Łukasz Mach z zespołu Skowyt zachęca do pobierania z BitTorrenta jego płyty pomimo umowy podpisanej z wydawcą. Jest to jednej strony objaw postępowego myślenia, ale z drugiej strony jakby niedojrzałości.
Dziennik Internautów kilkakrotnie już pisał o artystach, którzy z własnej woli zachęcali do pobierania swoich płyt z internetu. Sztandarowym tego przykładem była grupa Radiohead, która osiągnęła sukces w sprzedaży płyty CD pomimo udostępnienia albumu w sieci. Podobnie było z Nine Inch Nails.
Czym innym jest jednak udostępnienie płyty za darmo, a czym innym namawianie do jej pobierania pomimo braku zgody wydawcy. Do czegoś takiego posunął się Łukasz Mach z zespołu Skowyt w ramach buntu przeciwko temu, jak działa rynek praw autorskich.
Łukasz Mach opublikował tekst pt. Proszę, ukradnij mój album – niecodzienny apel muzyka Skowytu. "Żeby zanegować chałę polskiego rynku muzycznego". W tekście tym muzyk pisze:
Zdecydowaliśmy, że mamy gdzieś zasady rynkowe, cały ten zasrany cyrk, o którym pisałem. Doszliśmy do radykalnych wniosków:
- Nasz wydawca nie jest w stanie dotrzeć do wszystkich ludzi, którzy chcą słuchać muzyki Skowytu.
- Nasz wydawca nie jest tym nawet specjalnie zainteresowany.
- Chcemy żeby każdy mógł dotrzeć do naszej muzyki bo taka jest istota dzielenia się swoją twórczością. Dotarcie do ludzi.
Niestety, jesteśmy związani umową z wydawcą i nie możemy udostępnić swojej płyty oficjalnie, za darmo. (...) CHCĘ WAS ZACHĘCIĆ, ŻEBYŚCIE UKRADLI NASZ ALBUM. (...) Wbiliśmy w nagranie płyty „Achtung, Polen!” kilka tysięcy złotych z własnej i przyjaciół kieszeni. Ale nie zrobiliśmy tego po to, żeby nam się zwróciło. Nie jesteśmy biznesmenami.
Wielu czytelników DI spodziewa się, że ktoś taki jak ja pochwali w tym miejscu artystę za postępowość. Tak jednak nie będzie. Pisałem już kiedyś w DI, że nie jestem piratem. Jestem tylko zwolennikiem wolnej kultury i przeciwnikiem nieproporcjonalności w ściganiu praw autorskich, a to ogromna różnica.
Moim absolutnie prywatnym zdaniem zespół Skowyt albo dokonuje zręcznej manipulacji, albo zachowuje się niedojrzale.
Po pierwsze, nie można wykluczyć, że cała afera pt. "ukradnijcie naszą płytę" jest zorganizowana w porozumieniu z wydawcą. Podobne rzeczy już się działy. Grupa BuckCherry wpuściła swój album do P2P, po czym narzekała, że go skradziono. To nie była sytuacja identyczna, ale mieliśmy do czynienia z instrumentalnym wykorzystaniem "piratów", aby wypromować płytę.
Oczywiście może być również tak, że Łukasz Mach autentycznie zbuntował się przeciwko swojemu wydawcy. To jednak nic innego jak próba naruszenia umowy, którą samemu się zawarło.
Jeśli podpisujesz umowę z wydawcą, to liczysz się z tym, że bierze on część praw do dzieła w zamian za m.in. pomoc w promocji. Umowa to umowa. Nikt nie kazał Machowi bratać się z wydawcą. Muzyk ze Skowytu zachowuje się jak dzieciak, któremu zabawa w "muzyka ze wsparciem wydawcy" się znudziła, toteż nagle będzie się bawił w "muzyka niezależnego". To dziecinada.
Mach zachęca do pobierania utworów z P2P. Korzystanie z P2P wiąże się z udostępnianiem dzieł, a jeśli ktoś dokonuje udostępniania, przekracza granice dozwolonego użytku osobistego. Polecam w tym miejscu tekst pt. Dozwolony użytek - gdzie zaczynają się kłopoty?. Jeśli ktoś narazi się na odpowiedzialność, pobierając płytę zespołu Skowyt, to nie będzie to Łukasz Mach.
W ogóle samo stwierdzenie "ukradnijcie nasz album" jest jakby potwierdzeniem tego, że pobieranie dzieła z P2P jest formą kradzieży. Czyż nie?
Jestem całym sercem za darmową sztuką. Dlatego uważam, że artyści powinni negocjować ze swoimi wydawcami kwestię udostępniania utworów za darmo. Jeśli to niemożliwe, powinni sami wydawać swoje płyty np. na licencji Creative Commons. Można nawet udostępnić utwory jako domenę publiczną, czemu nie? Jeśli natomiast podpisujesz umowę z wydawcą, tracisz część niezależności, licząc na zysk. Kropka.
Powiem wam w tajemnicy (:->), że też skomponowałem i nagrałem w życiu kilka utworów. Nie będę do nich linkował w tym miejscu, żeby nie robić sobie reklamy kosztem DI. Kto chce, znajdzie w sieci moją muzykę. Jest dostępna za darmo i całkiem legalnie na licencji Creative Commons, a szczerze powiedziawszy, rozważam upublicznienie jej jako public domain. To jest wolność i niezależność. Zachęcanie ludzi do pobierania na własną odpowiedzialność materiałów chronionych prawem autorskim to zwykła dziecinada.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|