W internecie widać jeszcze dwa style dziennikarstwa. Pierwszy jest styl "ludzki" - jak rozmowa między znajomymi o ważnych sprawach. Drugi jest "magiczny" - opiera się na tworzeniu wrażenia, że dziennikarz to ktoś bardzo wyjątkowy. Wygląda na to, że ten drugi styl powoli ginie.
Ostatnio często czytam, że media się zmieniają. W artykułach prasowych mamy wklejki z YouTube i cytaty z Wikipedii lub blogów, a linkowanie do czyjegoś kanału na Twitterze to już nie wstyd. To prawda, da się zaobserwować takie zmiany.
Od siebie dodam, że coraz częściej w materiałach prasowych widzę linkowanie do oficjalnych dokumentów (np. rządowych) oraz ogólne przyznawanie się do tego, skąd coś się wie. Moim zdaniem nie chodzi jednak o to, że media przestały się bać korzystania z internetowych źródeł. Rzecz raczej w tym, że media zaczęły się bardziej otwarcie przyznawać do tego, że nie mają monopolu na informowanie.
Gdy zaczynałem pracować w DI (2005 rok), rzuciła mi się w oczy jedna różnica między różnymi źródłami informacji. Autorzy w serwisach zagranicznych i typowo internetowych (takich jak np. CNET czy Neowin) zwykle wyjaśniali, skąd coś wiedzą, chętnie podając linki do dokumentów, tytuły tekstów, nazwiska autorów. Oni wręcz objaśniali czytelnikowi swoje metody działania (przeczytałem tutaj, dowiedziałem się od..., zadzwoniłem do...).
Bardzo spodobał mi się ten styl. Newsy tych autorów były jak rozmowa z czytelnikiem. Dziennikarz traktował odbiorcę jak równego sobie, pozostawiając mu pole do zweryfikowania i krytykowania informacji. Nie starał się robić wrażenia, że jego wiedza ma tajemnicze pochodzenie.
Całkiem inaczej czytało się teksty polskich gazet, szczególnie tych o "rodowodzie papierowym". Często pisano w nich "dowiedzieliśmy się..." albo "dotarliśmy do....", ale tak naprawdę trudno było ustalić, skąd dziennikarz wie to, co wie. W tych gazetach linków było generalnie mało, a już o linkowaniu do bloga nie było co marzyć.
Gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami były zagraniczne serwisy o "rodowodzie papierowym" (np. New York Times). Tworzyły one wokół swoich informacji aurę niesamowitości, ale potrafiły powołać się na blog lub forum.
Jakoś w roku 2006 czytałem w polskiej gazecie newsa dotyczącego "planów ministerstwa", do których gazeta oczywiście "dotarła" w tajemniczy sposób. Porównałem tego newsa z dokumentem opublikowanym na stronie ministerstwa (to były założenia do ustawy). News składał się z przeklejonych fragmentów tego dokumentu. Sam dokument opublikowano kilka dni przed newsem. Stało się dla mnie jasne, że dziennikarz czytał ten dokument i podpierając się nim, napisał tekst.
Nie chcę ganić dziennikarza za to, co zrobił. News był dobry. Uważam jednak, że uczciwie byłoby napisać: "Z dokumentu na stronie ministerstwa wynika..." i dodatkowo podać link do tego dokumentu. Mniej uczciwe jest pisanie newsa w stylu: "Jako pierwsi dotarliśmy do informacji, że ministerstwo planuje...", podczas gdy założenia na stronie ministerstwa wisiały od kilku dni.
Osobnym tematem jest zapewnianie czytelnika o tym, że było się pierwszym. Zainteresowanych odsyłam do tekstu Piotra Waglowskiego pt. Etyka dziennikarska cierpi, gdy w grę wchodzi ambicja bycia pierwszym.
Teraz mamy rok 2011 i gazety o wiele chętniej linkują do źródeł w internecie, także tych najbardziej pierwotnych (jak np. strony rządowe). Nie oznacza to jednak, że działanie samych dziennikarzy znacząco się zmieniło. Kiedyś dziennikarze też obserwowali wpisy na Twitterze, ale dzisiaj chętniej się do tego przyznają. Kiedyś dziennikarz dowiadywał się czegoś z filmu na YouTube, ale dziś dodatkowo ułatwia dotarcie do tego źródła czytelnikowi.
Część działań magicznych pozostaje. Kilka miesięcy temu w jednej ze znanych gazet widziałem artykuł na temat ustawy medialnej. W tekście był link prowadzący do proponowanego tekstu noweli. A jednak nie podobało mi się to, że link opisany był słowami "dla koneserów". To było trochę jak sugerowanie czytelnikowi, że tylko wybrani zrozumieją bełkot czający się za linkiem.
W mediach jest jeszcze trochę takiej magii, której zadaniem jest uczynienie odbiorcy "maluczkim". Takiego odbiorcę dziennikarz musi prowadzić za rączkę...
W DI nigdy nie lubiliśmy tej magii i z tego powodu nie raz przypinano nam łatkę amatorów. Jeśli jednak uczciwe informowanie o źródle wiedzy jest amatorszczyzną, to nie pozostaje nic innego, jak popierać najbardziej amatorskie media.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*