech głównych partii politycznych, stwierdzili, że ustawa w proponowanym kształcie poważnie narusza podstawowe prawa człowieka. Głównymi punktami spornymi są możliwość odłączenia internautów od sieci, a także blokowanie stron internetowych. Zwrócili oni także uwagę na fakt, że ustawa ma przejść przez izbę niższą brytyjskiego parlamentu bez debaty.
Czy do niej dojdzie, zależy w dużej mierze od nastawienia premiera Browna. Jeśli sprawa zostanie wystarczająco nagłośniona, może negatywnie wpłynąć na postrzeganie Partii Pracy i przyczynić się do jej gorszego wyniku w czasie zbliżających się wyborów. Cena jest jednak znacznie wyższa - funkcjonowanie brytyjskiej demokracji.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*