Władze USA mogły żądać od Twittera wydania danych użytkowników, które miały związek ze śledztwem w sprawie Wikileaks - orzekł sąd w Virginii. Organizacje Electronic Frontier Foundation (EFF) oraz American Civil Liberties Union (ACLU) mają zamiar jeszcze odwoływać się w tej sprawie.
reklama
W ubiegłym miesiącu Dziennik Internautów pisał o użytkownikach serwisu Twitter, których chciały prześwietlić władze USA w związku ze śledztwem w sprawie Wikileaks. Sprawa miała swój początek w grudniu ub.r. Wówczas sędzia Theresa Buchanan wydała nakaz udostępnienia władzom informacji związanych z kilkoma użytkownikami Twittera, być może powiązanymi z Julianem Assange. Ujawnione miały być nazwiska, informacje o kontaktach, odbiorcach tweetów, aktywności użytkownika, adresach IP oraz e-mail. Najbardziej kontrowersyjne było to, że nakaz dotyczył także Birgitty Jonsdottir, islandzkiej posłanki.
W lutym troje użytkowników Twittera, którzy poczuli się inwigilowani, wystąpiło do sądu o cofnięcie nakazu. Prawnicy poprosili sąd także o upublicznienie wszystkich dokumentów odnoszących się do wydanego w grudniu nakazu. Ich zdaniem sąd, wydając wspomniany nakaz, naruszył konstytucyjne prawo do wolności słowa (pierwsza poprawka do konstytucji USA) oraz do uczciwej rewizji (czwarta poprawka).
W ubiegły piątek sąd wydał decyzję w tej sprawie. Jest ona dostępna w pliku PDF na stronie Electronic Frontier Foundation (20 stron).
Sąd oddalił zarówno wniosek o cofnięcie nakazu wydanego w grudniu, jak i wniosek o odtajnienie rządowego wniosku dotyczącego wydania nakazu (mówiono, że mógł on zawierać informacje Google, Facebooka i Skype, od których amerykański rząd próbował pozyskiwać wspomniane wcześniej dane). Warto zauważyć, że choć wniosek o wydanie nakazu pozostaje tajny, sąd zgodził się na odtajnienie samego nakazu.
Sędzia Theresa Buchanan uznała, że wydany nakaz nie naruszył prawa do wolności słowa, ponieważ władze USA nie interesowały się treścią przesyłaną przez Twittera, ale innymi danymi na temat konta. Nie można więc - zdaniem sądu - porównać działania władz do podsłuchiwania rozmowy telefonicznej, ale do pozyskania informacji na temat połączeń.
Wydanie nakazu wymagało od władz przedstawienia dowodu na to, że informacje (jakie mają być pozyskane) mają związek ze śledztwem. Użytkownicy Twittera nie musieli być podejrzani o żadne przestępstwa. Władze podobno takie dowody przedstawiły, choć sąd powołał się w tej kwestii na dokument, który jest niejawny.
Sąd uznał również, że nie naruszono prawa wynikającego z czwartej poprawki do konstytucji. Użytkownicy Twittera nie mogli bowiem oczekiwać prywatności w odniesieniu do informacji, które sami dostarczyli Twitterowi.
Organizacje EFF i ACLU zamierzają odwoływać się od decyzji sądu. Ich zdaniem nie powinno dochodzić do sytuacji, kiedy dane o obywatelach będące w rękach prywatnych firm stają się dla władz narzędziem do inwigilowania obywateli. Przedstawiciel ACLU Aden Fine zwrócił ponadto uwagę na to, że utajnianie dokumentów uniemożliwia obywatelom walkę z inwigilacją. Nie jest pewne, do ilu i których firm rząd USA zwrócił się z prośbą o informacje.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|