Użytkownicy przeglądarki Safari mogli nie wiedzieć, że Google podrzuca im ciasteczko umożliwiające dalsze śledzenie. Firma Google twierdziła, że to normalny zabieg, ale przyjdzie jej zapłacić 22,5 mln USD kary za to śledzenie.
Ustawienia przeglądarki Safari domyślnie blokują śledzenie użytkownika. Od tej zasady jest jednak wyjątek - reklamodawca może podrzucić ciasteczko użytkownikowi, który wszedł w interakcję z reklamą. Google stworzyła kod informujący przeglądarkę o tym, że użytkownik przesłał do Google niewidzialny formularz. Ten zabieg umożliwiał firmie podrzucenie ciasteczek, których Safari w innym przypadku by nie przyjęła. To działanie Google zostało nagłośnione w lutym br. przez Wall Street Journal, choć eksperci wiedzieli o tym znacznie wcześniej.
Firma Google nie widziała w swoim działaniu niczego złego. Jej przedstawiciele twierdzili nawet, że "skorzystali ze znanej funkcji Safari". To po części prawda, bo stosowana technika była znana wcześniej, ale tak czy owak służyła do robienia czegoś, na co użytkownik nie wyraził zgody, a co skutkowało śledzeniem jego aktywności.
W marcu postępowanie w tej sprawie wszczęła amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC). Komisja badała sprawę pod kątem ugody, jaka została zawarta pomiędzy nią a Google w ubiegłym roku. W tej ugodzie Google zobowiązała się do przejrzystego informowania o tym, w jaki sposób firma przetwarza dane użytkowników.
Wczoraj FTC poinformowała, że Google zapłaci 22,5 mln w ramach kolejnej ugody z Komisją. To będzie największa jak dotąd kara za naruszenie nakazu FTC. Szef FTC Jon Leibowitz zaznaczył jednak, że wysokość kary nie ma takiego znaczenia jak fakt jej nałożenia. Do różnych firm działających w internecie - małych i dużych - FTC wysyła w ten sposób sygnał mówiący o tym, że prywatność konsumentów jest traktowana poważnie.
Dla finansów Google ta kara nie będzie znaczącym ciosem. Firma ma kwartalne przychody przekraczające 10 mld USD. Komentatorzy zwracają natomiast uwagę na straty wizerunkowe. To kolejne wydarzenie sugerujące, że Google traktuje prywatność internautów bardzo lekko. Wydaje się, że wyszukiwarkowy gigant nie odpuści żadnej okazji, aby zdobyć o nas jak najwięcej informacji i prędzej powstrzymają go ograniczenia prawne lub techniczne niż jego własne zasady (z których podstawowa brzmi "Don't be evil").
Wcześniej głośno było o naruszeniach prywatności w usłudze Buzz (która zresztą była klapą) oraz o "podglądaniu Wi-Fi" za pomocą aut zbierających dane do usługi StreetView.
Oczywiście Google będzie bronić swojego stanowiska do końca. Jej przedstawiciele w oświadczeniu rozesłanym e-mailem do prasy stwierdzili, że zawsze ustanawiają najwyższe standardy prywatności, a najnowsza kara jest oparta m.in. o treści z centrum pomocy opublikowane w roku 2009.
Czy to jednak oznacza, że firmie Google nie można nic zarzucić?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|