Najnowsze ujawnione przez Wikileaks dokumenty amerykańskiej dyplomacji wskazują, że władze Stanów Zjednoczonych naciskały na kolejne kraje w sprawie wprowadzenia odpowiednich regulacji w zakresie praw autorskich.
reklama
Dzięki serwisowi Wikileaks dowiedzieliśmy się w grudniu zeszłego roku, że władze Stanów Zjednoczonych naciskały na Hiszpanię, by ta przyjęła odpowiednie przepisy umożliwiające blokowanie stron internetowych umożliwiających dzielenie się plikami chronionymi prawami autorskimi. Ważnym punktem nowego prawa miał być fakt, że do założenia blokady nie byłaby potrzebna zgoda sądu. Ostatecznie jednak propozycja została odrzucona przez komisję gospodarki i finansów w hiszpańskim Kongresie Deputowanych.
ZA WIELKIMI JEZIORAMI...
Teraz się jednak okazuje, że nie tylko Madryt był w tej sprawie naciskany. Kolejne dokumenty ujawnione przez Wikileaks pokazują, że Waszyngton podejmował analogiczne działania w Ottawie (Kanada) i Wellington (Nowa Zelandia). W roku 2008 premier Harper osobiście obiecał Georgowi Bushowi podczas szczytu w Montebello (Quebec), że Kanada przyjmie prawo autorskie bazujące na amerykańskiej DMCA.
Wzmianki o współpracy między Waszyngtonem a Ottawą pojawiały się już wcześniej. W kwietniu 2007 roku premier Harper wysłał amerykańskiemu ambasadorowi list, w którym obiecywał podjęcie działań. Na Amerykanach nie zrobiło to jednak wrażenia, stwierdzili oni, że dokument miał jedynie uśpić ich czujność.
Stany Zjednoczone miały grozić Kanadzie wpisaniem do tzw. Special 301 Report, dokumentu przygotowywanego rokrocznie przez Biuro Przedstawiciela Stanów Zjednoczonych ds. Handlu, który wskazywał bariery handlowe związane z prawem autorskim czy patentowym w innych krajach. Znalezienie się na tej liście Kanady byłoby sporym ciosem prestiżowym. Ostatecznie jednak Kanada w raporcie się znalazła i to jako kraj, któremu należy bacznie się przyglądać.
Jakby tego było mało, z ujawnionych dokumentów wynika, że Waszyngton miał dostęp do poufnej dokumentacji, jaka krążyła pomiędzy kanadyjskimi urzędnikami. Oprócz tego podkreślono, że naciski amerykańskiej ambasady były bardzo pomocne w przyspieszeniu całej sprawy. Przedstawiciele Kanady jasno przyznawali, że ich państwo ulegało zewnętrznym naciskom.
ZA WIELKIM OCEANEM...
W przypadku Nowej Zelandii sprawa wygląda bardzo podobnie. W Wellington w roku 2008 trwały prace nad reformą prawa autorskiego, podczas których nie obyło się bez nacisków ze strony ambasady Stanów Zjednoczonych. Jej pracownicy kontaktowali się z członkami gabinetu, by przekonać ich do wprowadzenia konkretnych zmian.
Ustawa została przyjęta w kwietniu 2008 roku, rok później weszła w życie. W marcu kolejnego roku amerykańscy dyplomaci poinformowali centralę, by nie umieszczać Nowej Zelandii w Special 301 Report i to pomimo faktu, że kraj nie ratyfikował traktatów internetowych ustalonych w ramach WIPO. Warto wspomnieć, że z tego samego powodu Kanada w raporcie się znalazła i to z najwyższym priorytetem.
W maju 2009 roku ambasada zaoferowała Nowej Zelandii "pomoc" w stworzeniu ustawy wprowadzającej odcinanie od internetu po trzech ostrzeżeniach.
W kwietniu 2005 roku dyplomaci w Nowej Zelandii poinformowali Waszyngton o złożeniu propozycji wyłożenia 500 tysięcy dolarów nowozelandzkich (1,07 mln złotych) na specjalną kampanię branży muzycznej, mającą na celu ograniczenie piractwa. Projekt miał wsparcie Recording Industry Association of New Zealand (RIANZ) oraz Australasian Mechanical Copyright Owners Society (AMCOS). Z puli tej miały zostać pokryte koszty śledztw i postępowań sądowych, jak również szkolenia.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|