Dwie wytwórnie poprosiły Google o usunięcie z wyników wyszukiwania linku do Mega, usługi Kima Dotcoma. Teraz można to tłumaczyć pomyłką, ale czy takie pomyłki można tolerować?
reklama
Tydzień temu Dziennik Internautów opisywał, jak Hollywood chciał ocenzurować film o The Pirate Bay. Po prostu wytwórnie filmowe zgłosiły linki do tego filmu jako naruszenia praw autorskich, choć w rzeczywistości nie naruszał on ich praw.
Teraz wyszło na jaw kolejne nadużycie tego typu, jeszcze bardziej rażące. Firmy NBCUniversal oraz Warner Bros zwróciły się do firmy Google z prośbą o usunięcie z wyników wyszukiwania adresu https://mega.co.nz. Jest to adres strony głównej usługi Mega, założonej przy współudziale Kima Dotcoma.
Strona Mega nie narusza praw autorskich. Może je naruszać konkretny plik, ale wówczas trzeba zgłosić do usunięcia ten plik. Trudno też uznać usługę Mega za nielegalną. Mimo wszystko wytwórnie, jakby od niechcenia, poprosiły Google o usunięcie Mega z wyników.
Jak to się stało? Obie wytwórnie przesłały do Google standardowe zawiadomienia o treściach rzekomo naruszających prawo. Zawiadomienia te zawierały listy obejmujące po kilkaset linków do usunięcia. Między tymi linkami, jak gdyby nigdy nic, znalazł się adres głównej strony Mega.
Obie skargi (od NBCUniversal oraz Warner Bros.) możemy przejrzieć w serwisie Chilling Effects, który zajmuje się zbieraniem danych na temat podobnych nadużyć i jest prowadzony m.in. przez fundację Electronic Frontier.
Teoretycznie amerykańskie prawo przewiduje możliwość poniesienia odpowiedzialności za zgłaszanie do usunięcia treści, do których nie ma się prawa. Niestety praktyka pokazuje, że jest to tolerowane. Kiedyś Hotfile sądził się o to z Warnerem, ale w przypadku Google nie ma szans na podobny pozew. Firma nie będzie narażać się wytwórniom, z którymi musi współpracować, jeśli chce udostępniać m.in. usługi muzyczne i chronione prawem autorskim treści na YouTube.
Link do Mega jest ciągle dostępny w Google. Firma odfiltrowała błędne zgłoszenie, ale trudno uwierzyć w to, aby dostawca wyszukiwarki był w stanie wykryć wszystkie linki, które w sposób błędny informują o naruszeniu praw autorskich.
Z Raportu Przejrzystości Google wynika, że w ubiegłym miesiącu firmę proszono o usunięcie ponad 14 mln linków! Zauważcie, że jeszcze rok temu pisaliśmy o zgłaszaniu do usunięcia "tylko" 1,2 mln linków miesięcznie i wydawało się to wtedy ogromną liczbą.
Wykres poniżej pokazuje, jak szybko rosła liczba żądań o usunięcie linków od roku 2011.
Nie jest żadną tajemnicą, że właściciele praw autorskich mają zautomatyzowane systemy wykrywania naruszeń i zgłaszania ich. Nie jest też żadną tajemnicą, że te systemy są mocno wadliwe. Google również odnotowuje, że dostaje wiele wadliwych zgłoszeń, wobec których nie podejmuje działań.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że w Polsce całkiem niedawno dyskutowano o mechanizmie notice and takedown, przy okazji nowelizacji Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.
Polscy posiadacze praw autorskich, podobnie jak ich zagraniczni koledzy, są zdania, że procedury zgłaszania i usuwania treści powinny być maksymalnie uproszczone. Niestety nadużycia takie jak to opisane wyżej sugerują, że posiadacze praw autorskich mają problem z rzetelnością zgłoszeń. Zbytnie upraszczanie procedur notice and takedown zawsze może się równać zgodzie na cenzurę.
Czytaj także: Film kibica z wypadku w Daytona usunięty przez organizatora wyścigu. Znów o notice and takedown
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Blokowanie "pirackich" stron możliwe na Tajwanie. Zaszkodzi legalnym usługom?
|
|
|
|
|
|