Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Dlaczego władze USA nie blokują Google?

07-02-2011, 10:53

Nawet władze USA tego nie wiedzą - tak przynajmniej wynika z wypowiedzi Jamesa Hayesa, agenta Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Agenci federalni przejmowali domeny stron linkujących do materiałów naruszających prawo autorskie. Google jest jedną z takich stron. Hayes wskazywał mało zrozumiałe powody, aby jednak jej nie blokować.

W listopadzie w Dzienniku Internautów pisaliśmy o tym, jak USA ocenzurowała całemu światu 82 strony. Odbyło się to bez żadnego ostrzeżenia. Sami właściciele stron dowiedzieli się o blokadzie, gdy odwiedzili swoje strony i zobaczyli na nich charakterystyczny obrazek informacyjny.

Zablokowane witryny w różny sposób naruszały własność intelektualną, np. oferowały sprzedaż podrobionych produktów. Wśród zablokowanych stron znalazła się także zwykła wyszukiwarka - Torrent-Finder.com. Strona ta nie udostępnia torrentów, ale pozwala na ich znalezienie i przekierowuje użytkownika na inne strony. Jeśli świadczenie takiej usługi jest nielegalne, to znaczy, że również Google kwalifikuje się do zablokowania. Dlaczego władze USA nie blokują Google?

>>> Czytaj: USA: Cenzura była zbyt ostra i... nieskuteczna

Powyższe pytanie powróciło, gdy ICE (służba podległa Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego) przejęła domenę serwisu Rojadirecta, blokując dostęp do niego internautom z całego świata. Rojadirecta nie hostowała żadnych materiałów naruszających prawa autorskie, a jedynie linkowała do nich. W tym przypadku blokada była jeszcze bardziej kontrowersyjna, ponieważ Rojadirecta jest serwisem hiszpańskim, nie amerykańskim (zob. TorrentFreak, U.S. Resume Controversial File-Sharing Domain Seizures (Updated)).

Stany Zjednoczone są więc w stanie zablokować zagraniczny serwis, ale nie blokują własnego Google? Dlaczego? To samo pytanie padło w audycji radiowej przygotowanej przez American Public Media, w której John Moe rozmawiał z agentem Jamesem Hayesem stojącym na czele operacji związanej z przejmowaniem domen. 

Kiedy padło pytanie o Google James Hayes wyłączył się. Po chwili znów zadzwonił i pytał "gdzie skończyliśmy"? Gdy przypomniano mu pytanie o Google Hayes udzielił odpowiedzi dość dziwacznej. Stwierdził, że ICE blokuje te strony, które nie przeprowadzają analiz (due diligence) upewniających co do tego, czy strona nie linkuje do materiałów naruszających prawo. Odpowiedź dziwna, bo nic nie wskazuje na to, aby Google robiło takie analizy. Co więcej, niektóre z zablokowanych stron udostępniały linki nadesłane przez samych artystów. Te same linki zostały wskazane w sądowych nakazach. ICE nie wiedziała zatem zbyt wiele o działaniach (lub ich braku) ze strony zablokowanych witryn. 

Hayes poruszył też kwestię "utraconych przychodów" posiadaczy praw autorskich, choć nie bardzo wiadomo, co to miało do rzeczy. Po pierwsze, nigdy nie udowodniono, że każda osoba oglądająca coś za darmo zapłaciłaby za to. Poza tym nasuwa się nowe pytanie - czy materiały, do których linkuje Google, mają mniejszy wpływ na przychody posiadaczy praw autorskich?

Hayes stwierdził też, że ICE celuje w strony generujące duży ruch, ale Moe szybko dodał: "Dobrze, Google generuje duży ruch". Hayes w odpowiedzi stwierdził, że "wyszukiwanie to co innego", ale nadal nie odpowiedział na pytanie, dlaczego Google miałoby się nie kwalifikować do blokady. 

W wywiadzie pada jeszcze kilka niezbyt sensownych odpowiedzi na proste pytania. Hayes przyznaje też, że nie wie, czy złamaniem prawa jest linkowanie do pirackich treści przez stronę niekomercyjną. Można posłuchać tych ciekawych pytań i odpowiedzi dzięki odtwarzaczowi poniżej.

Oceniając ogólnie to, co mówi James Hayes, można powiedzieć jedno - agent nie przeanalizował tematu zbyt dobrze i nie bardzo wie, co powiedzieć. Wpisuje się to w ogólne wrażenie, jakie wywołują działania ICE - agencja nie potrafi wyjaśnić, na jakich zasadach posługuje się ostrym środkiem, jakim jest przejęcie domeny i zablokowanie dostępu do strony bez ostrzeżenia. Wydaje się, że zbyt duży wpływ na stosowanie tego środka ma MPAA - organizacja przemysłu filmowego, która współpracowała z agentami ICE i wydała sporo pieniędzy na lobbowanie za przejmowaniem domen.

W zadawaniu pytań o blokowanie Google nie chodzi o to, aby pogrążyć giganta. Chodzi o pokazanie władzom, że ich ingerencja w działanie internetu zaszła za daleko i odbija się tak naprawdę na mniejszych dostawcach usług, którym trudniej walczyć z władzami USA.

>>> Czytaj: MAFIAA: 1,8 mln USD za lobbing na rzecz ACTA, COICA...


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *