Europosłowie są namawiani do podpisywania oświadczenia w sprawie walki z pedofilią. W oświadczeniu tym jest mowa o rozciągnięciu retencji danych na... wyszukiwarki. Problem w tym, że podpisywanie oświadczenia jest promowane w taki sposób, aby europosłowie nie do końca wiedzieli, co podpisują. Co więcej, oświadczenie jest nie po drodze z tym, czego od wyszukiwarek wymagali europejscy strażnicy danych.
Na stronie Parlamentu Europejskiego pojawiła się zachęta do podpisywania Oświadczenia Pisemnego 0029/2010. Na stronie jest zdjęcie przedstawiające spojrzenie dziecka i link do oświadczenia. Sam dokument mówi o utworzeniu systemu szybkiego ostrzegania przed pedofilami i osobami molestującymi seksualnie. Czytamy w nim, że Parlament Europejski:
(...)
1. zachęca Radę i Komisję do podjęcia działań w związku z komunikatem COM(2007) 267;
2. zwraca się do Rady i Komisji o wdrożenie dyrektywy 2006/24/WE z jednoczesnym rozciągnięciem jej na wyszukiwarki w celu szybkiego i skutecznego przeciwstawienia się pedopornografii i molestowaniu seksualnemu on line;
(…)
Zgodnie z funkcjonującymi w PE zasadami nie więcej niż pięciu posłów może przedstawić pisemne oświadczenie dotyczące kompetencji Unii Europejskiej, a niebędące przedmiotem trwającego w danej chwili procesu legislacyjnego. Jeśli pod oświadczeniem podpisze się większość członków Parlamentu, oświadczenie jest publikowane jako tekst przyjęty.
Europosłowie są więc przekonani, że mogą pomóc, wspierając rozciągnięcie dyrektywy 2006/24/WE na wyszukiwarki. To proste. Kto nie chciałby pomóc? A jednak podpisanie dokumentu nie przyniesie wyłącznie dobrych skutków.
Wspomniana dyrektywa 2006/24/WE znana jest również jako "dyrektywa o retencji danych". Oświadczenie może być więc krokiem w kierunku monitorowania informacji na temat wyszukiwań przeprowadzanych przez obywateli UE. Brzmi groźnie? W istocie to jest groźne.
Oświadczenie podpisało 324 europosłów (tak wynika ze strony PE) i chyba nie wszyscy wiedzą, co zrobili. Deputowany z Partii Piratów Christian Engström napisał na swoim blogu, że w "materiałach marketingowych" promujących podpisywanie oświadczenia nie wspomniano nazwy dyrektywy, tylko jej numer. Engström dodaje, że europosłanka Cecilia Wikström napisała list do kolegów europosłów, w którym przyznała, że dała się wprowadzić w błąd i ostrzegła adresatów przed podobnym błędem.
W całej sprawie niepokojące są dwie rzeczy – sięganie po emocjonalny szantaż oraz swoiste rozdwojenie jaśni. Przyjrzyjmy się tym zjawiskom.
Do tego wszystkiego dochodzi mała przejrzystość działań prawodawców. Podsuwanie komuś do podpisania kartki z tajemniczymi numerkami to z pewnością nie jest najlepsza forma demokracji.
Co można z tym zrobić? Pytać eurodeputowanych o oświadczenie i o to, na ile świadomie je podpisali. Niewykluczone, że niejeden poseł dopiero wtedy zda sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|