Amerykańska firma nie jest w stanie sama sobie poradzić z grudniowymi atakami na Gmaila. Poprosiła więc amerykańską agencję rządową ds. bezpieczeństwa o pomoc - twierdzi The Washington Post.
Google niezwykle poważnie potraktowała sprawę grudniowych ataków na konta pocztowe swoich użytkowników. Sprawa nie tylko doprowadziła do wzrostu napięcia w stosunkach amerykańsko-chińskich, groźby wycofania się Google z największego rynku internetowego świata, ale także do spadku ogólnego poziomu bezpieczeństwa. Atak ten pokazał, że przestępcy są w stanie bardzo precyzyjnie określić swój cel.
Według The Washington Post firma zwróciła się do amerykańskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA - National Security Agency) o pomoc w przeprowadzeniu dokładnego śledztwa i opracowaniu sposobów uniknięcia podobnych problemów w przyszłości. Żadna ze stron nie potwierdza prowadzonych rozmów, stawka jest bowiem bardzo wysoka. Z jednej strony są względy bezpieczeństwa, nierzadko także państwowego, z drugiej - prawo do prywatności.
Według źródeł amerykańskiego serwisu nie ma jednak mowy o tym, by NSA zyskała bezpośredni dostęp do kont pocztowych użytkowników - nikt więc nie musi się obawiać, że jego korespondencja zostanie przeczytana. Kluczowe jest bowiem odkrycie mechanizmu, jaki pozwolił na przeprowadzenie ataku, a także opracowanie środków zapobiegawczych.
Negocjacje trwają już od momentu, gdy firma publicznie przyznała, że stała się ofiarą ataku. Wypracowanie porozumienia nie jest jednak proste - istnieją bowiem obawy, że rządowa agencja może jednak zyskać dostęp do prywatnego życia użytkowników Gmaila. Google chce się zapewne odpowiednio zabezpieczyć, zanim pozwoli komukolwiek z zewnątrz na wejście do systemu.
Niewykluczone, że w przyszłości będziemy mieli do czynienia z kolejnymi przypadkami współpracy firm z sektora prywatnego z rządowymi agencjami ds. bezpieczeństwa. Na spadek cyberprzestępczości nie ma bowiem za bardzo co liczyć. Szybki rozwój internetu sprawia, że jego użytkownicy są coraz bardziej łakomymi kąskami. Sieć także stała się areną walki politycznej, o czym świadczą niedawne wydarzenia w Estonii, Gruzji czy Iranie.
Nierzadko słychać głosy, że wzrost naszego bezpieczeństwa możliwy będzie jedynie w sytuacji, gdy zgodzimy się na ograniczenie naszej wolności i prywatności. Po części jednak sami jesteśmy sobie winni - lekkomyślne klikanie we wszystkie linki z e-maili czy umieszczanie swoich osobistych informacji we wszelkiej maści serwisach społecznościowych to tylko niektóre przykłady.
Czas zrozumieć, że nasze bezpieczeństwo w internecie zależy przede wszystkim od nas samych.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|