Trwająca dwa dni akcja, w której obok policjantów uczestniczyli inspektorzy sanepidu, objęła ponad 1000 punktów sprzedaży w całej Polsce. Niemal wszystkie zostały zamknięte, przygniatającą większość zaplombowano - poinformował szef rządu (zob. Gazeta.pl „Premier Tusk: w sobotę sklepy z dopalaczami zniknęły raz na zawsze″).

Warto jednak mieć na uwadze, że kontrola nie dotknęła sklepów internetowych - w sieci wciąż można kupić dopalacze. Mało tego, na stronie głównej jednego z takich sklepów widnieje komunikat, że za obserwowaną ostatnio serię zatruć odpowiedzialne są "grupy ludzi z półświatka przestępczego", które rozprowadzają specyfiki "wytwarzane chałupniczymi metodami przy wykorzystaniu różnego rodzaju niebezpiecznych substancji chemicznych", przekonując nabywców, że są to legalnie dostępne w sklepach dopalacze.

>> Czytaj także: Dopalacze: wkrótce kontrola e-sklepu

Właściciele serwisu odcinają się od takich działań, tłumacząc, że oferowane przez nich produkty są "wytwarzane w sposób profesjonalny przez zagraniczne firmy, zgodnie z rygorystycznie ustalonymi procedurami laboratoryjnymi". Takie wyjaśnienia wielu młodym osobom mogą wydać się wiarygodne, ceny najpopularniejszych dopalaczy znacznie się obniżyły, więc pokusa ich wypróbowania może być spora (jeśli ktoś nie słyszał jeszcze o dopalaczach, to w ostatni weekend dzięki mediom dowiedział się na pewno).

Dlatego zaniepokojonym rodzicom, zamiast przetrzepywania kieszeni swoich pociech, sugerujemy zwrócić baczniejszą uwagę na to, co ich nastoletnie dzieci wyszukują w sieci. W razie potrzeby można oczywiście skorzystać z narzędzi filtrujących (zob. Ranking programów filtrujących niepożądane treści), warto jednak pamiętać, że nic nie zastąpi szczerej rozmowy.

>> Czytaj także: Czego dzieci szukają w sieci - jak uniknąć zagrożeń