Mały kawałek rosyjskiego satelity sprawił, że załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przeniosła się do statku Sojuz na wypadek zderzenia. W kosmosie wcale nie jest tak pusto, jak może się początkowo wydawać.
reklama
Ogór, ale przynajmniej kosmiczno-edukacyjny
* * *
Wczoraj na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) wydarzyło się coś, co niektóre media określiły nawet jako "chwile grozy", choć była to raczej pewna rzadko stosowana procedura. Załoga ISS musiała przejść do zadokowanego statku Sojuz, gdyż blisko stacji miały przelecieć szczątki starego rosyjskiego satelity meteorologicznego.
Rozkaz schronienia się w Sojuzie wydał Ed Van Cise - kierownik lotu pracujący w Johnson Space Center w Houston. Na stacji znajduje się obecnie trzech członków 44. ekspedycji na ISS - Giennadij Padałka, Scott Kelly oraz Michaił Kornijenko. Nieduża to załoga, ale w przyszłym tygodniu dołączy do niej trzech kolejnych astronautów, Rosjanin, Japończyk i Amerykanin.
Michaił Konijenko i Scott Kelly (zdj. NASA TV)
Skoro już jesteśmy przy załodze, to dodajmy, że Kelly i Kornijenko mają przebywać na stacji przez rok, co posłuży do badań wpływu długotrwałego przebywania w kosmosie na zdrowie. Scott Kelly ma brata bliźniaka (Marka), co pozwoli na dokonanie porównań. Mark Kelly również był astronautą, ale w czasie tej misji będzie na Ziemi.
Wróćmy do "chwil grozy w kosmosie". W czasie gdy astronauci byli schronieni w statku, wszystkie systemy ISS normalnie pracowały. Kosmiczne śmieci przeleciały obok stacji i można było wrócić do normalnej pracy. Niebezpieczeństwo owszem było, ale zostało przewidziane wcześniej i podjęto środki ostrożności.
Dodajmy, że w historii ISS już cztery razy zdarzało się, że astronauci przenosili się do Sojuza w obawie przed zderzeniem. W przyszłości takie rzeczy też będą się zdarzać. Według NASA na ziemskiej orbicie jest ok. 500 tys. kawałków "śmieci kosmicznych". Wiele z nich ma małe rozmiary, ale mogą poruszać się z prędkością ponad 28 tys. km na godzinę. Są więc niebezpieczne.
Zderzenia się zdarzają. W roku 2006 doszło do pierwszej w historii nieplanowej kolizji dwóch satelitów na orbicie Ziemi. Satelita telekomunikacyjny firmy Iridium Satellite LLC zderzył się z nieczynnym już rosyjskim Cosmos 2251 na wysokości około 790 km nad Syberią. To jedno zderzenie zwiększyło liczbę kosmicznych śmieci o 2 tys.
W roku 1996 francuski satelita został uszkodzony przez odłamki rakiety, która eksplodowała dekadę wcześniej. W roku 2007 Chiny przeprowadziły test "antysatelitarny", w ramach którego zniszczono rakietą starego satelitę meteorologicznego. Wówczas za jednym zamachem zwiększono liczbę śmieci o 3 tys.
Co chyba najciekawsze, zdarzały się uszkodzenia okien w promach spowodowane przez... drobinki farby. Tak przynajmniej wykazywały późniejsze analizy.
Namierzaniem tych niebezpiecznych śmieci zajmuje się NASA i amerykański Departament Obrony (DOD). Sieć nadzoru jest w stanie śledzić obiekty o średnicy zaledwie 5 cm na niskiej orbicie oraz obiekty o wielkości około 1 metra na orbicie geosynchronicznej. Tysiące obiektów już skatalogowano. Oczywiście istnieją różne kategorie obiektów oraz stwarzanego przez nich ryzyka. NASA ma zestaw wytycznych, które służą do oceniania zagrożenia i ewentualnego podejmowania decyzji o środkach ostrożności
Czytaj: Wreszcie będzie ekspres do kawy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|