W publicznej debacie na temat praw autorskich przedstawiane są zawsze dwie strony - młodzi ludzie pobierający pliki z P2P oraz profesjonalni twórcy. Nikt jednak nie wspomina o takich ludziach, jak ja. Nie jestem piratem, płacę za twórczość innych, ale bardzo nie podoba mi się to, co robią organizacje antypirackie. Chciałbym tym tekstem zwrócić uwagę na to, że jest coś więcej niż "jasna i ciemna strona mocy".
reklama
Do napisania tego tekstu zainspirowali mnie Czytelnicy, którzy czasem piszą do mnie e-maile, przedstawiając swoje odczucia co do opublikowanych przeze mnie tekstów. Ostatnio kilka razy zdarzyło się, że Czytelnicy nazwali mnie "piratem". W ostatniej wiadomości tego typu Czytelnik napisał:
Zapewne Pan, jako młody człowiek korzystający z sieci P2P, myśli, że...
W tym miejscu przestałem czytać, zastanawiając się, czy jestem w ukrytej kamerze. Skąd Szanowny Nadawca wiedział, że jestem młody? Skąd wiedział, że pobieram pliki z sieci? Ha, wiem, że on tego nie wiedział. Czytelnik naznaczył mnie jako pirata i dopasował do mnie znany wizerunek krytyka praw autorskich - młody człowiek, internauta, pirat. To uświadomiło mi, że w debacie na temat piractwa pomija się takich ludzi, jak ja.
Młody może i jestem - mam 29 lat. Istotniejsze jest jednak to, że nie jestem piratem. Nie mieszczę się w żadnej definicji pirata.
Korzystam z legalnego oprogramowania, głównie wolnego i otwartego. Na komputerze stacjonarnym mam Ubuntu. Dostałem z redakcji Windows 7 i mam go legalnie na laptopie. Z BitTorrenta pobieram głównie dystrybucje Linuksa.
Mam kolekcję filmów na DVD. Są to filmy o Harrym Potterze, animowane produkcje ze studia Pixar, trochę klasyków... za wszystko zapłaciłem dość sporo i nie żałuję. Czy mam na twardym dysku pliki MP3? Mam, przyznaję się. Utwory te skopiowałem jednak z płyt, za które uczciwie zapłaciłem. Wyjątek stanowią pliki z muzyką na licencji CC, które pobrałem z torrenta (legalnie).
W swoim nie-piractwie posunąłem się nawet dalej. Szczerze uważam, że pobieranie nieautoryzowanych plików z sieci P2P nie jest uczciwe. Przy filmie pracuje wielu ludzi i robią to oni, aby utrzymać siebie i swoje rodziny. Podobnie jest z muzyką i oprogramowaniem. Rozumiem to. Ja też jestem twórcą i za to, co stworzę, dostaję pieniądze. Uważam, że postulat "dostępu do kultury" nie powinien być usprawiedliwieniem piractwa, szczególnie wtedy gdy ktoś, kogo stać na płytę DVD, ze zwykłego lenistwa lub cynizmu woli pobrać plik z sieci.
Nie piszę tego po to, aby oczyścić się z zarzutu piractwa. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na to, że człowiek taki, jak ja (nie-pirat), może czuć niesmak, patrząc na to, co robią lub chcą zrobić organizacje antypirackie. Proponowane dziś zmiany w prawie autorskim lub w podejściu do własności intelektualnej mogą naprawdę przerażać. To sprawia, że nawet nie-pirat może być krytykiem antypiratów.
Aby nie przedłużać, wymienię w punktach te rzeczy, które czynią ze mnie (nie-pirata) przeciwnika antypiratów.
Siedem wystarczy. To magiczna, satysfakcjonująca psychologicznie liczba. Teraz komentujcie ten tekst, oceniajcie go, oceniajcie mnie, ale pamiętajcie o jednej rzeczy... ja nie jestem piratem.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|