Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Przemysł filmowy nie chce zniesienia geoblokad, ale chce odpowiedzialności pośredników!

12-04-2016, 12:35

Czy przemysł rozrywkowy naprawdę chce jednego europejskiego rynku treści? Tylko po części. Podobają mu się pomysły, by zwiększyć odpowiedzialność pośredników za treści pirackie, ale mniej entuzjazmu wzbudzają takie kwestie jak zniesienie blokad geograficznych.

Niedawno wspominaliśmy o tym, że polska minister cyfryzacji Anna Streżyńska opowiedziała się przeciwko nadmiernej regulacji platform internetowych. Zajęcie takiego stanowiska było istotne w kontekście dążeń Komisji Europejskiej do stworzenia Jednolitego Rynku Cyfrowego. W ramach tej inicjatywy Komisja Europejska chce reformować prawo autorskie i rozważała możliwość wprowadzenia zmian w zasadach odpowiedzialności platform internetowych za treści publikowane przez użytkowników. 

Nie jest tajemnicą, że przemysł rozrywkowy chciałby pełnej odpowiedzialności platform za treści. Ktoś wrzuca "piracki" filmik na YouTube? Niech YouTube za to odpowiada, albo niech przynajmniej aktywnie szuka takich naruszeń i usuwa je. Taką wizję internetu ma przemysł rozrywkowy. Wszelki obrót informacją powinien być podporządkowany egzekwowaniu praw autorskich. 

Co ciekawe, przemysł rozrywkowy wcale nie wspiera całej idei Jednolitego Rynku Cyfrowego. Twórząc jednolity rynek Komisja Europejska obiecała także zniesienie blokad geograficznych w dostępie do treści. Posłowie Parlamentu Europejskiego bardzo dosadnie wezwali do zniesiania geoblokad, choć Komisja Europejska zaproponowała tylko częściowe zrobienie tego. Potem jednak członkini Komisji Europejskiej Margrethe Vestager zasugerowała, że blokady geograficzne mogą naruszać prawo ochrony konkurencji. 

Przemysł rozrywkowy nie chce znoszenia geoblokad. Musi zatem przekonywać polityków, że potrzebne są rewolucyjne zmiany w funkcjonowaniu internetu, ale jednocześnie nie możemy dokonywać rewolucji w prawie autorskim! Internet można nawet zepsuć, ale prawa autorskie są święte!

McCoy: Musimy zmienić internet...

Dowodem na takie właśnie stanowisko przemysłu rozrywkowego mogą być wypowiedzi Stana McCoya, szefa stowarzyszenia Motion Picture Association Europe, The Middle East And Africa (MPA EMEA). 

5 kwietnia Stan McCoy był we Francji, gdzie miał okazję powiedzieć parę słów o filmach i piractwie. Śladem tego wystąpienia jest wpis na blogu MPAA. McCoy mówił o tym, że chronienie twórczości wymaga współpracy całego ekosystemu, nie tylko filmowców czy kin, ale także dostawców usług online i pośredników internetowych. 

- Wyłożyłem publiczności, że mogliśmy dotrzeć do zwrotnego punktu w naszej walce z piractwem, punktu w którym pośrednicy zaczną rozumieć, że przemysł kreatywny nie stara się unikać swoich obowiązków i odpowiedzi (...) ale zamiast tego wszyscy gracze w ekosystemie, który oczywiście obejmuje nie tylko dostawców dostępu, ale także wyszukiwarki i operatorów płatności, mają swoją rolę do odegrania - napisał Stan McCoy. 

Te słowa bardzo wyraźnie mówią o potrzebie zwiększenia odpowiedzialności pośredników, nawet jeśli nie jest to powiedziane wprost. 

Spytajmy teraz jaka powinna być rola przemysłu filmowego w walce z piractwem? Ta rola powinna polegać na czynieniu treści jak najbardziej dostępną. W tym celu powinno się znieść geoblokady, ale tego przemysł filmowy nie chce. 

...ale ostrożnie z prawem autorskim!

Zajrzyjmy do innego wpisu Stana McCoya ze strony MPA EMEA. Jest to wpis z 5 kwietnia, w którym czytamy...

- W swoich wysiłkach do ustanowienia Jednolitego Rynku Cyfrowego i w propozycjach regulacji w kwestii przenośności (treści cyfrowych - red.) Komisja Europejska wydaje się mieć zamiar majsterkowania przy DNA obecnego prawa autorskiego. To może mieć niepewne skutki dla 7 milionów ludzi w europejskim przemyśle kreatywnym, których życie zależy od systemu praw autorskich (...) To nie znaczy, że prawo autorskie nie może być zmieniane. Może, ale powinniśmy pomyśleć dwa razy przed wprowadzaniem genetycznej modyfikacji - stwierdził McCoy. 

Trudno nie odnieść wrażenia, że 7 mln ludzi z przemysłu kreatywnego to osoby ważniejsze od wielu milionów Europejczyków, którzy czerpią informację z internetu, mają pracę dzięki internetowi, są zatrudnione w firmach powiązanych z internetem itd. 

Majstrowanie przy odpowiedzialności pośredników to majstrowania przy DNA internetu. To przedstawicielowi MPA nie przeszkadza, ale prawo autorskie? Nie! Jego nie można tykać w sposób nieprzemyślany czyli taki, na jaki wielkie wytwórnie się nie godzą. 

Tymczasem w Polsce

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na pewne wydarzenia w Polsce. Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Magdalena Gaj 8 kwietnia zainicjowała cykl warsztatów związanych z realizacją koncepcji dotyczącej idei „Follow the Money”.

Koncepcja „Follow the Money” polega na tym, że odcinamy pirackie serwisy od źródeł zarobku. Uniemożliwiamy im przyjmowanie wpłat, zamieszczanie reklam itd. Generalnie koncepcja nie jest zła, bo jeśli piractwo jest nielegalne to nie powinno się pozwalać na zarabianie na nim w sieci. Jest tylko jeden problem. 

Czy pamiętacie kiedy po raz pierwszy koncepcja „Follow the Money” naprawdę zabłysła? To było przy ukazji ustawy SOPA, którą zaproponowano w USA. Ta ustawa miała wprowadzić drakońskie prawo dające posiadaczom praw autorskich możliwość cenzurowania internetu. Ustawa mogła również wymusić na dostawcach usług monitorowanie aktywności swoich użytkowników. Ostatecznie przepadła pod naciskiem ogromnej krytyki. 

SOPA umarła, ale idea „Follow the Money” jest ciągle żywa. Sama w sobie nie musi być zła, ale wiele zależy od sposobu jej wprowadzenia. Obecnie w Polsce mówi się o "samoregulacji", nie o nowym prawie. Sugeruję, aby uważnie obserwować ten temat. 

Czytaj także: Odrzucone zasady ACTA wejdą przez Jednolity Rynek Cyfrowy? Na to wygląda!


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. DALL-E




fot. DALL-E



fot. Freepik