Firmy zajmujące się ściganiem piratów już wiedza, że adres IP to za mało. Dlatego próbują szukać dowodów piractwa w serwisach społecznościowych i marzy im się badanie ludzi wykrywaczami kłamstw.
reklama
To kolejny tekst z cyklu Absurdy własności intelektualnej (AWI).
* * *
Na świecie nasila się zjawisko copyright trollingu, czyli identyfikowania rzekomych piratów w internecie, aby wysłać do nich groźby i proponować ugodowe załatwienie sprawy (czyli "zapłać, albo Cię pozwiemy").
Nie od dziś wiadomo, że copyright trolling ma jedną poważną wadę. Jedynym "dowodem" naruszenia praw autorskich jest adres IP. Taki adres nie identyfikuje konkretnej osoby. Na jego podstawie można ustalić co najwyżej, że dane łącze zostało użyte do pobrania piosenki lub filmu. Nie można natomiast udowodnić, że Jan Kowalski pobrał piosenkę. Ludzie nie mają adresów IP.
W USA i w Europie zapadały już wyroki potwierdzające, że adres IP nie jest dowodem naruszeń. Mimo to antypirackie trolle kontynuują swoją działalność, licząc na to, że zastraszeni internauci zapłacą by uniknąć sądu. Poza tym - jak się okazuje - trolle często rezygnują z pozywania tych osób, w przypadku których dowodzenie naruszenia mogłoby być szczególnie trudne lub nieopłacalne.
Informacje na temat działań trolli można znaleźć w dokumencie sądowym, który został przedstawiony przed Sądem dla Północnego Okręgu w Illinois przez firmę Malibu Media. Kopię dokumentu znajdziecie pod tym tekstem. Już wcześniej pisał o nim serwis Fight Copyright Trolls.
Malibu Media to typowy antypiracki troll. W swoim oświadczeniu przed sądem firma wyjaśniła, ile spraw przeciwko piratom uruchomiła oraz jak często i z jakich powodów rezygnowała z walki w sądzie. Okazuje się, że już ponad 600 rzekomych piratów namierzonych przez tę firmę nie musiało ani płacić, ani stawiać się przed sądem.
Badanie wariografem jako sposób na piratów? - zdj. z Shutterstock.com
Malibu Media przyznaje, nie wytacza spraw osobom biednym, bardzo chorym, szkołom albo... aktywnym wojskowym. Najwyraźniej firma wie, że ściganie takich osób bardzo szkodziłoby wizerunkowi jej biznesu.
Firma unika pozywania osób mających wielu współlokatorów i nie pozywa małych firm oferujących punkt dostępowy do Wi-Fi. To oczywiste, że w tych przypadkach adres IP to za mało.
Co jednak ciekawe, współlokator nie zawsze będzie wymówką. Malibu Media przyznaje, że może zbierać "dodatkowe dowody" takie jak informacje ze strony na Facebooku! Dzięki temu firma może ustalić, że dana osoba interesuję się np. danym sportem lub muzyką określonego zespołu. To ułatwia ustalenie, że ta osoba mogła pobrać daną treść.
To brzmi "orwellowsko", ale to nie koniec. Malibu Media twierdzi, że jest w stanie odstąpić od sprawy przeciwko osobie, która zgodzi się na test "wykrywaczem kłamstw" (tzw. wariografem). To już brzmi wyjątkowo absurdalnie.
Wykrywacz kłamstw, czyli wariograf, nie jest urządzeniem zbyt wiarygodnym. Niezwykle absurdalny jest zatem pomysł sprawdzania jednego niepewnego dowodu (adresu IP) innym niepewnym dowodem (badaniem wariografem).
Wiara w wykrywacz kłamstw jest po prostu śmieszna, natomiast inne działania Malibu Media są ingerencją w prywatność. Firma przyznaje, że szpera po profilach ludzi w social media i aktywnie zbiera dane o różnych pobraniach z BitTorrenta, aby mieć więcej "dodatkowych dowodów". Tu pojawia się proste pytanie - kim są antypiraci, że dają sobie prawo do zbierania danych o aktywności internautów? Kim oni są, aby badać ludzi wykrywaczami kłamstw w zamian za odstąpienie od pozwów na niepewnej podstawie?
Copyright trolling to naprawdę nie jest normalne dochodzenie naruszeń praw autorskich. To jest cała seria nadużyć i działanie bardzo wątpliwe etycznie. Zacznijmy o tym mówić wprost.
Poniżej opisywany dokument sądowy.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|