Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

"Nie jestem piratem", czyli brakujące ogniwo w debacie

07-12-2010, 12:37

W publicznej debacie na temat praw autorskich przedstawiane są zawsze dwie strony - młodzi ludzie pobierający pliki z P2P oraz profesjonalni twórcy. Nikt jednak nie wspomina o takich ludziach, jak ja. Nie jestem piratem, płacę za twórczość innych, ale bardzo nie podoba mi się to, co robią organizacje antypirackie. Chciałbym tym tekstem zwrócić uwagę na to, że jest coś więcej niż "jasna i ciemna strona mocy".

robot sprzątający

reklama


Do napisania tego tekstu zainspirowali mnie Czytelnicy, którzy czasem piszą do mnie e-maile, przedstawiając swoje odczucia co do opublikowanych przeze mnie tekstów. Ostatnio kilka razy zdarzyło się, że Czytelnicy nazwali mnie "piratem". W ostatniej wiadomości tego typu Czytelnik napisał:

Zapewne Pan, jako młody człowiek korzystający z sieci P2P, myśli, że... 

W tym miejscu przestałem czytać, zastanawiając się, czy jestem w ukrytej kamerze. Skąd Szanowny Nadawca wiedział, że jestem młody? Skąd wiedział, że pobieram pliki z sieci? Ha, wiem, że on tego nie wiedział. Czytelnik naznaczył mnie jako pirata i dopasował do mnie znany wizerunek krytyka praw autorskich - młody człowiek, internauta, pirat. To uświadomiło mi, że w debacie na temat piractwa pomija się takich ludzi, jak ja

Młody może i jestem - mam 29 lat. Istotniejsze jest jednak to, że nie jestem piratem. Nie mieszczę się w żadnej definicji pirata.

Korzystam z legalnego oprogramowania, głównie wolnego i otwartego. Na komputerze stacjonarnym mam Ubuntu. Dostałem z redakcji Windows 7 i mam go legalnie na laptopie. Z BitTorrenta pobieram głównie dystrybucje Linuksa.

Mam kolekcję filmów na DVD. Są to filmy o Harrym Potterze, animowane produkcje ze studia Pixar, trochę klasyków... za wszystko zapłaciłem dość sporo i nie żałuję. Czy mam na twardym dysku pliki MP3? Mam, przyznaję się. Utwory te skopiowałem jednak z płyt, za które uczciwie zapłaciłem. Wyjątek stanowią pliki z muzyką na licencji CC, które pobrałem z torrenta (legalnie).

W swoim nie-piractwie posunąłem się nawet dalej. Szczerze uważam, że pobieranie nieautoryzowanych plików z sieci P2P nie jest uczciwe. Przy filmie pracuje wielu ludzi i robią to oni, aby utrzymać siebie i swoje rodziny. Podobnie jest z muzyką i oprogramowaniem. Rozumiem to. Ja też jestem twórcą i za to, co stworzę, dostaję pieniądze. Uważam, że postulat "dostępu do kultury" nie powinien być usprawiedliwieniem piractwa, szczególnie wtedy gdy ktoś, kogo stać na płytę DVD, ze zwykłego lenistwa lub cynizmu woli pobrać plik z sieci.

Krytyk antypiratów nie musi być piratem

Nie piszę tego po to, aby oczyścić się z zarzutu piractwa. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na to, że człowiek taki, jak ja (nie-pirat), może czuć niesmak, patrząc na to, co robią lub chcą zrobić organizacje antypirackie. Proponowane dziś zmiany w prawie autorskim lub w podejściu do własności intelektualnej mogą naprawdę przerażać. To sprawia, że nawet nie-pirat może być krytykiem antypiratów. 

Aby nie przedłużać, wymienię w punktach te rzeczy, które czynią ze mnie (nie-pirata) przeciwnika antypiratów.

