Czy wierzy Pani/Pan w społeczeństwo informacyjne? To jedno z pytań, jakie internauci powinni zadać kandydatom na posłów i senatorów. Społeczeństwo informacyjne staje się bowiem faktem, ma swoje specyficzne potrzeby, a nie wszyscy politycy mają je na uwadze. Zapraszamy do zapoznania się z pozostałymi pytaniami, które zdaniem DI warto zadać wybranym przez Was kandydatom do Parlamentu - wbrew pozorom mogą one zaskoczyć każdego.
W okresie przedwyborczym Dziennik Internautów pytał partie polityczne o sprawy ważne dla współczesnego społeczeństwa (jak dotąd odpowiedział tylko SLD). Przy okazji postanowiliśmy zastanowić się nad stworzeniem katalogu pytań, które każdy internauta mógłby zadać kandydatowi na posła i senatora. Taki zbiór pytań może stanowić inspirację do poszukiwania odpowiedzi samodzielnie, choćby przy przeglądaniu programów poszczególnych kandydatów czy partii.
Opracowaliśmy katalog ważnych pytań, który dość szybko urósł, stał się nudny i nieczytelny. Wynika to po części z faktu, że liczba zagadnień istotnych dla e-społeczeństwa informacyjnego szybko rośnie. Postanowiliśmy zatem wyłuskać ze wszystkich pytań te naprawdę najważniejsze, nierzadko najprostsze i najbardziej ogólne, które jednak powinny dać do myślenia.
Pytanie nr 1:
Prawda, że proste pytanie? Odpowiedź nie powinna ograniczać się do "tak" lub "nie". Być może należałoby zadać inne pytania. Jak często odkrywa Pani/Pan nowe usługi w internecie? Jak ważną częścią Pani lub Pana życia jest to, co dzieje się w świecie cyfrowym?
Ostatnie lata pokazały, że to pytanie jest bardzo istotne. Większa lub mniejsza znajomość internetu wpływa bowiem na to, jaki obraz tego medium funkcjonuje w głowie osoby podejmującej decyzje wagi państwowej.
Osoby rzadko korzystające z internetu postrzegają go wąsko. Jeśli doświadczenia Pana X sprowadzają się do czytania kiepskiej jakości forów, to jego obraz internetu ograniczy się do wulgarnych dyskusji. Są też ludzie, którzy uważają internet głównie za zbiór pornografii, ale są i tacy, dla których będzie to ogromny zbiór zdjęć kolejowych lub rozwiązań zadań domowych. Jaki internet jest naprawdę? Tak naprawdę jest wielki i bardzo różnorodny, a funkcjonuje dzięki chęci ludzi do komunikowania się.
W ostatnich latach słyszeliśmy o parlamentarzystach, którzy dokonywali niezwykłych "odkryć" w internecie. Jeden z nich zwrócił uwagę na wulgarny język na forach i pytał ministra kultury o to, co ten zamierza zrobić, by podnieść poziom kultury słowa w sieci. Ten sam poseł proponował, by skończyć z anonimowością w sieci. Hmm... skąd taki zły obraz internetu w głowie posła?
Pierwsza rada dla wyborcy-internauty:
Zorientuj się, czy Twój kandydat czyta w internecie coś więcej niż te najgłupsze fora.
Pytanie nr 2:
Wiele ważnych dla internautów spraw sprowadza się do tego, jak postrzegamy innowacje lub postęp. Można bowiem podzielić ludzi na takich, którzy innowacyjności dopatrują się w wypróbowywaniu nowych modeli i porzucaniu pewnych utartych konwencji. Są i tacy, którzy dążenie do innowacyjności widzą w umacnianiu tego, co już osiągnięto.
Dobrym przykładem jest kwestia praw autorskich w sieci. Można sądzić, że zniesienie ograniczeń związanych z tymi prawami uwolni drzemiącą w ludziach kreatywność (takie idee głosi m.in. Lawrence Lessig, zob. Lessig: Ograniczając prawa autorskie, uwolnimy kreatywność). Są i tacy, którzy uważają, że kreatywność osiągniemy przez wzmacnianie obecnego systemu. Niedawno w UE rozszerzono okres ochrony praw do nagrań i niektórzy ludzie sądzą, że służy to kreatywności.
Również przy innych problemach e-społeczeństwa dostrzeżemy podziały na tradycjonalistów i innowatorów. Dobrym przykładem jest chociażby edukacja. Jedni mówią, że trzeba wrócić do nauki pamięciowej, bo mózgi dzieci leżą odłogiem. Inni powiedzą, że pisanie odręczne i pismo drukowane to przeżytek.
Druga rada dla wyborcy-internauty:
Zorientuj się, w jakich obszarach Twój kandydat jest tradycjonalistą lub nowatorem.
Pytanie nr 3:
To pytanie może brzmieć głupio, ale uzyskanie odpowiedzi byłoby niezwykle ciekawe. W nowoczesnym społeczeństwie informacja obiega świat niezwykle szybko i trudno jest ją kontrolować. Stawia to przed politykami wyzwania całkowicie nowego rodzaju i chodzi nie tylko o problemy takie, jak Wikileaks. Społeczeństwo informacyjne wydziera politykom cenną wiedzę, szybko ją przetwarza, tłumaczy na różne formy zrozumiałe dla różnych osób i wraca do polityków z pytaniem: "WTF?".
Dobrym przykładem reakcji e-społeczeństwa jest ACTA. Twórcy tego porozumienia chcieli sobie w tajemnicy porozmawiać, ustalić, co trzeba, potem załatwić szybki proces ratyfikacji i nie byłoby problemu. Nie udało się. Różne wycieki przyczyniły się do zmiany treści ACTA i zbudowania frontu przeciwko tej inicjatywie.
Na podobne wyzwania politycy reagują dwojako:
Udawanie, że społeczeństwa informacyjnego nie ma, wyraża się w mówieniu o internautach jak o dziwnej grupie interesu, zbliżonej do cyberprzestępców i pedofilów. Pisaliśmy o tym w tekście pt. "Akcje internautów" to akcje obywateli. Nie inaczej.
W rzeczywistości w nowoczesnym społeczeństwie nie ma tajemniczej, jednolitej grupy "internautów", która sączy jad w zdrowe relacje polityków ze społeczeństwem. Jest nowoczesne społeczeństwo, które informację pochłania i analizuje, aby potem zadawać nawet bardzo trudne pytania.
Trzecia rada dla wyborcy-internauty:
Zorientuj się, czy Twój kandydat wierzy w społeczeństwo informacyjne.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|