Kolejna odsłona konfliktu na linii Google-Australia. Amerykańska firma wyraźnie nabrała wiatru w żagle - oficjalnie wypowiedziała się przeciwko planom Canberry odnośnie uruchomienia systemu cenzurującego treści dostępne w internecie.
Wydaje się, że sprawy cenzurowania sieci jeszcze przez pewien czas zajmować będą media na całym świecie. Dopiero co Google ogłosiła zamknięcie swojej wyszukiwarki w Chinach, a już wdaje się w kolejny konflikt. Tym razem jednak z władzami Australii. Od połowy zeszłego roku trwają tam intensywne prace nad stworzeniem Wielkiej Rafy Koralowej, czyli systemu cenzurującego. W połowie grudnia system osiągnął pełną sprawność, ale żeby zacząć filtrować zawartość internetu, potrzebna jest zgoda parlamentu w Canberze. Ten nad odpowiednią ustawą wciąż pracuje.
W połowie lutego Yahoo oraz Google wypowiedziały się zdecydowanie przeciwko planom rządu Australii, twierdząc, że zbyt ostra cenzura negatywnie wpłynie na jakość debaty publicznej. Wczoraj Canberra upubliczniła wyniki społecznych konsultacji w sprawie projektu, a dzisiaj firma z Mountain View przedstawiła swoje odrębne zdanie w tej sprawie.
Google podkreśla, że nie bez powodu Australia zaliczana jest do liberalnych demokracji - potrafi bowiem znaleźć równowagę pomiędzy wolnościami osobistymi a społeczną odpowiedzialnością. Firma zauważa jednak, że jej przykład może posłużyć innym krajom z tzw. Zachodu do wprowadzenia u siebie podobnych regulacji. Nikt nie mówi tego wprost, jednak nikt nie ma wątpliwości, że Google oskarża Canberrę o działania w chińskim stylu.
Jeden z Australijczyków określił pomysł cenzurowania treści dostępnych w internecie jako "irracjonalny, niepraktyczny, niedemokratyczny, autorytarny, drogi oraz niepotrzebny" - podaje Ars Technica.
Nikt nie ma wątpliwości, że rządy są uprawnione do żądania blokowania dostępu do treści o charakterze rasistowskim, wzywających do przemocy czy też dziecięcej pornografii. Tego typu ograniczenia zostały już wdrożone bądź trwają nad nimi prace m.in. w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Danii, Finlandii, Szwecji czy też sąsiadującej Nowej Zelandii.
Problem polega jednak na tym, że niektóre zapisy ustawy są tak nieprecyzyjne, że pozwolić mogą na zablokowanie kontrowersyjnych materiałów dotyczących narkotyków, aborcji czy eutanazji. A to byłoby już wielką szkodą dla demokracji.
Można mieć jedynie nadzieję, że rząd Australii nie będzie próbował w ten sposób ograniczyć debaty publicznej czy wykorzystać tego narzędzia do doraźnej walki politycznej. Ważne jest także, by pozostał otwarty na głosy swych obywateli w kwestii funkcjonowania Wielkiej Rafy Koralowej.
Wydaje się jednak, że musimy się pogodzić z tym, że władze coraz większej liczby państw dążyć będą do tego, by internet w jakimś stopniu kontrolować. Czasy nieograniczonej wolności skończyły się. Należy w tym jednak dostrzec pozytywne aspekty - podobne plany świadczą bowiem o tym, że państwa nie są głuche na to, co się dzieje w społeczeństwie, dostrzegają także nowe możliwości, jakie powstają wraz z rozwojem technologii. Ceną za nasze bezpieczeństwo jest pewne ograniczenie wolności. Nie wydaje się to jednak zbyt wygórowaną ceną do zapłacenia.
Aktualizacja
Nie było moim zamiarem chwalenie cenzury i związanych z nią konsekwencji w postaci kar ograniczania wolności czy też kary śmierci. Podsumowanie odnosiło się tylko i wyłącznie do stosowania cenzury wobec takich spraw, jak pornografia dziecięca czy też treści wzywających do nienawiści i przemocy, a nie o charakterze politycznym. Zostało to jednak zbyt ogólnikowo napisane. Tylko w takim kontekście należy je odczytywać.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*