Nazwisk podejrzanych nie można ujawniać w prasie, ale czy dotyczy to tagów strony albo linków umieszczonych obok materiału prasowego? Niestety prawo prasowe jest nieco archaiczne i nie uwzględnia problemów nowych mediów.
reklama
Wszyscy wiemy, że media powinny "wykropkować" nazwiska osób, przeciwko którym toczy się jakieś postępowanie (przygotowawcze lub sądowe). Nie można też ujawniać danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych. Przepis, który tego wymaga, zawarty jest w art. 13 Prawa prasowego.
Oczywiście bywa tak, że wykropkowanie nazwiska niewiele daje. Jeśli mówimy o panu D., byłym wiceministrze, bez problemu da się ustalić, o kogo chodzi. Podobnie było kiedyś z panem H., synem polskiego kosmonauty, albo z panem W., synem jednego z polskich prezydentów. Ten problem z "nieujawnianiem" nazwisk znany jest od dawna, ale w internecie bywa jeszcze ciekawiej.
Zdarza się, że serwisy internetowe wykropkowują nazwisko w zasadniczej treści artykułu, ale umieszczają je w innych elementach strony, np. w tagu title. Sprawia to, że nazwisko jest widoczne dla użytkowników w przeglądarce (na samej górze) i w opisie karty. Jest też widoczne dla wyszukiwarek. Oto jeden z przykładów, podesłany niedawno przez Czytelnika.
Ten problem nie dotyczy wyłącznie taga title. Zdarza się, że nazwisko podejrzanego pojawia się w tagach stosowanych przez serwis internetowy, aby łączyć teksty na jeden temat. Załóżmy, że serwisy internetowe opisują działalność kontrowersyjnego przedsiębiorcy. Po pewnym czasie ten przedsiębiorca zostaje zatrzymany. Absurdem byłoby udawać, że to zatrzymanie nie ma związku z wcześniej opisanymi zdarzeniami.
W Dzienniku Internautów pisaliśmy kiedyś o Krzysztofie H., który uruchomił serwis De Lege Artis. Wykropkowaliśmy nazwisko pana H., ale nasz serwis automatycznie dobiera linki do sekcji "warto przeczytać", która jest widoczna pod tekstem. Skoro zatrzymanie pana H. było powiązane z serwisem De Lege Artis, to nic dziwnego, że system automatycznie dorzucił w sekcji "warto przeczytać" linki do innych tekstów o De Lege Artis. Te wcześniejsze teksty zawierały nazwisko pana H. także w tytule. Ostatecznie nawet bez ingerencji redaktora mogło dojść do tego, że nazwisko pana H. zostało ujawnione pod artykułem, choć nie w samym artykule.
Inna rzecz, że internet nie zapomina, a internauta zawsze jest tylko kilka kliknięć od informacji. W tej sytuacji wykropkowywanie nazwisk wydaje się naiwnym zabiegiem.
Oczywiście możliwe byłoby wykropkowanie wszystkiego i zawsze. Tylko czy teksty o zatrzymaniu Krzysztofa H., twórcy serwisu D., przez prokuraturę w W., miałyby jakikolwiek sens?
Postanowiliśmy spytać o ten problem eksperta. Komentarza udzielił nam Jakub Kralka, prawnik i autor serwisu TechLaw.pl. Spytaliśmy go, czy jego zdaniem ujawnienie nazwiska w tagach jest naruszeniem.
- Dla rozpatrywania postawionego problemu należy bliżej przyjrzeć się ustawowej definicji materiału prasowego - materiałem prasowym jest każdy opublikowany lub przekazany do opublikowania w prasie tekst albo obraz o charakterze informacyjnym, publicystycznym, dokumentalnym lub innym, niezależnie od środków przekazu, rodzaju, formy, przeznaczenia czy autorstwa. Jest ona definicją na tyle otwartą, że można przyporządkować do niej także te elementy strony internetowej, które nie stanowią bezpośrednio treści artykułu. A więc: nagłówek, tagi, a być może nawet hiperłącze prowadzące do innego artykułu, w którym występuje ten sam znany muzyk, zanim jeszcze został oskarżonym (choć jest to nieco karkołomna teza, wymagająca bardzo twórczej interpretacji archaicznej już przecież ustawy). Te wszystkie techniczne oznaczenia niestanowiące istoty samego artykułu to mimo wszystko jednak treści przygotowywane przez redakcję serwisu, każdorazowo na potrzeby każdego wpisu, co też poniekąd podkreśla ich charakter elementu materiału prasowego - stwierdził Jakub Kralka.
Jakub Kralka zauważył też, że więcej wątpliwości można mieć w związku z tymi treściami, których użytkownik nie widzi, ale wciąż znajdują się one w kodzie strony jako swoisty komunikat dla robotów wyszukiwarek internetowych (np. meta-tagi).
- Wydaje mi się, że w tym wypadku przepisy prawa prasowego nie znajdują już zastosowania, ale wciąż żywa może pozostawać ochrona na gruncie innych przepisów, np. ochrony dóbr osobistych. Wciąż bowiem mamy w pamięci praktyki tzw. zjawiska Google Bomb i internauty skazanego za znieważenie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pozycjonowanego w wyszukiwarce internetowej pod obraźliwymi frazami - mówił ekspert.
Zauważcie, że ekspert nie omieszkał podkreślić archaiczności Prawa prasowego. Jest to ustawa z roku 1984, która była krytykowana np. ze względu na ograniczanie prawa krytyki osób publicznych. Możemy sobie zadać pytanie, czy nie powinniśmy móc pisać wprost, kim jest wiceminister podejrzany o udział w dużej aferze? Czy nie powinniśmy mieć możliwości wymienienia nazwiska przedsiębiorcy, który poprzez swoją działalność stał się osobą publiczną?
Dodajmy jeszcze, że Prawo prasowe ma być nowelizowane, dzięki czemu blogerzy nie będą uznawani za prasę. W proponowanej nowelizacji uwzględniono też nową definicję prasy, która ma obejmować także "wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego zarejestrowane środki masowego przekazu, w tym środki komunikacji elektronicznej". Niestety to w żaden sposób nie rozwiąże problemu z wykropkowywaniem nazwisk.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|