System antypirackich alertów przewidujący m.in. spowalnianie internetu piratom powinien już działać w USA, ale nie działa. Operatorzy martwią się o dobro konsumentów i prawdopodobnie stąd opóźnienia w programie.
reklama
Niemal dokładnie rok temu organizacje antypirackie (m.in. RIAA i MPAA) oraz operatorzy telekomunikacyjni z USA podpisali porozumienie dotyczące antypirackich alertów, które ochrzczono jako "prawo sześciu ostrzeżeń".
Tak naprawdę nie jest to żadne prawo. Operatorzy zobowiązali się do wprowadzenia na własną rękę systemu, który będzie ostrzegał internautów za każdym razem, gdy zostaną oni zidentyfikowani jako piraci.
Osoby zidentyfikowane otrzymają najpierw e-maile z informacjami o piractwie, potem będą przekierowywane na strony informujące o skutkach naruszeń. Ostatecznie, po naruszeniach dokonanych mimo ostrzeżeń, operator może zastosować środek, jakim jest ograniczenie prędkości internetu (szczegóły w tekście pt. Operatorzy uświadomią, przekierują i spowolnią piratów).
Porozumienie było od początku kontrowersyjne. Jeśli internauta zostanie omyłkowo uznany za pirata, będzie miał prawo do "niezależnego przeglądu" swojej aktywności. Wiąże się to jednak z opłatą w wysokości 35 dolarów (sic!), czyli internauci zapłacą za ewentualne pomyłki posiadaczy praw autorskich lub operatorów.
Cały mechanizm miał zacząć działać od lipca 2012, czyli powinien być aktywny już teraz albo w najbliższych dniach. Wygląda jednak na to, że nastąpi to później.
Organizacja Center for Copyright Information (CCI), która ma być odpowiedzialna za namierzanie piratów, powiedziała serwisowi TorrentFreak o wdrożeniu rozwiązania jeszcze w tym roku, ale nie teraz. Możliwe, że każdy operator dokona tego w innym czasie (zob. TorrentFreak, US “Six Strikes” Anti-Piracy Scheme Will Roll Out Gradually).
Jeszcze ciekawsze informacje na ten temat podaje DailyDot. Z wypowiedzi zebranych przez ten serwis wynika, że start systemu nastąpi wówczas, gdy będzie pewne, iż jest on... przyjazny dla konsumentów. Pomiędzy wierszami wypowiedzi cytowanych w DailyDot da się wyczytać, że przynajmniej część uczestników całego programu ma zastrzeżenia co do metod przeglądu systemu alertów (zob. DailyDot, Six strikes plan delayed).
W maju br. Dziennik Internautów pisał, że dostawcy internetu wydają się sprzyjać prawu sześciu ostrzeżeń. Teraz jednak wydaje się, że powstały między nimi tarcia i niewykluczone, że nie jest to m.in. efekt upadku inicjatywy SOPA. Operatorzy mogli zauważyć, że opór społeczny przeciwko agresywnym rozwiązaniom antypirackim jest duży. Kto zatem będzie tak odważny, aby na własną rękę wprowadzić te rozwiązania na swoim podwórku?
Istotny jest również problem, na jaki w tym roku zwróciła uwagę organizacja Electronic Frontier Foundation. Zaproponowała ona "zresetowanie" wszystkich negocjacji dotyczących prawa sześciu ostrzeżeń. Powinno się je uruchomić od nowa, ale z udziałem kogoś, kto będzie reprezentował konsumentów/obywateli. Niby dlaczego operatorzy mają się dogadywać z antypiratami po cichu?
Dostawcy internetu z pewnością mają na uwadze to, że ich źródłem przychodów są właśnie konsumenci, a nie organizacje przemysłu praw autorskich, takie jak RIAA lub MPAA.
Rok temu operatorzy mogli się obawiać, że jeśli nie dogadają się z RIAA/MPAA po dobroci, powstanie jakieś drakońskie prawo krępujące ich swobodę. Zamieszanie wokół SOPA pokazało jednak, że politycy nie przepchną drakońskiego prawa za wszelką cenę, a obywatele to także grupa społeczna, z którą trzeba się liczyć.
Są już pewne objawy tego, że rząd USA przestaje kochać RIAA/MPAA. Operatorzy mogą być kolejnymi "kochankami antypiratów", którzy zechcą zakończyć toksyczny związek.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
O cenzurze, odpowiedzialności i notice and takedown - wraca nowelizacja UŚUDE
|
|
|
|
|
|