Na oficjalne dane dotyczące wyników głosowania trzeba będzie jeszcze poczekać. Podpowiadamy, gdzie trzeba będzie ich szukać. Poza tym warto wspomnieć o wynikach sondaży oraz o internetowych incydentach, które zakłóciły ciszę wyborczą.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich już za nami. Obecnie media skupiają się na wynikach sondażu exit poll, jaki został przeprowadzony przez ISPOS dla stacji telewizyjnych.
Pozostali kandydaci mieli zebrać mniej niż 5% głosów. Ten sondaż oceniał frekwencję na 49,9%.
Jeśli szukacie oficjalnych danych od Państwowej Komisji Wyborczej, powinniście zajrzeć na stronę prezydent2015.pkw.gov.pl. W chwili pisania tego tekstu znajdują się tam wyłącznie wyniki dotyczące frekwencji obliczonej na godzinę 17:00. Wówczas wynosiła ona 34,41%, co oznacza, że wydano 10.401.799 kart do głosowania (na 30.229.501 uprawnionych do głosowania). Mapka poniżej prezentuje frekwencję w poszczególnych województwach.
Na stronie PKW znajdziecie też multimedia, a więc nagrania z konferencji prasowych. Te same nagrania znajdziecie na kanale PKW na YouTube. W czasie konferencji prasowych omawiano m.in. zakłócenia w przebiegu wyborów. Do tych zakłóceń możemy zaliczyć m.in. naruszenia ciszy wyborczej.
Przy okazji różnych wyborów nieraz podnoszono problem ciszy wyborczej w internecie. Teoretycznie takim naruszeniem może być nawet pozostawienie komentarza pod artykułem albo "lajkowanie" na Facebooku. W czasie wyborów prezydenckich zaobserwowano takie naruszenia. Na wczorajszej konferencji prasowej PKW wspominano o tym, że "na Facebooku znalazł się post przeciwko jednemu z kandydatów".
PKW nie wiedziała o innych tego typu incydentach, ale mogło być ich znacznie więcej. Dochodziło do nich również przed wyborami, np. Głos Szczeciński informował, iż na stronie pewnego lokalnego polityka i na jego koncie na Twitterze pojawił się wpis zachęcający do głosowania na pewnego konkretnego kandydata. Przypadek ciekawy, bo lokalny polityk nie przyznał się do autorstwa komunikatu i twierdzi, że opublikowali go jego współpracownicy. Czy to wystarczy, by uniknąć odpowiedzialności? Za naruszenie ciszy wyborczej grozi grzywna do 5 tysięcy złotych.
Wydaje się, że w pewnych przypadkach za naruszenie ciszy wyborczej powinien odpowiadać administrator strony, ale czy zawsze powinno tak być? Dziennik Internautów opisywał w przeszłości przypadek administratorów lokalnego serwisu, którzy mieli być pociągnięci do odpowiedzialności za komentarze użytkowników naruszające ciszę wyborczą. Oczywiście jest duża różnica pomiędzy administratorami serwisu informacyjnego a np. kontem polityka na Twitterze. W tym drugim przypadku "administrator" (posiadacz konta) powinien wiedzieć, kto i co publikuje w jego imieniu.
PKW przypomina, że ocena takich incydentów nie należy do Państwowej Komisji Wyborczej. Takie przypadki należy zgłaszać na policji i to organy ścigania zadecydują, co robić.
Czytaj także: Cisza wyborcza w sieci jest nierealna, ale... uważaj, co lajkujesz!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|