Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Rzecznik CBA zaprzecza, że handlował pirackimi płytami

27-10-2007, 13:26

Temistokles Brodowski, jako rzecznik policji w podwarszawskim Wołominie miał podobno sprzedawać pirackie płyty z filmami - donosi dziennik "Polska". Brodowski, który w obecnej chwili jest rzecznikiem Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA), zaprzecza tym doniesieniom, a CBA ma przeprowadzić wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.

Według dziennika "Polska", piracki proceder Brodowskiego był wśród policjantów z Wołomina powszechnie znany. Miał on rzekomo sprzedawać nielegalne kopie filmów, które dopiero wchodziły na ekrany kin. Inni policjanci z komendy podobno kupowali wspomniane pirackie płyty z filmami za złotówkę albo dwa złote.

Dziennikarze "Polski" piszą, że koledzy Brodowskiego z poprzedniej komendy przekazali redakcji pirackie płyty, które - jak twierdzą - zakupili u obecnego rzecznika Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Każdy egzemplarz, oprócz tytułu filmu, zwiera także logo nielegalnego kolportera - Tokles Film.

Temistokles Brodowski, który od zeszłego roku pracuje w CBA, zaprzecza doniesieniom dziennikarzy. Twierdzi, że nie ma o tej sprawie żadnego pojęcia, choć przyznaje iż nazwa Tokles to część jego imienia.

Obecny rzecznik CBA zrobił podobno błyskawiczną karierę jako policjant. Zaczął pracę w 2003 roku w komendzie Wołominie, potem trafił do komendy na Pradze-Północ. Przez pewien czas pracował także w zespole prasowym Komendy Stołecznej Policji. W 2007 r. został rzecznikiem Centralnego Biura Antykorupcyjnego - informuje z kolei PAP.

CBA zapowiedziało, że przeprowadzi wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. W związku z oskarżeniami dziennika "Polska" Temistokles Brodowski oddał się do dyspozycji szefa CBA do czasu wyjaśnienia sprawy. Jednocześnie zdecydowanie zaprzecza zarzutom gazety twierdząc, że został "obrzydliwie pomówiony". Brodowski ma zamiar także skierować przeciwko dziennikowi "Polska" pozew o zniesławienie.

Niezależnie od wyników postępowania warto przypomnieć, że piractwo wśród polskich policjantów nie wydaje się być niczym niezwykłym. Trzy lata temu "Gazeta Wyborcza" odkryła, że policjanci w województwie łódzkim pracują na nielegalnych programach komputerowych. Wtedy stróże prawa tłumaczyli się rozbrajająco: "Przecież jednostek nie stać na kupno legalnych programów". Prawie rok temu wyszło także na jaw, że w latach 2001-2004 policjanci ze szczecińskiego laboratorium kryminalistycznego posługiwali się w pracy pirackimi programami komputerowymi.

Co ciekawe, prawie w każdej tego typu sprawie organizacje walczące z piractwem komputerowym, jak np. Business Software Alliance (BSA) przyznawały, że zdarzają się przypadki wykrycia pirackich materiałów w policji, jednak postępowanie rzadko jest wszczynane, bo... zwykle chodziło o produkty warte kilkaset złotych. Gdy podobna sprawa dotyczy osoby niezwiązanej z instytucjami państwowymi, zwykle jest ona nagłaśniana, a "cywilini" piraci surowo karani.

Niedawno byliśmy jednak świadkami pewnego zwrotu w traktowaniu stróżów prawa, którzy okazali się piratami. Jeden z policjantów w Słupsku, który sprzedawał przez internet nielegalne kopie oprogramowania, filmów i muzyki, po skierowaniu sprawy do sądu dobrowolnie poddał się karze. Został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 15 tysięcy zł grzywny oraz obowiązek zwrotu pieniędzy (milion złotych) pokrzywdzonym.

Jeśli potwierdzi się, że Brodowski czerpał korzyści finansowe z rozprowadzania pirackich płyt grozi mu nawet do 3 lata więzienia. Co istotne, policjanci, którzy mieli według dziennika "Polska" kupowali od niego nielegalne kopie z filmami, też świadomie łamali prawo.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Następny artykuł » zamknij

Zamiast partnera... internet