Strony Twittera, New York Timesa i Huffington Post padły ofiarą ataków, do których przyznaje się Syryjska Armia Elektroniczna. To kolejny raz, gdy napięcia między dwoma krajami objawiają się także próbą wyrządzania szkód w internecie.
reklama
Strona New York Timesa była niedostępna nawet w chwili pisania tego tekstu. Twitter oficjalnie przyznał, że miał awarię wczoraj późnym wieczorem. HuffingtonPost potwierdził, że miał pewne przerwy w świadczeniu usługi.
Do ataków przyznała się Syryjska Armia Elektroniczna (SEA). Nie jest to żadna armia, ale po prostu grupa haktywistów popierająca prezydenta Syrii Baszara Assada. Co ciekawe, grupa przyznała się do ataków na Twitterze, co można uznać za gorzką ironię. Syryjczycy prezentują swoją wrogość, atakując amerykańskie strony, ale potem wykorzystują te strony, by ogłosić swój "sukces".
Z opublikowanych informacji wynika, że sprawcom ataków udało się uzyskać kontrolę nad kontami rejestratora domen Twittera i New York Timesa. W przypadku Twittera podmieniono także dane WHOIS, czym Syryjczycy nie omieszkali się pochwalić.
Hi @Twitter, look at your domain, its owned by #SEA :) http://t.co/ZMfpo1t3oG pic.twitter.com/ck7brWtUhK
— SyrianElectronicArmy (@Official_SEA16) August 27, 2013
Twitter zapewnia, że nie doszło do wycieku żadnych danych użytkowników. W ogólności Twitter wydaje się traktować ten przypadek jak zwykłą awarię. Serwis nie wspomniał w swoim komunikacie o SEA.
Atak na New York Timesa jest zrozumiały, bo gazeta donosiła o sytuacji w Syrii. W ogóle SEA chętnie atakowała strony amerykańskich gazet. Trzeba jednak mieć na uwadze, że atakujący mogli kierować się nie tylko sympatiami, ale również technicznymi możliwościami dokonania ataku.
Jak zauważyły media (m.in. Wall Street Journal), wszystkie zaatakowane strony korzystały z usług firmy hostingowej Melbourne IT. Firma przyznała, że dane uwierzytelniające jednego z jej odsprzedawców zostały wykorzystane przez atakujących, by uzyskać dostęp do systemów. To pozwoliło na zmianę wpisów dotyczących niektórych stron.
Może to prowadzić do ciekawego wniosku. Członkowie SEA najwyraźniej nie byli w stanie zaatakować bezpośrednio Twittera i New York Timesa, zatem uderzyli w inną współpracującą z nimi firmę.
Elektroniczne potyczki z prosyryjskimi hackerami to nic nowego. Bardzo ciekawym epizodem był moment, gdy SEA zaatakowała grupę Anonymous, a konkretnie należącą do haktywistów sieć społecznościową AnonPlus. Miał to być odwet za atak na stronę syryjskiego rządu.
Podobne akty internetowej agresji obserwuje się coraz częściej przy okazji napięć między różnymi krajami. Warto jednak pamiętać, że prawdziwa wojna elektroniczna to coś więcej niż ataki na gazety i serwisy społecznościowe.
Czytaj: Wikileaks publikuje e-maile kłopotliwe dla Syrii... i jej przeciwników
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Polskie władze 233 razy pytały Facebooka o dane użytkowników. Nieczęsto je dostawały
|
|
|
|
|
|