Polska podpisała ACTA 26 stycznia i posłowie wpadli na pomysł, aby ustanowić ten dzień Dniem Polskiego Internauty (sic!). Uchwała sejmu w tej sprawie miałaby rzekomo docenić polską młodzież. Inicjatywa wypływa z dobrych intencji, ale pokazuje też, że całą sprawę ACTA posłowie przyjęli zbyt płytko.
Projekt uchwały w sprawie ustanowienia dnia 26 stycznia Dniem Polskiego Internauty wpłynął do Sejmu na początku roku, właściwie w szczytowym okresie burzy wokół ACTA. W lutym został skierowany do czytania w komisjach. Można się z nim zapoznać na stronie Sejmometru. Projekt został przygotowany przez posłów z klubu Solidarna Polska.
Autorzy projektu uważają, że 26 stycznia 2012 roku, czyli dzień podpisania ACTA, obudził w polskiej młodzieży nadzwyczajne zaangażowanie w sprawy publiczne. Uchwała ma zatem doceniać młodzież i rodzącą się dzięki internetowi polską demokrację. Pięknie.
Nie wątpię, że projektodawcy mieli dobre intencje. Zapoznając się z dokumentem, nie mogę natomiast nie odnieść wrażenia, iż jedynie potwierdza on przepaść, jaka dzieli obywateli korzystających z internetu oraz posłów. Oto dlaczego:
Śmieszne jest stwierdzenie, że sprawa ACTA zmobilizowała internautów do włączenia się w debatę publiczną. Od dawna korzystam z internetu i od kiedy tylko pamiętam, internauci byli zaangażowani w sprawy polityczne. To zaangażowanie przybierało różne formy - dyskusje, petycje, organizowanie debat i protestów ulicznych. Przy okazji ACTA ten ostatni element był szczególnie widoczny - internauci wyszli na ulicę. Ich zaangażowanie nie było niczym nowym, ale wiele osób dopiero wtedy je zauważyło.
Politycy zrozumieli też, że głos internautów nie może zostać zignorowany, że nie da się go zagłuszyć nierzetelnym reportażem w telewizji lub sprowadzaniem każdego internauty do roli dziwaka, który siedzi sobie w dresiku, pijąc piwko i oglądając pornografię. Jarosław Kaczyński jako pierwszy przyznał, że tak postrzega internautów, ale tak naprawdę nie był on jedynym politykiem z takimi poglądami.
Być może posłowie tego nie pamiętają, ale debaty premiera z "internautami" nie zaczęły się od ACTA. Pierwsze istotne spotkanie tego typu dotyczyło Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, był to rok 2010, a i tak nie był to pierwszy zryw internautów dotyczący kwestii politycznych.
Druga istotna sprawa - uchwała w sprawie Dnia Polskiego Internauty utożsamia internautów z młodzieżą. Poniekąd potwierdza to zjawisko, o którym pisałem wyżej. Dla polityków internauta to młody krzykliwy człowiek, a przecież tak nie jest. Internauta to tylko obywatel korzystający z internetu. To może być nastolatek albo emeryt. Nieważne.
Powiem więcej. Posłowie też powinni się czuć internautami, tak samo jak powinni się czuć obywatelami. Jeśli jakiś poseł z internetu nie korzysta, to powinien czym prędzej poszerzyć swoje horyzonty i wcale nie polecam, aby zaczynał od piwa i pornografii.
Po trzecie - autorzy projektu uchwały chyba nie mieli świadomości, że jest już coś takiego, jak Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Nie byłoby źle, gdyby Sejm zechciał jakoś podnieść rangę tego dnia. Można by było zacząć od zorganizowania w Sejmie wykładu na temat "Co to jest społeczeństwo informacyjne?".
Swojego czasu zwracaliśmy uwagę w DI, że choć politycy o społeczeństwie informacyjnym mówią, to nie zawsze uwzględniają fakt, że ono się rodzi, że żyje i istnieje. Takie społeczeństwo żąda przejrzystości, otwartego dostępu do danych, debaty. To jest wyzwanie.
Po czwarte - ustanowienie akurat 26 stycznia Dniem Polskiego Internauty uważam osobiście za kpinę. Może lepiej ustanowić go Dniem Polskiej Demokracji albo Dniem Słabo Przemyślanej Decyzji Politycznej lub Dniem Społecznego WTF? Byłoby równie absurdalnie.
I podkreślam - rozumiem dobre intencje pomysłodawców tej uchwały.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|