Władze Uniwersytetu Adama Mickiewicza naprawdę udawały głupiego, chcąc uniknąć odpowiedzi na pewien wniosek o dostęp do informacji publicznej. Niedobrze, gdy znany uniwersytet coś takiego robi, choć oczywiście taki zły przykład ma swój walor edukacyjny.
To kolejny tekst z cyklu absurdy dostępu do informacji publicznej w Polsce.
* * *
Gazeta Wyborcza opisała ciekawą historię pewnej anglistki, dr Mirosławy Stępień, która starała się o pracę na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na stanowisko było kilku kandydatów. Komisja konkursowa wybrała inną kandydatkę, więc pani Stępień chciała się dowiedzieć, na jakiej podstawie wyłoniono zwycięzcę. Wysłała ona e-mail do dziekanatu z prośbą udostępnienie takich dokumentów jak protokół z posiedzenia komisji konkursowej.
Gdyby wszystko przebiegło jak należy, w tym miejscu historia powinna się skończyć. Pani Stępień złożyła wniosek o dostęp do informacji publicznej i uczelnia powinna jej przekazać tę informację w ciągu 14 dni. Tak się nie stało, o czym możecie poczytać w tekście pt. Uniwersytet nie może być tak tajemniczy.
Uczelnia najpierw odmówiła odpowiedzi na wniosek i powołała się na... załącznik nr 2 Statutu UAM. Ten dokument podobno mówi, że głosowanie jest tajne. Wychodzi więc na to, że uczelnia odmówiła realizowania swojego ustawowego obowiązku, powołując się na swój statut. Oczywiście można zrozumieć "tajność głosowania" w tym sensie, że członkowie komisji nie ujawniają swoich głosów. Niemniej jeśli wytworzono jakieś dokumenty (np. protokół czy sprawozdanie z głosowania), te dokumenty powinny być przekazane wnioskodawcy.
Pani Stępień nie odpuściła i dalej domagała się informacji. Prowadziła korespondencję z Uniwersytetem, a ten dał następujące popisy niekompetencji:
Pani Stępień poszła wreszcie do sądu, a sąd przyznał jej rację. Mimo wyroku UAM nadal nie wie, co robić. Decyzja ma zapaść po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Gazeta Wyborcza komentuje tę sprawę dość łagodnie, ale moim zdaniem należy ocenić UAM nieco surowiej. Pamiętajmy, że nieudzielenie informacji publicznej jest naruszeniem prawa. Opisana powyżej sytuacja jest po prostu karygodna. Instytucja taka jak uniwersytet narusza prawo, stawia wnioskodawcy wymagania wykraczające poza wymagania ustawy i wymyśla po prostu głupie argumenty wyssane nie wiadomo skąd.
Oczywiście w Polsce dzieją się różne rzeczy. W "absurdach dostępu do informacji publicznej" opisywałem kiedyś przypadek gminy, która nie miała pojęcia, kto publikuje informacje na jej stronach! To było tłumaczenie równie głupie jak zachowanie UAM w stosunku do dr Stępień. Powiedzmy jednak, że niekompetencję urzędnika z małej gminy można jakoś przełknąć. Gorzej, gdy podobne rzeczy robi znany i szanowany uniwersytet.
Jedynym plusem tej historii z uniwersytetem jest jej walor edukacyjny. To dobry przykład, aby przypomnieć Czytelnikom DI (a także pracownikom UAM i nie tylko) o pewnych podstawowych zasadach dotyczących dostępu do informacji publicznej w Polsce. Oto one:
To bardzo skrótowe omówienie, bo w praktyce droga do informacji publicznej może się wiązać z różnymi dodatkowymi komplikacjami, nawet jeśli będziemy wygrywać w sądzie z urzędnikami. Dostęp do informacji publicznej w Polsce da się ogrywać, a dodatkowo sądy potrafią wydawać niezrozumiałe wyroki.
Przypadek UAM to jedna z tych spraw, gdzie instytucja publiczna po prostu ignoruje prawo i w dodatku stara się przekonywać wnioskodawcę, że istnieją jakieś wyssane z palca ograniczenia. Miejmy jednak na uwadze, że nawet przy realizowaniu przepisów ustawy może dochodzić do ograniczania dostępu do informacji publicznej. W Trybunale Konstytucyjnym jest obecnie skarga dotycząca ograniczania dostępu do informacji przetworzonej. Uzyskanie tej informacji zależy od interesu publicznego, ale czy urząd zawsze jest w stanie należycie ocenić istnienie tego interesu? Ciekawy artykuł na temat tego problemu znajdziecie w serwisie Vagla.pl w tekście pt. "Informacja przetworzona" w Trybunale Konstytucyjnym.
Wracając do UAM, mogę jedynie zauważyć, że zastosował on bardzo prostacką taktykę unikania udostępniania informacji publicznej. Inni mieli więcej finezji, np. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów wymyśliła sobie ostatnio bieda-serwery. To było pomysłowe, musicie przyznać.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Zapraszamy na Międzynarodową Konferencję Naukową Ataki Sieciowe 2015 #Toruń
|
|
|
|
|
|