Igrzyska to radosna impreza, na której pieniądze nie mają znaczenia. MKOl chce utrzymać ten stan rzeczy (sic!) i właśnie dlatego zabronił sportowcom mówić "Olimpiada" i "Rio". Sportowcy i tak omijają tę cenzurę pisząc o "Wielkiej Imprezie".
reklama
To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
* * *
Już pod koniec lipca pisałem o tym, że sponsorzy Olimpijczyków nie mogą mówić o olimpiadzie i używać hashtagów takich jak #Rio2016 albo #Victory czy nawet #Effort. Prawdziwym powodem tego głębokiego absurdu jest to, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski chce zagwarantować oficjalnym sponsorom Igrzysk wyłączność na używanie tych "cennych" słów i zwrotów. Należy tutaj odróżnić "sponsora Igrzysk" od "sponsora sportowców". Ci pierwsi sponsorzy (finansujący imprezę) mają prawo do pewnych olimpijskich słów. Ci drudzy, finansujący sportowców, mają być generalnie cicho i nie przeszkadzać innym w trzepaniu kasy celebrowaniu święta sportu.
Pytanie brzmi, dlaczego ktokolwiek przestrzega tych absurdalnych zasad? Kto je ustalił i gdzie? Otóż te iście kretyńskie zasady zostały wprowadzone w art. 40 Karty Olimpijskiej - dokumencie stanowiącym zbiór zasad ruchu olimpijskiego. Oryginalne brzmienie artykułu 40 znajdziecie na stronie Olympic.org.
Taki przepis w karcie olimpijskiej wystarczy, aby pozbawić sportowca medalu. Jeśli zatem sportowiec podziękuje swojemu sponsorowi wymawiając słowa "Olimpiada" lub "Rio" może stracić to na co pracował latami. Oczywiście gdyby naprawdę ktoś stracił medal to byłoby oczywiste, że jego kolejny posiadacz będzie tylko "papierowym" mistrzem. Niemniej nikt nie chce tracić medalu i to wystarcza, by absurdalne zasady funkcjonowały w prawdziwym życiu.
Jeśli chodzi o sponsorów sportowców to są oni straszeni pozwem za ewentualne naruszenie praw do znaku towarowego. Raczej wątpliwe jest to, by użycie słowa "Olimpiada" zostało uznane za takie naruszenie, ale... nikt nie chce ryzykować trafienia na sędziego ze złym nastawieniem.
Czy wiecie po co wprowadzono artykuł 40? Prawdziwy powód już wam podaliśmy, ale jest też powód oficjalny - "chronienie unikalnej natury igrzysk olimpijskich poprzez zapobieganie ich komercjalizacji" oraz jednocześnie "chronienie źródeł finansowania igrzysk". Pomijam już fakt, że te dwa cele wzajemnie się wykluczają. Śmieszne jest samo sugerowanie, że można dziś mówić o "zapobieganiu komercjalizacji igrzysk". Czy w ogóle istnieje jakaś bardziej skomercjalizowana impreza?
Hehehe... dobrze. Pobawmy się w to! Sportowcy nie będą wymawiać słowa na "O" i dzięki temu igrzyska nie będą skomercjalizowane. Jasne! Co zatem mogą mówić sportowcy aby nie sprowadzić na Igrzyska zagrożenia komercjalizacją?
Sportowcom i ich sponsorom pozostaje jedno - omijanie cenzury tak, żeby wszyscy wiedzieli co jest grane, nawet bez wymawiania "słowa na O" albo "słowa na R". Dlatego wpisy wyśmiewające i krytykujące artykuł 40 można znaleźć na Twitterze jako oznaczone hashtagiem #Rule40. Na szczęście znaku "Rule40" jeszcze nie zastrzeżono na potrzeby Igrzysk, choć kto wie co się stanie za 4 lata?
Angielska dyskobolka Jade Lally napisała niedawno na Twitterze, że dziękuje za życzenia powodzenia "w tej rzeczy, którą będzie robić latem w Ameryce Południowej". Dobrze, że nie padło "słowo na O" bo doszłoby do komercjalizacji Igrzysk!
Polscy siatkarze plażowi Kantor i Łosiak napisali już na twitterze, że "lecą tam, gdzie spełniają się ich marzenia". Na szczęście nie wypowiedzieli słowa na "O"!
Dużo zabawy miał dziennikarz Matt Calkins z The Seattle Times. Napisał w swoim artykule o pewnej Dużej Imprezie organizowanej na półkuli południowej. Tam, w pewnym dużym mieście, sportowcy będą rywalizować o nagrodę z metalu poszukiwanego przez Kalifornijczyków w latach 40. XIX wieku.
Niektórzy sponsorzy sportowców już podchwycili styl Calkinsa i piszą o wspieranych sportowcach, którzy wystąpią na "Wielkim Wydarzeniu".
Jakoś da się żyć z tą cenzurą, ale przyznajmy. To jest kretyńska zabawa i dorośli ludzie naprawdę dali się w nią wciągnąć.
To wszystko byłoby zabawne, gdyby nie to, że nie jest. Istotę problemu może wam przybliżyć strona Rule40.com, która została uruchomiona w celu uświadomienia kibicom jak głupie jest działanie MKOl. Elementem kampanii była też ciężarówka taka jak na zdjęciu powyżej, która jeździła m.in. w okolicach Campusa University of Oregon.
Komitet Olimpijski tak bardzo zatroszczył się o interes sponsorów, że zapomniał o sporcie i sportowcach. Igrzyska Olimpijskie wymagają takich ludzi do biegania, pływania i grania w badmintona! Ktoś musi to robić by inni mogli siedzieć przed telewizorem, jeść niezdrową żywność, pić piwo i oglądać reklamy oficjalnych sponsorów.
Problem w tym, że czołowi sportowcy nie zawsze zarabiają dużo i czasem po prostu muszą mieć sponsorów. MKOl zwyczajnie zniechęca firmy do sponsorowania tych, którzy na olimpiadzie powinni być najważniejsi. Dodajmy w tym miejscu, że w dzisiejszych czasach sportowcy mogą liczyć na wsparcie internautów (przez tzw crowdfunding). Niestety platforma crowdfundingowa DreamFuel, stworzona właśnie z myślą o sportowcach, już została ostrzeżona przez Amerykański Komitet Olimpijski przed konsekwencjami używania "słowa na O".
Niektórzy sportowcy już narzekają, że w tym roku łatwiej będzie wypaść z Igrzysk za używanie "słowa na O" niż za stosowanie dopingu. No cóż. Widocznie doping nie rodzi zagrożenia komercjalizacją Igrzysk!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|