Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Propozycja walki z piractwem w Australii znacząco różni się od ustawodawstwa obowiązującego w innych państwa, nie przewiduje ona m.in. odcinania dostępu do internetu. Zapowiada jednak możliwość walki przed sądem z osobami naruszającymi prawa autorskie.

robot sprzątający

reklama


Australia do tej pory nie wprowadziła żadnego specjalnego ustawodawstwa wymierzonego w osoby dzielące się plikami chronionymi prawami autorskimi. Nie oznacza to jednak, że problemu w tym kraju nie ma. Canberra ma jednak ważniejsze zmartwienia na głowie. W tej sytuacji z własną inicjatywą wyszli dostawcy internetu - Telstra Bigpond, iiNet, Optus, iPrimus oraz Internode, a także Communications Alliance, AAPT, Ericsson Australia i Internet Industry Association (IIA). Zaproponowane rozwiązanie nie przewiduje jednak, w przeciwieństwie do obowiązującego chociażby w Nowej Zelandii prawa, odcinania dostępu do sieci.

Czytaj także: Australia: Telekomy przekażą dane internautów?

Co proponują więc australijskie firmy? Przede wszystkim odpowiedzialność za monitorowanie tego, co jest przesyłane przez sieć, ma spoczywać na posiadaczach praw autorskich. Wykorzystywać oni mogą w tym celu jedynie zatwierdzone i przetestowane oprogramowanie. Po zidentyfikowaniu naruszenia będą oni mieli 14 dni na przekazanie dostawcom internetu niezbędnych informacji, a ci kolejne dwa tygodnie na przypisanie adresu IP konkretnej osobie i wysłanie jej pisma o nazwie "Education Notice" (pol. Zawiadomienie edukacyjne). Znajdzie się w nim jedynie informacja, że do naruszenia prawa autorskiego doszło, a także skąd można wziąć legalne treści.

Przez okres dwunastu miesięcy konto będzie obserwowane. Jeśli dojdzie do kolejnego naruszenia, użytkownik otrzyma Copyright Infringement Notice (pol. Zawiadomienie o naruszeniu praw autorskich), w którym wskazany będzie materiał będący przedmiotem naruszenia. W przypadku gdy internauta otrzyma trzy takie pisma, zostanie wysłane mu już ostatnie - Discovery Notice (pol. Zawiadomienie o odkryciu). Znajdzie się tam stwierdzenie, że internauta nie zastosował się do poprzednich i że teraz podjęte mogą być działania przez posiadaczy praw autorskich.

Ci ostatni zostaną z kolei powiadomieni, że wyczerpana została procedura po stronie dostawców i że teraz do nich należy decyzja, co dalej. Będą oni mieli możliwość dochodzenia swoich praw na bazie obowiązującego prawa. Na każdym etapie wysyłania wezwań ich adresaci będą mieli możliwość odwołania się od nich.

Czytaj także: Australijczycy protestują przeciw cenzorskim zakusom rządu

John Stanton, dyrektor generalny Communications Alliance wierzy, że dzięki tym działaniom znacząco zmniejszy się skala piractwa w Australii przy jednoczesnej ochronie praw obywatelskich i edukowaniu internautów co do legalnych źródeł pozyskiwania muzyki czy filmów. Jednocześnie jednak zauważa on, że równie ważne jest zapewnienie dostępu do tych ostatnich w rozsądnych cenach.

Dostawcy internetu proponują, by rozwiązanie to było testowane przez okres 18 miesięcy. Po tym czasie ma nastąpić zewnętrzna ocena procesu oraz ewentualnych zmian w zachowaniach konsumentów. Warto jednak podkreślić, że posiadacze praw autorskich nie brali udziału w tworzeniu tej propozycji.

Czytaj także: Canberra do Google: Ocenzurujcie YouTube!


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. DALL-E



fot. DALL-E



fot. Freepik



fot. DALL-E



fot. DALL-E