  1. Przeraża mnie to, że wobec posiadaczy praw autorskich politycy prezentują zwykłą uległość. To sprawia, że antypiraci mają duży wpływ na prawo, a nawet na relacje między poszczególnymi krajami. Dowodem na to jest choćby ACTA - porozumienie stworzone za plecami obywateli i ostatecznie uznane przez Parlament Europejski za "narzędzie zwiększania skuteczności obowiązujących norm". Innym przykładem wpływu posiadaczy praw autorskich na politykę jest raport Gallo, wspierany przez martwych, dzieci i piratów

  2. Są takie organizacje, które nic nie tworzą, ale żyją z praw autorskich. Przeraża mnie to, że nie znają one miary przy ściąganiu pieniędzy z konsumentów. Przykładem tego była propozycja objęcia aparatów cyfrowych opłatą reprograficzną. Dlaczego organizacje wydawców mają dostać 1% ze sprzedawanych aparatów? Na to pytanie nie potrafi chyba odpowiedzieć nawet Ministerstwo Kultury, które łatwo uległo prośbie wydawców (ta uległość jest przerażająca, patrz pkt. 1).

  3. Irytują mnie "raporty" przemysłu "twórczego", w których przedstawiane są wyssane z palca liczby. Przykładem może być raport dowodzący, że P2P pozbawi pracy 1,2 mln osób. W ubiegłym roku wspominaliśmy też o tym, jak obliczono, że w Wielkiej Brytanii mieszka 7 mln piratów. Po te raporty chętnie sięgają politycy i media, budując sztuczny obraz przemysłu bezlitośnie niszczonego przez piratów.

  4. Irytują mnie propozycje blokowania wybranych usług lub stron w sieci. Cenzura jest cenzurą i zawsze szkodzi ona demokracji.

  5. Z niepokojem patrzę na propozycje delegalizowania rozwiązań służących do kopiowania treści i łamania zabezpieczeń DRM (znalazły się one m.in. w ACTA). Przyznałem się, że mam pliki MP3 skopiowane z legalnie zakupionych płyt. Zapłaciłem za możliwość słuchania tej muzyki i chcę ją mieć na różnych urządzeniach. Przecież płacę za własność intelektualną, a nie za nośnik... czy tak?

  6. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego antypiraci nie atakują prawdziwych "piratów", tzn. ludzi biorących pieniądze za udostępnianie nieautoryzowanych plików. Przykładem może być serwis Pobieraczek.pl, który chwali się na swojej stronie dostępem do tysięcy filmów i plików MP3. Prawnik Pobieraczka naiwnie przekonuje, że serwis nie korzysta z łamania praw autorskich, ale wszyscy wiedzą, jak jest naprawdę. Pobieraczek bierze za swoje usługi niecałe 100 zł lub więcej. Tymczasem wiemy, że policja pod kierownictwem FOTA skutecznie zamknęła Napisy.org - serwis udostępniający tylko tłumaczenia dialogów filmowych. Moim zdaniem wydawcy powinni się poważnie zastanowić nad utrzymywaniem antypirackich organizacji. Trudno nie odnieść wrażenia, że one tylko pozorują działania chroniące twórców.

  7. Przeraża mnie to, co dzieje się za granicą. Pozywanie wielu ludzi przez RIAA, monitorowanie zachowań internautów, oskarżanie na podstawie adresu IP, działania firmy ACS Law, prawo Hadopi... obrzydliwe. Czy Ty, drogi internauto, chciałbyś dostać e-mail, w którym ktoś grozi Ci karą i odcięciem od internetu? Nie? Za kilka lat możesz dostać.

Siedem wystarczy. To magiczna, satysfakcjonująca psychologicznie liczba. Teraz komentujcie ten tekst, oceniajcie go, oceniajcie mnie, ale pamiętajcie o jednej rzeczy... ja nie jestem piratem.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Następny artykuł » zamknij

Wielkie ucho fiskusa

Źródło: DI24.pl