Słynny portret Williama Szekspira jest dziełem z domeny publicznej, ale National Portrait Gallery i tak udziela licencji na wykorzystanie tego obrazu. Galeria próbuje też przekonywać, że ma prawa autorskie do obrazu, a pewna rządowa instytucja na swoim blogu przedstawia to podejście jako właściwe i nowoczesne. To jest chore.
reklama
To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
* * *
Wszyscy wiemy, że pewne dzieła stanowią dziedzictwo kulturowe ludzkości i nie są chronione prawem autorskim. To tzw. domena publiczna - utwory muzyczne Bacha, obrazy Leonarda, dzieła XVIII-wiecznych pisarzy itd. Oczywiście w świecie rozbuchanych praw autorskich nie wszyscy mogą się z tym pogodzić! Niektórzy ludzie chcieliby na nowo "uwłaszczyć" stare dzieła i najlepiej sprzedawać prawa do tych dzieł. Tylko jak to zrobić?
Pisaliśmy już kiedyś o pewnej fundacji, która uważa Damę z Łasiczką za swoją własność intelektualną. Nie istnieją żadne podstawy prawne by tak myśleć, ale fundacja uważa, że wykorzystanie obrazu bez jej zgody może godzić w jej dobra osobiste (bo rzekomo fundacja jest kojarzona z obrazem). Jest to głęboko absurdalne, ale fundacja zachowuje się na tyle pewnie, że niektóre osoby naprawdę wierzą w jej magiczne prawo. Jeśli fundacja wystosuje gdzieś pismo i zagrozi konsekwencjami, niektórzy się na to nabiorą.
Innym sposobem "uwłaszczania" dzieł z domeny publicznej jest ich digitalizacja. Dlaczego? Osoby z kreatywnym podejściem do praw autorskich będą przekonywać, że zdjęcie obrazu jest samo w sobie nowym utworem. Oczywiście takie zdjęcie nie powinno być uznane za utwór, gdyż stanowi ono jedynie prostą reprezentację danego dobra kultury. A jednak w pewnych przypadkach ludzie potrafią przekonywać, że zdjęcie obrazu może być nowym, chronionym utworem.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na blogowy wpis brytyjskiego Biura ds. Własności Intelektualnej. W tym wpisie możemy poczytać o portretach ze strony National Portrait Gallery, na które najczęściej udziela się licencji. Są to m.in. portrety Szekspira (ten najsłynniejszy) i Ryszarda III. Ale czekaj... skąd ktoś ma prawo do udzielania licencji na słynny XVII-wieczny portret Szekspira?
Szekspir zmarł w roku 1616 roku. Jego najbardziej znany portret to tzw. portret z Chandos, obraz olejny namalowany jeszcze za życia dramaturga. Autorstwo obrazu nie zostało ustalone. Przypuszcza się jedynie, że jest to dzieło pędzla Johna Taylora zmarłego w 1651 roku. Sam portret mógł powstać w latach 1600-1610.
Ten obraz nie jest chroniony prawami autorskimi, a jednak we wspomnianym blogowym wpisie zaznaczono.
All images © National Portrait Gallery, London.
Później zaktualizowano ten blogowy wpis i usunięto powyższy, jakże ignorancki tekst. Zastąpiono go uwagami o tym, że kwestia praw autorskich do obrazów przedstawiających dzieła niechronione jest sprawą dyskusyjną, a kalkulowanie czasu ochrony dzieł jest złożone. To prawda, ale ktoś poważnie się wygłupił publikując powyższy portret Szekspira i zaznaczając, że jest to dzieło chronione.
Co więcej, we wpisie na blogu Biura znajdują się sugestie, że licencjonowanie dzieł z domeny publicznej jest bardzo nowoczesne i pożądane! Cytowana jest wypowiedź managera z National Portrait Gallery, który mówi o konieczności równoważenia dostępu do dzieł z koniecznością rozwijania "gospodarki kreatywnej z pewną prawnie, wymierną i zbywalną własnością intelektualną". Nie można tego interpretować inaczej niż jako chwalenie uwłaszczania domeny publicznej. To jest naprawdę chore.
Rozumiem oczywiście, że cyfrowa wersja obrazu olejnego stanowi pewne dobro, które trzeba było wytworzyć i wiązało się to z pewnymi kosztami. Absurdalny jest jednak pomysł, aby to dobro chronić prawami autorskimi i traktować jako nowy utwór.
Dawno temu publikowałem w Dzienniku Internautów opowiadanie, które rysowało wizję świata z prawami autorskimi do wszystkich istniejących dzieł. Domena publiczna została "uwłaszczona", a prawa autorskie przydzielono czterem korporacjom. Jesteśmy jeszcze daleko od takiego świata, ale najwyraźniej zmierzamy w tę właśnie stronę.
Niestety domena publiczna zaczyna być traktowana jako "niezagospodarowana własność intelektualna". Jest to niezwykle niebezpieczne, bo domena publiczna jest podstawą wszelkiej twórczości. W istocie każde stworzone dziś dzieło jest bardziej pochodną domeny publicznej niż czymś naprawdę nowatorskim.
Weźmy na przykład prostą piosenkę opartą na akordach C-dur, a-moll, F-dur, G-dur. Niejeden twórca rości sobie prawo do takich dzieł, ale ten twórca nie wymyślił tych akordów (ani w ogóle idei akordu), nie wymyślił powszechnych rozwiązań aranżacyjnych, nie skonstruował instrumentów na których to zagrał. Nawet najlepszy fotograf korzysta z koncepcji wypracowanych wcześniej przez innych fotografów. Pisarze często powielają schematy fabuły, które zostały wypracowane w poprzednich epokach. Jak trafnie to ujął Piotr Waglowski, artyści czerpią z domeny publicznej i wszelkie dzieła powinny wrócić do domeny publicznej. Jeśli będziemy chcieli wszystko zamienić we "własność intelektualną" to ostatecznie nie będziemy mieli nic.
Na marginesie warto wspomnieć, że akurat w Polsce mamy od niedawna ustawę o re-use. Dotyczy ona również zdigitalizowanych zbiorów muzealnych.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|