Błyskawiczny rozwój sieci informatycznych i Internetu sprawił, że z dnia na dzień ogromne znaczenie zyskały umiejętności włamywania się na komputery przeciwnika i przechwytywania najcenniejszych informacji. W ostatnich czasie liczba ataków w cyberprzestrzeni rośnie w zatrważającym tempie, zaś potrzeba odpowiedniego zabezpieczenia swoich sieci informatycznych dla wielu zyskała najwyższy priorytet. Nic dziwnego, niespodziewanie bowiem otwarty został nowy front walki o wpływy i władzę, a nad światem zawisło widmo cyberwojny.
To, jak bardzo zagadnienie to zyskało na znaczeniu, świadczyć może fakt, że zaledwie miesiąc temu Pentagon oficjalnie poinformował, że forma sabotażu komputerowego przeprowadzonego z innego państwa zostanie przez Stany Zjednoczone uznana za akt wypowiedzenia wojny. To wyraźny znak, że ataki za pośrednictwem sieci zaczęły być traktowane jak najbardziej serio i zważywszy, że często to USA nadają ton wielu technologicznym nowinkom, kwestią czasu pozostaje, aż podobne oświadczenia zostaną wydane przez kolejne państwa.
Ataki przy wykorzystaniu sieci informatycznych miały rzecz jasna miejsce już dobrych kilka lat temu. W Polsce dość głośnym echem odbiła się historia sporu między Rosją a Estonią związana z przeniesieniem pomnika i cmentarza żołnierzy radzieckich z centrum Tallina na jego obrzeża. Po tym jak estońskie władze zapowiedziały, że nie odstąpią od swojej decyzji, z terytorium Rosji przeprowadzony został atak, który na pewien czas sparaliżował prawie całą administrację tego niewielkiego bałtyckiego kraju. Oficjalnie do ataku nikt się nie przyznał, ale o sprawie pamięta się do dziś.
Inny głośny atak przeprowadzono w 2011 roku podczas wojny domowej w Libii. Po tym jak kraje skupione wokół Paktu Północnoatlantyckiego zadeklarowały swoje poparcie dla sił rebelianckich, Stany Zjednoczone przypuściły cyberatak na libijskie sieci informatyczne.
Stany Zjednoczone są w tej dziedzinie niekwestionowanym liderem, który w samym tylko roku 2012 planuje wydać na technologie cybernetyczne blisko 3,4 miliarda dolarów. Z tej kwoty aż pół miliarda zostanie wydane na specjalny projekt realizowany przez wojskową agencję DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency). Do tej pory, żeby przypuścić atak na komputery przeciwnika, niezbędne było spełnienie przynajmniej jednego, bardzo prostego warunku – musiały być one podłączone do Internetu. Teraz dzięki nowej cyberbroni bariera ta przestanie istnieć. Ta zupełnie rewolucyjna technologia umożliwić ma bowiem atak nawet na sieć komputerową, która pozostaje odłączona od globalnej sieci.
W amerykańskich mediach spekuluje się, że wszystko to dzieje się w ramach przygotowań do potencjalnej wojny z Syrią i Iranem. Jej zastosowanie próbowano wykorzystać już w zeszłym roku podczas wojny w Libii, jednak jak przyznał w wywiadzie z „The Washington Post” anonimowy urzędnik, wojsko nie było jeszcze na to przygotowane. Co więcej, stwierdził on, że nie są oni póki co gotowi na wzięcie udziału w bliskowschodnim konflikcie. Kto wie, być może jest to jeden z powodów, dla których wciąż jeszcze nie doszło do zachodniej interwencji w regionie?
W ramach przygotowań do cyberwojny podjęte zostały również odpowiednie kroki prawne. Przykładowo agencja Associated Press poinformowała, że prezydent Barack Obama podpisał niedawno rozkazy określające zakres działania dowódców wojskowych w przeprowadzaniu cyberataków oraz działań szpiegowskich. Wyszczególniono w nich między innymi sytuacje, w których do przeprowadzenia ataku niezbędna będzie zgoda prezydenta.
Nie spodziewajmy się, rzecz jasna, że inne państwa również nie przygotowują się do cyberwojny, szczególnie te, które mogą w pierwszej kolejności paść ofiarą działania nowych technologicznych rozwiązań Pentagonu. W wywiadzie telefonicznym udzielonym 14 grudnia 2011 roku były pracownik tej instytucji Michael Maloof poinformował, że chociaż Stany Zjednoczone monitorują za pośrednictwem sieci każdy kraj na świecie, to jednak głównymi celami z pewnością są Iran, Chiny i Rosja.
Władze tych trzech państw, postrzeganych jako główni rywale USA, są zresztą tego faktu w pełni świadome i wspólnie próbują szukać własnych rozwiązań. Widać to choćby po transakcji, do jakiej według doniesień Agencji Reutera doszło na początku marca, kiedy to największa irańska firma telekomunikacyjna zakupiła od swojego chińskiego odpowiednika potężny system monitoringu zdolny śledzić komunikację zarówno naziemną, jak i mobilną i internetową. Spotkało się to rzecz jasna z ostrą odpowiedzią prezydenta Baracka Obamy, który oświadczył, że Iran zakłada na swych obywateli „elektroniczną kurtynę”.
