Od mężczyzny żądano 35 tys. zł, bo jego syn udostępnił na Chomikuj.pl książkę do nauki języka. Historia oburzająca, ale czy kogoś oburza prawo, które umożliwia taką formę zastraszania?
Dziennik Internautów jest jedną z niewielu gazet, która nie tylko śledzi zjawisko copyright trollingu, ale także otwarcie je potępia. Mówiąc najprościej copyright trolling jest próbą wyciągania pieniędzy od ludzi, których można podejrzewać o jakieś naruszenia praw autorskich w sieci. Firmy zajmujące się copyright trollingiem żądają od ludzi setek lub tysięcy złotych, pod groźbą zapłacenia dziesiątek tysięcy w razie braku ugody.
Dla większości mediów copyright trolling to ciągle zjawisko "zgodne z prawem", uważane za "egzekwowanie praw autorskich". W rzeczywistości jest to działanie bliskie wyłudzeniu, powiązane z nadużyciami, nie mające nic wspólnego z "ochroną twórców".
Dwa dni temu portal NaTemat.pl opisywał historię człowieka, którego syn udostępnił w serwisie Chomikuj.pl książki do nauki języków. Możliwe, że syn zrobił to niechcący. Wydawnictwo zauważyło naruszenie i zagroziło żądaniem bardzo wysokiego odszkodowania, choć oczywiście było gotowe na ugodę. Oto jak mężczyzna opisuje sytuację ze swojej strony.
- W dokumentach pojawiło się żądanie 35 tys. zł odszkodowania, więc żona powiedziała pani z wydawnictwa, że takich pieniędzy nie ma. W tym momencie zaproponowano jej zapłatę 3,5 tys. zł. Też odmówiła, na co usłyszała pytanie: "to ile jest pani w stanie nam zapłacić?" - mówił Andrzej Wójcik, ojciec pechowego nastolatka, serwisowi NaTemat.pl (zob. Wydawnictwo żądało 35 tys. zł, bo jego syn "zachomikował" książkę do nauki języka).
Mężczyzna, który ma teraz problemy z wydawnictwem, postanowił walczyć o swoje i nie chce płacić. W wywiadzie z NaTemat.pl mówił wprost, że działanie wydawcy uważa za rodzaj wyłudzenia.
Historia mężczyzny może nas oburzać, ale nie powinniśmy zapomnieć o jednej rzeczy. Copyright trolling jest możliwy nie tylko z powodu "złych wydawców". Jest możliwy ponieważ... prawo jest głupie. Wiem, że to wyrażenie nie brzmi ładnie i "dziennikarsko", ale od czasu do czasu chciałbym nazwać sprawy po imieniu.
Dlaczego prawo jest głupie? Po pierwsze prawo autorskie w wielu krajach jest tak skonstruowane, że przewiduje możliwość żądania absurdalnie wysokich odszkodowań za stosunkowo mało znaczące naruszenia. Czy uwierzycie, że 35 tys. zł to rozsądne odszkodowanie za książkę, która na krótki czas trafiła na Chomikuj.pl?
Polska ustawa o prawie autorskim mówi, że uprawniony, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, może żądać od osoby naruszającej tych praw dwukrotności lub nawet trzykrotności "stosownego wynagrodzenia" (zob. art. 79 ustawy). Powiedzcie mi teraz drodzy Czytelnicy - skąd ta trzykrotność? Dlaczego odszkodowanie ma być wielokrotnie wyższe niż wyrządzona rzekomo krzywda?
Nie my pierwsi zadajemy to pytanie. Już w 2012 roku pytał o to Rzecznik Praw Obywatelskich. W kontekście nasilającego się dziś copyright trollingu jest to kwestia jeszcze bardziej istotna niż kiedyś. Jeśli mamy prawo pozwalające na wysuwanie absurdalnie wysokich roszczeń, to czy nie jest to dawanie trollom narzędzia zastraszania? Oczywiście jest.
Polskie prawo jest głupie jeszcze z innych powodów. Pozwala ono na instrumentalne traktowanie organów ścigania, w celu pozyskiwania danych internautów.
W praktyce działa to tak, że posiadacz praw autorskich składa doniesienie do prokuratury o naruszeniu jego praw. Prokuratura ustala sprawców naruszenia, a prawnik reprezentujący pokrzywdzonego ma wgląd do akt sprawy. Dzięki temu wydawca dowiaduje się, kto rzekomo dokonał naruszenia. Mając te dane wydawca lub jego prawnik może wysyłać do tych ludzi "propozycje nie do odrzucenia". Zauważcie, że w tym przypadku postępowanie karne jest używane instrumentalnie, tylko do zdobycia danych.
Czy to jest głupie? Nie tylko głupie, ale i nieuczciwe, plugawe, nieetyczne, złe. Pytałem już o ten problem Naczelną Radę Adwokacką, ale rzeczniczka organizacji nie wyraziła najmniejszych zastrzeżeń do takiej działalności zawodowych prawników. Pytałem też o copyright trolling w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Chodzi przecież o nadużywanie praw autorskich. Ministerstwo odpowiedziało, że też nie widzi problemu.
Jak dotąd tylko Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych powiedział nam wprost, że copyright trolling wiąże się z nadużywaniem prawa, że jest "głęboko nieetyczny".
Byłoby najlepiej, gdyby gazety dostrzegały te absurdy prawa autorskiego, a nie tylko wynikające z nich "tragiczne historie". Pytanie tylko, czy największe media są gotowe krytykować prawo autorskie, skoro za tymi mediami stoi "przemysł praw autorskich"?
Czytaj także: 109 tys. osób rocznie zastraszonych przez prawników-antypiratów. Czy tak będzie i u nas?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|