Już za trzy miesiące internauci w USA będą monitorowani i ostrzegani, jeśli ich łącze zostanie wykorzystane do naruszeń praw autorskich. Inicjatywę tę oficjalnie pochwalił Comcast, największy operator kablowy w kraju.
reklama
Od lipca w USA zacznie być realizowane kontrowersyjne porozumienie pomiędzy operatorami a posiadaczami praw autorskich, które ogłoszono w lipcu 2011 r.
Porozumienie, które nazywane jest "prawem sześciu ostrzeżeń", przewiduje że piratów w sieci będzie identyfikowała specjalna firma. Wyśledzeni internauci będą ostrzegani, że ich łącze zostało użyte do naruszeń prawo autorskiego. Po piątym lub szóstym ostrzeżeniu operator może ograniczyć prędkość tego łącza (szczegóły w tekście pt. Operatorzy uświadomią, przekierują i spowolnią piratów).
Mogło się wydawać, że porozumienie zostało podpisane przez operatorów pod presją posiadaczy praw autorskich. Inny obraz wyłania się jednak z przemówienia Gerarda Lewisa, wiceprezesa Comcastu (największego operatora kablowego w USA), który zabrał głos na konferencji zorganizowanej przez Center for Copyright Information.
Lewis nie tylko pochwalił "dobrowolny, elastyczny program" antypiracki, ale mówił również o tym, że dotyczy on tylko części zjawisk związanych z piractwem. Zauważył, że istnieje potrzeba współpracowania z innymi uczestnikami rynku, takimi jak wyszukiwarki oraz "inni pośrednicy" (m.in. operatorzy płatności).
Jeśli propozycje Lewisa z czymś Ci się kojarzą, to zapewne dlatego, że dokładnie to samo proponowała kontrowersyjna ustawa SOPA. Cenzura wyszukiwarek była też czymś, co proponowano w Wielkiej Brytanii w czasie interesujących, acz tajnych rozmów na ten temat. Co więcej, Google już teraz częściowo cenzuruje swoją wyszukiwarkę, ale najwyraźniej nikogo to nie zadowala.
Oczywiście przyzwyczailiśmy się do tego, że przemysł praw autorskich proponuje różne formy cenzury. Jest jednak zaskakujące, że przedstawiciel operatora telekomunikacyjnego namawia do takich rzeczy. Być może jest to ze strony Comcastu próba usprawiedliwienia się, przekonania wszystkich, że konsumenci wcale nie ucierpią na wprowadzeniu systemu, który ograniczy ich dostęp do internetu, a w razie wątpliwości co do słuszności zastosowanych środków trzeba będzie zapłacić 35 dolarów za dokonanie "niezależnego przeglądu" (sic!).
Lewis zauważył, że dopiero po wprowadzeniu w życie będzie można się przekonać, czy "prawo sześciu ostrzeżeń" rzeczywiście działa jak należy. Słusznie. Tym dziwniejsze jest to, że proponuje on już teraz rozszerzanie środków antypirackich na rynek e-usług.
Można być niemal pewnym, że wspierane przez Comcast rozwiązania nie uderzą w najbardziej zagorzałych piratów, którzy wiedzą, z jakich narzędzi korzystać, aby nie zostać namierzonym (np. VPN).
Można się też na poważnie zastanowić nad tym, czy chwalone przez Lewisa porozumienie nie jest rodzajem zmowy rynkowej.
To również dobra okazja, by przypomnieć, że samoregulacja też prowadzi do cenzury i wbrew pozorom nie jest ona mniej niebezpieczna od drakońskiego prawa.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|