To stwierdzenie amerykańskiego prezydenta jest zresztą bardzo bliskie rzeczywistości, gdyż irańskie władze faktycznie dysponują technologią umożliwiającą blokowanie swoim obywatelom dostępu do określonych stron w sieci.
Swoje zaplecze Irańczycy budują od wielu lat, mając na koncie kilka dość spektakularnych akcji. Szczególnie doniosła wydaje się historia przejęcia przez Teheran kontroli nad amerykańskim dronem szpiegowskim typu Sentinel zwanym „Bestią z Kandaharu”. Dron ten uważany jest za jedno z najnowocześniejszych tego typu urządzeń w swojej klasie. Inny atak ze strony irańskiej dokonany został pod koniec lutego bieżącego roku, kiedy to grupa przedstawiająca się jako „Iran Cyber Army” (Cyber Armia Iranu) zablokowała stronę internetową głównej azerskiej telewizji AzTV. Miesiąc wcześniej podobny atak przypuszczono na strony rządowe Azerbejdżanu, na których pozostawiono wiele mówiącą wiadomość: „Żydowskie pachołki”.
Do przyspieszenia prac nad własnymi rozwiązaniami technologicznymi Irańczyków skłoniły ataki przeprowadzone w 2010 za pośrednictwem wirusa Stuxnet. Wirus ten dokonał poważnych zniszczeń w irańskiej infrastrukturze przemysłowej, szczególnie zaś w rozwijanym przez Teheran kompleksie nuklearnym. Wirusa ostatecznie udało się usunąć latem 2010 roku wydaje się jednak, że poczynił on dość istotne szkody, co więcej, był on pierwszym tego typu znanym wirusem komputerowym zdolnym wyrządzać szkody na tak dużą skalę. Jak utrzymuje dziennik „New York Times” wirus został opracowany wspólnie przez służby USA i Izraela.
Nie należy zapominać, że państwa stanowią jedynie jedną z grup prowadzących walki w cyberprzestrzeni. Istotną rolę obok wielkich korporacji odgrywają bowiem także niezależne grupy hackerów, których aktywność wyraźnie rośnie, a ich ataki wydają się być coraz śmielsze. W przypadku takich środowisk szczególnie istotną rolę odgrywa motywacja – ataki często prowadzone są nie tylko dla pieniędzy, ale też dla chęci sprawdzenia się, pokazania swoich możliwości. Ważna jest również motywacja polityczna.
Tutaj z pewnością najsłynniejsza pozostaje działalność grupy Anonymous, która ostatnimi czasy regularnie dokonuje kolejnych spektakularnych włamań, a następnie publikuje w sieci zdobyte informacje. Tak stało się niedawno, choćby po ataku na zajmującą się białym wywiadem i analizami geopolitycznymi firmę Stratfor, której korespondencję Anononimowi przekazali szerszej publiczności za pośrednictwem portalu Wikileaks. Wcześniej do czynienia z nimi miał nawet polski rząd, w momencie kiedy protesty przeciwko ACTA osiągnęły swój szczyt, grupa ostrzegła, że w przypadku ratyfikacji kontrowersyjnego dokumentu opublikowane zostaną kompromitujące rząd dokumenty. Ostatecznie skończyło się jednak na publikacji jedynie listy potencjalnych afer, za które odpowiedzialność ponieść musiałby rząd Tuska.
Oprócz Anonimowych ataki przeprowadzane są również przez szereg innych grup, czasami nawet przez działających samotnie „wolnych strzelców”, tak jak chociażby w Chinach, gdzie jeden hacker dokonał włamania na serwery jednej z największych chińskich stron programistycznych, ujawniając dane kilku milionów jej użytkowników. Z kolei styczniowy atak na giełdę w Tel Awiwie przeprowadzony przez grupę saudyjskich hackerów zapoczątkował nieoficjalną, trwającą kilka tygodni „wojenkę” między grupami z Izraela i państw arabskich, podczas której obie strony wzajemnie publikowały w sieci szczegółowe dane z kilkuset tysięcy kart kredytowych.
Już od początku tego roku ataki miały miejsce także między innymi na Litwie, w Brazylii i w Indiach, zaś słynni Anonymous zapowiedzieli nie tylko jeszcze częstsze ataki, ale też przeprowadzanie ich regularnie – co piątek.
W chwili obecnej cyberwojna ma w dużej mierze egalitarny charakter – często władze państw zmuszone są uznać wyższość działających samotnie zdolnych hackerów, które przejmują kontrolę nad ich witrynami i są w stanie wykraść cenne informacje. W perspektywie czasu można się spodziewać, że większość państw dokona poważnej restrukturyzacji swoich sieci informatycznych, ale też podjęta zostanie dyskusja nad utworzeniem specjalnej cyberpolicji. Póki co to oczywiście kwestia przyszłości, ale zważywszy na to, jak rośnie liczba ataków, utworzenia podobnej agencji możemy się niestety spodziewać wcześniej, niż byśmy chcieli.
Victor Orwellsky
www.orwellsky.blogspot.com
Czytaj także: Polska w czołówce pod względem liczby komputerów zombie
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|