Jeśli Policja szukała u Ciebie czegokolwiek i tego nie znalazła, zawsze możesz odpowiedzieć za pirackie programy i to pomimo faktu, że ściganie naruszeń praw autorskich wymaga wniosku pokrzywdzonego. Wychodzi na to, że Policja bardzo się angażuje w szukanie pokrzywdzonych posiadaczy praw autorskich. Czy nie za bardzo?
reklama
Wczoraj Gazeta.pl opublikowała ciekawy tekst na temat Mariusza Sz., który może odpowiedzieć za posiadanie pirackich programów komputerowych o wartości rynkowej 13 mln złotych. W tej sprawie miało być dobrowolne poddanie się karze, ale będzie proces (zob. Proces o pirackie programy komputerowe za... 13 mln zł. ''To dobro ludzkości').
Na wielu osobach robi wrażenie ogromna suma 13 mln złotych, ale mnie w tym tekście zainteresowało coś innego. Z doniesień Gazeta.pl wynika, że Policja szukała u oskarżonego materiałów pedofilskich. Policjanci ich nie znaleźli, ale natknęli się na programy komputerowe i Mariusz Sz. odpowie przynajmniej za piractwo, skoro nie okazał się pedofilem.
Pomyślmy. Ściganie naruszeń praw autorskich odbywa się na wniosek pokrzywdzonego. Policja nie miała zatem podstaw do ścigania Mariusza Sz., skoro tylko znalazła na jego komputerze jakieś programy. Policja musiała uzyskać wniosek od pokrzywdzonego, czyli - jak rozumiem - zaangażowała swoje zasoby w dotarcie do pokrzywdzonych producentów oprogramowania lub ich przedstawicieli.
Dziennik Internautów pisał już o podobnych przypadkach. We wrześniu ubiegłego roku sama Policja pochwaliła się zatrzymaniem 18-latka, który instalował "nielegalne" gry (oczywiście gry były legalne, tylko kopie nieautoryzowane). Policja chwaliła się wówczas tym, że sukcesem funkcjonariuszy było "dotarcie do wszystkich pokrzywdzonych", zatem sami pokrzywdzeni nie czuli się pokrzywdzeni, dopóki Policja ich o tym nie powiadomiła.
Już wówczas pytaliśmy o tę sprawę prawnika Olgierda Rudaka. Zauważył on, że docieranie do pokrzywdzonych mieści się w ustawowych obowiązkach Policji, zatem takie działanie funkcjonariuszy można uznać za zgodne z prawem.
Mimo wszystko znajdą się osoby, które uznają je za kontrowersyjne m.in. dlatego, że Policja wydaje się lepiej traktować posiadaczy praw autorskich niż innych pokrzywdzonych. Naruszenia praw autorskich nie są przecież jedynymi przestępstwami ściganymi na wniosek, ale czy przy innych przestępstwach tego typu Policjanci postarają się dotrzeć do wszystkich pokrzywdzonych?
Trzeba przy tym mieć na uwadze, że zasoby zaangażowane w "docieranie do pokrzywdzonych" nie będą przeznaczone na inne rzeczy. Problem dotyczy więc nie tylko tego, czy ktoś odpowie za piractwo. Problemem jest dysponowanie zasobami Policji.
Policjanci ze Złotymi Blachami, nagrodą od Koalicji Antypirackiej
Jeszcze raz przypomnę, jak w roku 2010 opublikowałem w Dzienniku Internautów satyryczne opowiadanie pt. Jak wezwać policję? Żartowałem wówczas z tego, że policjanci mogą mieć w komisariacie specjalny telefon do ewentualnego zawiadamiania pokrzywdzonych posiadaczy praw autorskich. Teraz prawda nie okazuje się bardzo odległa od czegoś takiego...
Niedawno pisałem również o tym, że policjanci zostali nagrodzeni Złotymi Blachami za "ponadprzeciętne zaangażowanie" w ściganie naruszeń praw autorskich. Czy docieranie do pokrzywdzonych jest elementem tego ponadprzeciętnego zaangażowania? Czy Policja powinna się w cokolwiek angażować "ponadprzeciętnie"?
Powyższe pytania są tylko materiałem do przemyśleń. Wiem, że każdego dnia wielu policjantów pracuje dla dobra społeczeństwa, czasem z narażeniem zdrowia i życia. Szanuję ich, ale myślę że wizerunek tej służby jest niepotrzebnie psuty przez "ponadprzeciętne zaangażowanie" w pewne sprawy.
Czytaj także: Dolnośląskie Sądy i Policja skomunikują się elektronicznie. Postępowania mogą przyśpieszyć
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|