Niewielu jest "hardkorowych piratów". Większość ludzi miesza legalny i nielegalny dostęp do kultury. Mówi o tym ciekawy raport przygotowany dla australijskiego rządu i są w nim wskazówki jak sprawić, by ludzie częściej płacili.
reklama
Rządy mogą mieć dwojakie podejście do piractwa. Niektóre ograniczają się do słuchania tego, co powie im przemysł rozrywkowy. Dochodzi wtedy do bezmyślnego powtarzania wniosków z różnych antypirackich raportów. Tak nie musi być. Niektóre władze same zlecają badanie piractwa i jego wpływu na gospodarkę, a wtedy dochodzą do innych wniosków niż władze słuchające wyłącznie lobbystów.
Ostatnim tego przykładem jest raport na temat naruszeń praw autorskich przygotowany na zlecenie australijskiego Departamentu Łączności i Sztuki. Ten raport jest o tyle rzetelny, że dotyczy nie tyle piractwa ile szerszego zjawiska konsumowania kultury w formie cyfrowej. To dość istotna różnica. Raporty dotyczące piractwa często opierają się na założeniu, że świat dzieli się na złodziei i mitycznych idealnych klientów. Złodzieje tylko kradną, a gdyby nie kradli to natychmiast staliby się mitycznymi dobrymi klientami.
Rzeczywistość jest bardziej złożona i w Polsce pisało o tym Centrum Cyfrowe. Istnieje rynkowy i pozarynkowy obieg kultury, przy czym obydwa te zjawiska pozostają ze sobą w ścisłym związku. W wielu sytuacjach obieg pozarynkowy może napędzać sprzedaż, a prawdziwym problemem dla twórców jest nie tyle rodzaj obiegu co jego brak. Dla twórcy najgorszy jest totalny brak zainteresowania.
Spójrzmy teraz na raport z Australii. Badanie objęło 2,4 tys. osób w wieku od lat 12 wzwyż. Oto co ciekawsze wnioski.
Celowo pogrubiłem ten ostatni wniosek. Od dawna wiadomo, że tzw. hardkorowi piraci to raczej mała grupa internautów. Większość ludzi czasem kupuje treści i częściej lub rzadziej skorzysta z treści "pirackiej". Nierzadko do tych okazjonalnych aktów piractwa dochodzi wówczas, gdy jest to po prostu wygodne (a przecież wytwórnie potrafią utrudniać zakup legalnej treści poprzez geoblocking albo różnice w premierach). Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że "treści darmowe" można dzielić na "darmowe legalne" oraz "darmowe nielegalne". W efekcie większość ludzi korzysta z ciekawej mieszanki treści legalnych opłaconych, legalnych nieopłaconych i nielegalnych.
Tabelka poniżej - zaczerpnięta ze wspomnianego raportu - ukazuje proporcje tych mieszanek w odniesieniu do lat i rodzajów treści.
Australijski raport wykazuje, że w tych mieszankach konsumowanych treści pojawia się coraz więcej treści legalnych, także tych opłaconych. Z raportu wynika, że jest to w dużej mierze zasługa streamingu i usług takich jak Spotify czy Netflix. Znów potwierdzono, że jeśli ułatwisz ludziom kupno i zaoferujesz wygodną usługę... ludzie kupią. Warto podkreślić jeszcze raz - Ci kupujący to nie są ludzie, którym obce jest pozyskiwanie treści ze źródeł "darmowych nielegalnych". I odwrotnie - "pirat" nie jest człowiekiem, któremu płacenie za kulturę jest obce.
Wzrostowi zainteresowania usługami płatnymi wcale nie towarzyszy spadek obrotu pozaprawnego. Liczba plików muzycznych skonsumowana w czasie ostatnich 3 miesięcy została oszacowana przez autorów raportu na 279 mln. Rok wcześniej było to... 158 mln. Podobnie jest z filmami. W tym roku 34 mln plików, w zeszłym roku 28 mln. Akurat za filmy ludzie płacą coraz częściej a więc... wzrosła ogólna konsumpcja, zarówno ta legalna jak i nielegalna.
I tutaj dochodzimy do najciekawszego wniosku z raportu. Weźmiemy go nawet w specjalną ramkę.
Dla każdego typu treści ci, którzy konsumowali mieszankę legalnych i nielegalnych treści, wydali więcej pieniędzy w ciągu trzymiesięcznego okresu niż ci, którzy konsumowali 100% treści legalnie.
Dlaczego tak jest? Po prostu ludzie konsumujący treści wyłącznie legalne są zazwyczaj osobami konsumującymi mało treści.
Ale to nie wszystko. Wspomniani "hardkorowi piraci" czasem jednak chodzą na koncerty lub do kin. Czyli konsumują nielegalnie 100% treści cyfrowych, ale czasem jednak wydają pieniądze na kulturę i dają artystom zarobić. Nawet oni są dla twórców pewną grupą docelową.
Australijski raport mówi też o powodach sięgania po treści nielegalne. Na pierwszym miejscu jest cena, ale na drugim jest wygoda. W ostatnich latach obserwujemy, że wygoda ma coraz większe znaczenie. Po prostu wytwórnie powinny rozważyć ułatwienie legalnego zakupu, ale dodatkowo powinny się zastanowić nad polityką cenową.
Wyniki raportu z Australii pokrywają się z innymi badaniami, nie tylko ze wspomnianym już raportem Centrum Cyfrowego. Już w roku 2013 Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej (JRC) ustaliło, że wizyty na pirackich stronach wydają się wpływać pozytywnie na korzystanie z legalnych ofert muzyki. W roku 2012 organizacja American Assembly wydała raport mówiący, iż piraci kupują nawet 30% więcej muzyki. Takie same wnioski zawierał raport przygotowany dla Ofcom - brytyjskiego regulatora rynku telekomunikacyjnego.
Oczywiście można odrzucić te wszystkie wnioski i nadal dzielić świat na piratów i złodziei. Nadal można popełniać stare błędy i utrudniać klientom legalne korzystanie z ofert. Potem można ponarzekać, że coś nie wyszło. Cóż... wytwórnie mają do tego prawo. Oby tylko politycy i twórcy prawa rozumieli, że obieg kulturowy to bardziej skomplikowane zjawisko.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|