Consumer Watchdog przekazał amerykańskiemu Departamentowi Sprawiedliwości (DOJ) dokument prezentujący argumenty przemawiające za tym, że Google nie jest monopolistą. Jednak razem z nim do DOJ trafił duplikat dokumentu z komentarzami eksperta negującymi twierdzenia Google.
reklama
Amerykański odpowiednik polskiego UOKiK otrzymał oba dokumenty od anonimowego pracownika Google, mającego dostęp do poufnych danych.
Jak podaje Adam Kovacevich na Google Public Policy Blog, Google kieruje się sześcioma zasadami w ramach konkurencji i otwartości, przedstawionymi we wspomnianym dokumencie:
Celem Google jest stłumienie wzrastającej krytyki odnoszącej się do coraz większej ekspansji firmy w różnych kierunkach, pozostawiającej przy tym mało miejsca dla konkurencji. Temu między innymi miał służyć dokument prezentujący argumenty internetowego potentata.
W rzeczywistości nie jest tak różowo...
Jednak anonimowy informator twierdzi zupełnie inaczej. Co więcej, naniósł on na dokument swoje sprostowania, sugestie i komentarze, nie pozostawiając na Google suchej nitki.
Podstawowe zarzuty są takie, że choć Google twierdzi, że jedynie 30% zysków z reklam online w 2008 należy do nich, to pomija fakt, że w pierwszym kwartale 2009 ich zyski wzrosły o 6%, przy czym zyski Yahoo i Microsoftu zmalały w tej dziedzinie odpowiednio o 13% i 16%.
Spośród wielkiej czwórki - Google, Microsoft, AOL i Yahoo - do Google należy 65% zysków z działalności online.
Google napisało również, że technologia idzie szybko do przodu, jeszcze niedawno AOL dominował na rynku połączeń dial-up, a teraz firmy takie, jak Verizon, AT&T czy Comcast, rządzą wśród providerów łączy szerokopasmowych. Kolejny raz jednak Google nie wspomniało o tym, że sama wykupuje mniejsze firmy udostępniające nowe rozwiązania, jak na przykład: YouTube, DoubleClick, Grand Central, Picassa, Keyhole, Blogger, Feedburner, Baidu, dMarc, Orion, JotSpot, AdScape, Jaiku i Postini.
Ostateczny wniosek raportu Google to stwierdzenie, że "konkurencja według Google jest mile widziana ponieważ stymuluje innowacje, powoduje, że wszyscy pracują ciężej i dostarcza użytkownikom większy wybór". Tajemniczy ekspert neguje to pisząc, że "ofensywa uroku" Google nie idzie w parze z czynami.
John M. Simpson, rzecznik Consumer Watchdog, powiedział, że materiały trafiły do nich od człowieka, któremu ufają, ale nie chcą ujawnić, kim on dokładnie jest.
Dokument źródłowy oraz wersja skomentowana jest do pobrania z witryny www.consumerwatchdog.org
Google się broni
Na odpowiedź Google nie trzeba było długo czekać. Kovacevich przyznał, że dokument, który wyciekł, jest prawdziwy, ale podkreślił od razu, że Google nie ma nic do ukrycia. "Ta prezentacja powstała po dwóch latach doświadczeń, kiedy to doszliśmy do wniosku, że powinniśmy bardziej się postarać w przekazywaniu innym naszego podejścia do konkurencji" - mówi Kovacevich w wywiadzie dla thestandard.com.
Przyznał on również, że nie ma pojęcia, kto mógł upublicznić dokument i kto go skomentował.
Google nie pierwszy raz w sądzie
Sprawa z Consumer Watchdog nie jest jedyną na przestrzeni ostatnich miesięcy, kiedy to Google ma doczynienia z wymiarem sprawiedliwości. Niedawno Federalna Komisja Handlu zdecydowała przyjrzeć się Google i Apple, gdyż obie firmy posiadają wspólnych członków zarządu. Natomiast na początku maja Erich Specht wytoczył Google i 46 innym firmom proces o bezprawne wykorzystywanie znaku towarowego "Android".
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|