Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Ponad milion URL-i miesięcznie znika z Google z powodu praw autorskich

25-05-2012, 08:48

W każdym tygodniu Google dostaje 250 tysięcy żądań usunięcia wyników rzekomo naruszających prawa autorskie. Najczęściej te żądania pochodzą od Microsoftu. Zdarza się też, że pochodzą od firm rozrywkowych, które chcą zwyczajnie ograniczyć konkurencję. Od wczoraj Google zaczął publikować dane na temat swoich antypirackich działań.

Google jest czasem zmuszany do usuwania treści ze swojej wyszukiwarki. Firma postanowiła więc dwa lata temu, że będzie w związku z tym wydawać raport przejrzystości (Transparency Report), w którym znalazły się najpierw dane dotyczące usuwania treści z wyszukiwarki Google na zlecenie rządów. Potem raport został wzbogacony o dane na temat ujawniania informacji o użytkownikach oraz ruchu do usług Google.

Od wczoraj w dziale poświęconym usuwaniu treści znajdziemy nie tylko informacje o treściach usuwanych na polecenie rządu, ale także o treściach usuwanych na żądania posiadaczy praw autorskich. Amerykańska ustawa DMCA zwalnia Google z odpowiedzialności za naruszenia prawa autorskich, ale jeśli dostawca wyszukiwarki zostanie powiadomiony o treściach naruszających prawo, ma obowiązek je usunąć (procedura określana mianem notice and takedown).

Z udostępnionych wczoraj danych Google wynika, że w tym miesiącu od dostawcy wyszukiwarki zażądano usunięcia ponad 1,2 mln adresów URL, które dotyczyły ponad 24 tys. stron. Interesujący jest wzrost liczby tych żądań. Obecnie Google dostaje ich 250 tys. tygodniowo, czyli więcej niż dostała w całym roku 2009!

Czytaj: Tajne rozmowy i cenzura wyszukiwarek w kolejnej odsłonie

Raport daje wgląd w dane dotyczące posiadaczy praw autorskich oraz reprezentujących ich organizacji. Najczęściej żądania usunięcia treści dotyczą produktów Microsoftu, NBCUniversal oraz firm zrzeszonych w RIAA. Trzeba jednak odnotować, że Microsoft zdecydowanie wszystkich wyprzedza - żądał usunięcia ponad 2,5 mln adresów URL, podczas gdy NBC i RIAA razem wzięte żądały usunięcia ponad 1,4 mln adresów.

Prawnik Google zajmujący się prawami autorskimi, Fred von Lohmann, wspomniał na blogu firmy o żądaniach usunięcia treści, które są wynikiem błędów lub nadużyć.

- Przykładowo ostatnio odrzuciliśmy dwa żądania od organizacji reprezentującej dużą firmą rozrywkową, związane z usunięciem wyniku wyszukiwania prowadzącego do dużej gazety opisującej program telewizyjny. Żądania omyłkowo mówiły o naruszeniach praw autorskich do programu telewizyjnego, mimo że nie było (w tej gazecie) żadnej naruszającej treści. Widzieliśmy również bezpodstawne żądania przedstawione w celu ograniczenia konkurencji albo usunięcia treści niekorzystnych dla osób lub firm. Próbujemy je wyłapać sami, ale często zawiadamiamy webmasterów poprzez nasze narzędzia dla webmasterów, kiedy ich strona jest przedmiotem żądania treści naruszających prawo autorskie - pisze Fred von Lohmann.

Widać, że Google uważa mechanizm notice and takedown za słuszny. Można o nim powiedzieć to samo, co mówi się o demokracji - być może nie jest idealny, ale nic lepszego jeszcze nie wymyślono. Martwić może jedno - liczba żądań o usuwanie treści rośnie szybko, a to chyba nie wpływa korzystnie na "jakość" tych żądań oraz jakość ich rewizji ze strony Google. 

Proponowana na początku tego roku ustawa SOPA miała zamienić notice and takedown na bezpardonową cenzurę, obejmującą nie tylko wyszukiwarki, ale również dostawców reklam i płatności. Obecnie władze USA stosują cenzurę w postaci przejmowania domen, choć pojawia się coraz więcej pytań o to, czy działanie to jest legalne.

Czytaj: Google nie chce wyjaśniać regulatorom polityki prywatności?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR