Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Tajne rozmowy i cenzura wyszukiwarek w kolejnej odsłonie

01-02-2012, 09:25

Strony, które umożliwiają publikowanie nieautoryzowanych plików, powinny być niżej pozycjonowane w wyszukiwarkach - takie propozycje przedstawili posiadacze praw autorskich w Wielkiej Brytanii, a padły one w trakcie poufnych rozmów, wspieranych przez organizację rządową. Wygląda na to, że tego rodzaju tajemnice ma coraz więcej rządów w Europie.

robot sprzątający

reklama


Dziennik Internautów zwracał już uwagę na to, że polskie ministerstwo kultury zachowuje się tak, jakby było organizacją do spełniania życzeń przemysłu rozrywkowego. Ten przemysł nie ma tak wiele wspólnego z kulturą, jak powszechnie się sądzi, a politycy zapominają o użytkownikach kultury i twórcach.

Działania różnych rządów nakierowane na spełnianie życzeń przemysłu objawiają się w takich inicjatywach, jak ACTA. Trzeba jednak wiedzieć, że nie tylko przy okazji ACTA politycy wspierają przemysł i to za plecami obywateli. 

Przykładowo brytyjski Departament Kultury, Mediów i Sportu zorganizował dyskusje między różnymi uczestnikami rynku i rzecz jasna rozmowy dotyczyły radzenia sobie z piractwem. Rozmowy były poufne, ale organizacja Open Rights Group wystąpiła dwukrotnie z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej.

Dzięki temu Open Rights Group otrzymała projekt "Kodeksu postępowania" dotyczącego działań wyszukiwarek internetowych. Dokument jest dostępny na stronie Open Rights Group (PDF, 9 stron).

Czytaj: Ministerstwo Kultury nie chce otwartej rozmowy o zwalczaniu piractwa

Projektowany kodeks to świetny dowód na to, że cenzurę można wprowadzać bocznymi drzwiami, nie przez zmianę prawa, ale dzięki tzw. samoregulacji. W projekcie zaproponowano następujące środki, które miałyby zastosować wyszukiwarki:

  • przypisanie niższych rankingów stronom, które stale umożliwiają udostępnianie nielicencjonowanych treści;
  • pierwszorzędne traktowanie stron certyfikowanych, oferujących licencjonowane treści;
  • nieindeksowanie stron, w odniesieniu do których wydano nakazy sądowe;
  • poprawienie współpracy w zakresie procedury "notice and takedown", czyli usuwania treści zgłoszonych przez posiadaczy praw autorskich jako pirackie;
  • uniemożliwienie stronom "nielegalnym" uzyskiwania wsparcia poprzez reklamę internetową (tzn. te strony nie powinny się reklamować i nie powinny zamieszczać u siebie reklam).

Powyższe propozycje są oburzające i nie chodzi o to, że ktoś chce zwalczać piractwo. Problem jest dokładnie taki sam, jak w przypadku SOPA i ACTA. Przemysł rozrywkowy chce móc decydować o tym, co może być widoczne w sieci, a co nie. Przemysł chce mieć władzę pozwalającą na eliminowanie z sieci tego, co da się podciągnąć pod piractwo.

Posłużmy się przykładem. Czy wyszukiwarki BitTorrent są "pirackie"? Może i tak, ale faktem jest, że korzysta z nich wielu niezależnych artystów do promowania swojej twórczości. Ci artyści, chcąc nie chcąc, stanowią konkurencję dla produktów wielkich wytwórni. Te wytwórnie chcą natomiast, aby strony "pirackie" miały z zasady gorsze pozycje w wyszukiwarkach, czyli chcą one narzędzia do eliminowania konkurencji. 

Tu nie chodzi o walkę z piractwem. Chodzi o cenzurę i kontrolę nad przepływem informacji. Z dokumentu ujawnionego przez Open Rights Group można wyciągnąć dwa smutne wnioski.

  1. Przemysł rozrywkowy ciągle dąży do cenzurowania internetu i robi to w ramach bardzo różnych inicjatyw jednocześnie.
  2. Organizacje rządowe zgadzają się na poufne rozmowy, w czasie których przemysł zaczyna zgłaszać bardzo niepokojące propozycje.

To samo widzieliśmy już w Polsce, a mianowicie w listopadzie, gdy przyjęto ostateczny tekst porozumienia, jakie polscy posiadacze praw autorskich zaproponowali dostawcom usług telekomunikacyjnych. O tym porozumieniu prawdopodobnie byśmy się nie dowiedzieli, gdyby nie organizacje z branży internetowej (PIIT, IAB). Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego niby występowało jako animator rozmów między uczestnikami branży, ale w praktyce dbało o zachowanie odpowiednio tajemniczej atmosfery. Pracownik ministerstwa miał nawet czelność upominać organizacje branżowe, aby nie mówiły publicznie o porozumieniu

Wiemy już, że posiadacze praw autorskich prowadzą ciche rozmowy z innymi podmiotami w Polsce, w Wielkiej Brytanii, a także na poziomie Unii Europejskiej. Gdzie jeszcze?

Czytaj: Samoregulacja - inny sposób na cenzurę internetu


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: Open Rights Group