... zaproponował Dave Smith (menedżer kilku gwiazd) po tym, jak wysłuchał pomysłów przedstawiciela szwedzkiej Partii Piratów na zreformowanie systemu praw autorskich. Program tej organizacji wydaje się bardzo radykalny i nie odpowiada na pewne, istotne dla twórców kultury, pytania.
reklama
Szwedzka Partia Piratów w czerwcu uzyskała miejsca w Parlamencie Europejskim. Jej niemiecki odpowiednik zdobył natomiast dofinansowanie z budżetu państwa. Partia Piratów jako ruch międzynarodowy odnosi niewątpliwie sukcesy. Warto jednak zadać pytanie: czy rzeczywiście coraz więcej ludzi dostrzega potrzebę reformy prawa autorskiego w kontekście potrzeb społeczeństwa informacyjnego?
Popularność Partii Piratów jest raczej wynikiem tego, że internauci poczuli się zagrożeni. Coraz bardziej agresywne działania właścicieli praw autorskich, prawo HADOPI oraz niepokojące zapisy w pakiecie telekomunikacyjnym – to wszystko tworzy atmosferę końca "wolnego internetu", jaki wszyscy znamy i do jakiego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Popularność Partii Piratów wydaje się wypływać nie tyle z chęci wprowadzania zmian, ile z chęci utrzymania obecnego stanu rzeczy.
Można było się tego dowiedzieć w czasie różnych prezentacji jej szefa Ricka Falkvinge'a. Jedna z nich miała miejsce w trakcie seminarium In The City w Manchesterze, poświęconego kwestiom przemysłu muzycznego.
Jak podaje The Next Web, Falkvinge przedstawił podczas seminarium szczegóły programu Partii Piratów, które obejmują m.in.:
Tych propozycji przedstawiciele przemysłu muzycznego słuchali grzecznie i nie wzbudziły one sprzeciwu. Kiedy jednak Falkvinge stwierdził, że okres ochrony prawem autorskim dla piosenek i innych dzieł powinien wynosić tylko 5 lat, odezwał się menedżer Dave Smith.
– Gdyby to było średniowiecze, spaliłbym Cię na stosie - powiedział Smith, nie zastanawiając się chyba nad tym, że w średniowieczu nie było praw autorskich. W każdym razie po raz kolejny okazało się, że trudno o rozsądną dyskusję pomiędzy przedstawicielami posiadaczy praw autorskich i piratów (źródło: Martin Bryant, Pirate Party leader threatened with being “burnt at the stake”).
Wystąpienie Falkvinge'a i reakcja Smitha są godne odnotowania z dwóch powodów. Po pierwsze pokazują one pewne braki w programie Partii Piratów. Po drugie dzięki nim widać, że żadna ze stron nie dąży do dialogu, który mógłby coś zmienić.
Partia Piratów nie od dziś uważa, że artyści powinni zarabiać "inaczej niż dziś", ale zupełnie brak im pomysłu na to, w jaki sposób mają to robić. Podczas konferencji TMT.Communities’09 w Warszawie wywiązała się ciekawa dyskusja pomiędzy Błażejem Kaczorowskim z polskiej Partii Piratów, a jednym z uczestników, muzykiem. Odpowiadając na pytanie, jak artyści mają zarabiać, gdy dobra kultury będą wolne i dostępne dla każdego, Kaczorowski stwierdził, że go to nie interesuje. Artyści byli w wypowiedziach reprezentanta polskiej Partii Piratów stawiani na równi z biznesmenami i - jak można było usłyszeć - powinni sami dbać o swoje interesy, kreując nowe modele biznesowe. Jak można z powyższego wywnioskować, program tego ugrupowania poświęcony jest głównie jednej stronie problemu (prawom internautów) i w sposób bardzo powierzchowny dotyka, a czasem wręcz dystansuje się od nowych problemów, jakie mogą być efektem radykalnych zmian w prawie autorskim.
Oczywiście zawsze można powiedzieć, że artyści powinni zarabiać na koncertach, że powinni więcej tworzyć, że powinni zrezygnować z drogich pośredników itd. Problem w tym, że kompozytor nie zawsze zarobi na koncercie (nie musi być przecież wykonawcą), a wysiłek wkładany w dystrybucję dzieła może negatywnie wpłynąć na twórczość lub w ogóle ją uniemożliwić. Nie chodzi w tym miejscu o to, aby przekreślać program Partii Piratów. Warto jednak mieć na uwadze, iż wciąż jest on mocno niedopracowany (dotyczy planowanych zmian, ale nie ich efektów). W ten sposób trudno będzie chyba przekonać do siebie te 80% społeczeństwa, które nie poszło do euro-urn, a którego reprezentantem chce być polska Partia Piratów, co deklarował podczas konferencji Kaczorowski.
Druga kwestia to właśnie ów dialog. W relacjach piraci - przemysł muzyczny jest obecnie sporo agresji i brakuje wyważonego, pozbawionego emocji dialogu. To wszystko sprawia, że z jednej strony proponuje się wydłużenie czasu ochrony dla nagrań do 70 lat, a z drugiej strony piraci chcą ograniczenia ochrony tylko do 5 lat. Żadna ze stron, pomimo ciągłych deklaracji, nie chce chyba dyskusji, koncentrując się na skrajnych propozycjach. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że prędzej niż później jednak dojdzie do porozumienia, bez większego uszczerbku dla społeczeństwa, gdyż jak na razie to przede wszystkim ono płaci horrendalne kwoty za postęp technologiczny.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|