Minister finansów Jan Vincent Mostkowski w podskokach biegł do Donalda Muska. Chciał przedstawić mu swój najnowszy, prosty i oszczędny pomysł na usprawnienie konsultacji społecznych online. Oczami wyobraźni Vincent już widział, jak Musk gratuluje mu pomysłu, jak skaczą notowania rządu, jak rośnie świadome społeczeństwo informacyjne...
reklama
Vincent biegł tak szybko, że ledwo wyhamował przed drzwiami, na których widniała tabliczka "Uwaga! Premier!". Stał jeszcze minutkę i czekał, aż jego rozradowane serduszko zwolni i łatwiej będzie mu złapać oddech. W końcu odważył się zapukać i wejść.
- Witaj Donaldzie! - krzyknął wesoło Mostkowski po otworzeniu drzwi.
- Czego chcesz, łajzo? - spytał uprzejmie Donald.
- Mam nowy pomysł na zdobywanie poparcia i budowanie szczęśliwego kraju! - mówił Mostkowski radosnym tonem socrealisty.
- Zdobywanie poparcia? - Donald zmienił ton. - No! Przyjacielu, siadaj i mów!
Mostkowski zajął wskazane miejsce przed biurkiem władcy. Siedział jeszcze chwilę uśmiechnięty. Radował się swoim antycypowanym tryumfem. Wreszcie zaczął...
- Pamiętasz debatę z internautami i blogerami? - spytał Vincent.
- Tak, ale to było przed kwietniem. Nie ma żadnego znaczenia - Musk wydawał się rozczarowany.
- Mylisz się, Donaldzie - odważnie powiedział Mostkowski. - Ten temat może wrócić w każdej chwili. Ostatnio było na posiedzeniu rady o tej ustawie hazardowej... z tej okazji niektóre internauty już nam wypominają, że nie jesteśmy tak otwarci, jak mieliśmy być, że zapominamy o tych spotkaniach, co miały być...
- Internauty? - Musk wydawał się zdziwiony. - Myślałem, że oni zajmują się krzyżem, tak jak reszta naszych owieczek. Mają temat do dyskusji i narzekań. Od hazardu niech się od...
- Donald! Wszystkich pod krzyż nie wygonisz! Posłuchaj mnie - Mostkowski wydawał się bardzo przejęty, więc Donald zmiękł.
- No dobrze - powiedział władca. - Jaki masz pomysł co do internautów?
Mostkowski poczuł, że nadchodzi jego pięć minut. Wstał z krzesła, wyprostował się i zaczął objaśniać swój pomysł z ogromną powagą.
- Jak wiesz, Donaldzie... przyjacielu mój... kochany, jedyny, najwspanialszy... proponowaliśmy internautom grupę inicjatywną i stworzenie platformy
internetowej o legislacji rządowej. Miały się jeszcze odbywać różne spotkania i prace miały trwać odpowiednio długo, aby wszystkie nasze owieczki wiedziały, że pracujemy nad czymś wielkim. A ja pomyślałem...
- IHAAHAHAAA... - Donald wybuchnął śmiechem, jakby usłyszał dobry żart. Opanował się jednak po chwili i zachęcił Vincenta do kontynuowania wypowiedzi.
- Pomyślałem - podkreślił minister - że nie trzeba żadnej platformy. Można wykorzystać strony WWW ministerstw i stronę Kancelarii Premiera. Wystarczyłoby, aby każde ministerstwo solidnie prowadziło dział "komunikaty" i aby przy każdym komunikacie był link do omawianego dokumentu czy tam projektu rozporządzenia lub ustawy. Uzupełnieniem tego rozwiązania byłaby jedna podstrona w kancelarii premiera, gdzie dałoby się znaleźć wszystkie projekty danego rządu uporządkowane tematycznie i chronologicznie. Komunikaty na stronie premiera mogłyby linkować do projektów...
- Co!? Zdrajco! Czy wiesz, o czym mówisz?
- Genialne prawda? - Mostkowski nie wyczuł zmiany nastroju Muska i dalej mówił z powagą. - Moje rozwiązanie byłoby tanie i można do niego wykorzystać istniejące serwisy. To naprawdę nic trudnego. Gdybyśmy konsekwentnie rzucali do sieci te wszystkie projekty i linkowali do nich w komunikatach...
- MILCZ! - krzyknął Musk.
Tym razem Mostkowski wyczuł napięcie. Zobaczył, że szef jest zły. Rozważał okazanie pokory poprzez wyrwanie sobie wątroby, ale nie był pewien, gdzie się ten narząd znajduje i czy politycy go mają.
- Powinieneś teraz wyrwać sobie wątrobę! - krzyknął Musk.
- Nie jestem pewien, gdzie...
- MILCZ - krzyknął znowu Musk. - Czy Tobie się naprawdę wydaje, że nikt nie wpadł na to, o czym mówisz?!
- Eeeełłłłeeee - potwierdził Mostkowski.
- Źle Ci się wydaje! - Musk splunął z obrzydzeniem. - Twój pomysł to katastrofa! Weźmy na przykład ostatnie prace Ministerstwa Kultury. Nasi przyjaciele od gazet poprosili nas o 1% ze sprzedaży cyfrówek. To niezgodne z prawem Unii i Polski, ale da się załatwić. Wiesz, czemu możemy im to załatwić?
- Internauty się tego czepiali - stwierdził Mostkowski z miną znawcy.
- Wcale by się nie czepiali, gdyby pary nie puściły te organizacje, które poinformowaliśmy o konsultacjach. Na stronie MKiDN nie było nic o konsultacjach. Informacja o projekcie rozporządzenia była ładnie schowana na stronie BIP. Ty sobie wyobrażasz, co by się działo, gdyby napisano na stronie głównej ministerstwa komunikat pt. „1% cen z aparatów cyfrowych pójdzie do OZZ"? Do tego może jeszcze dorzucić link do projektu rozporządzenia? Wiesz, o czym mówisz?
- No tak... każdy mógłby się zapoznać z planami ministerstwa... - odpowiedział Vincent.
- WŁAŚNIE. Zaraz by to podchwyciły duże media. My ułatwiamy wydawcom skok na TAKĄ KASĘ i nikt się nie czepia. Dlaczego? Bo udało nam się to zrobić prawie bezgłośnie. Nie całkiem bezgłośnie, bo organizacje takie, jak PIIT, puściły parę. Były jakieś teksty w Dzienniku Astronautów i kilku innych mało istotnych gazetkach. Generalnie jednak ten temat nie ruszył opinii publicznej, choć wielu ludzi kupuje cyfrzaki. Wszystko dzięki temu, że NIE informujemy wprost o wszystkich naszych planach.
- Donald... - Mostkowski opadł na krzesło po szoku - ale przecież... my chcemy być przejrzystym rządem. Prawda?
- NIE! My chcemy być uznawani za przejrzysty rząd.
UWAGA: Ten tekst nie jest newsem, a jedynie komentarzem do bieżących wydarzeń. Przedstawione wydarzenia są fikcyjne. Podobieństwo autentycznych nazw, osób i firm do tych występujących w tekście jest zamierzone przypadkowe. Cdn.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|