Mark Pincus nie jest młodym przedsiębiorcą, który postanowił podbić świat, ani odkrywcą zaskakującego internetowego produktu. Szef firmy Zynga dorobił się jednak miana wizjonera e-biznesu.
reklama
Prosty biznes i szybki zarobek – oto motto Marka Pincusa. Ten 44-letni szef Zyngi, choć nie miał ambicji dokonania cyfrowej rewolucji, w ciągu zaledwie czterech lat zmienił oblicze internetowej rozrywki, a jego firma wyceniana jest dziś na rekordowe 10 mld dolarów.
Sadzi się marchewkę i kukurydzę, hoduje króliki, krowy i świnki. Można jeszcze kupić traktor i zbudować stodołę. O swoje poletko trzeba dbać, podlewać i pielić, zaprzyjaźniać się z sąsiadami. Im lepsze wyniki, tym wyższy poziom w grze się zdobywa, ma się więcej zwierzątek i większe pole do uprawy. A wszystko w grafice rodem z połowy lat 90.
Ani to odkrywcze, ani zaskakujące. Ale i tak w najpopularniejsze gry Zyngi, czyli „FarmVille” i bliźniacze „CityVille” (tu buduje się miasto), gra już 275 mln ludzi na całym świecie. Łącznie przed wszystkimi grami wyprodukowanymi przez firmę Pincusa co miesiąc zasiada grubo ponad 350 mln ludzi. Ale co najważniejsze, coraz więcej z nich decyduje się przynajmniej raz na jakiś czas wydać na tę darmową rozrywkę pieniądze.
Niby niewielkie – kilka dolarów na różowy traktor, dodatkowe żetony w Zynga Poker czy broń w MafiaWars – ale łącznie te drobne kwoty dały firmie blisko 600 milionów dolarów przychodów w ubiegłym roku. Tak oto, zarabiając na niewielkich wydatkach graczy, wyrósł niespodziewanie jeden z największych sukcesów komercyjnych dzisiejszego internetu. Za wszystkim stoi nielubiany, uważany za bufona i cynika Mark Pincus.
Więcej szczegółów w serwisie Forsal.pl w artykule pt. Marc Pincus - wizjonerski twórca FarmVille
Sylwia Czubkowska
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Napieralski o netbookach dla każdego ucznia: 400 zł? Cena "lekko nierealna"